Skandal na porodówce. Tak lekarz skomentował śmierć małej Zosi
Wiele wskazuje na to, że gdyby nie błędy popełnione przez personel medyczny urodzona z hipotrofią Zosia nadal mogłaby żyć. - Nie mogłam jej nawet dotknąć, pierwszy i ostatni raz zobaczyłam ją na pogrzebie - mówi jej mama Sandra.
1. Ciężarna odesłana do domu
Gdy Sandra Gołębiowska i Mateusz Zamorski spod Dzierżoniowa dowiedzieli się, że będą mieli dziecko, byli przeszczęśliwi. Ciąża przebiegała bez większych zakłóceń, chociaż badania kontrolne wykazały, że dziewczynka ma tzw. hipotrofię, czyli bardzo niską wagę.
W święta Bożego Narodzenia będąca wówczas w 40. tygodniu ciąży Sandra zgłosiła się do szpitala z niepokojącymi objawami.
- Zaczął mnie strasznie boleć brzuch, zorientowałam się, że to pierwsze bóle porodowe. Przyszła do mnie wówczas młoda pani. Pod wpływem stresu, może presji bóle mi ustały. Powiedziała, że w związku z tym, że są święta, mogę iść do domu lub zostać w szpitalu - opowiada Sandra w programie "Uwaga!" TVN.
2. Śmierć Zosi
Przez nikogo nie zatrzymywani przyszli rodzice wrócili więc do domu. Wkrótce Sandra poczuła jednak, że bóle porodowe się nasilają. Po przyjęciu na oddział usłyszała od lekarza, że konieczne będzie cesarskie cięcie.
- Patrzę na podłogę, a tam dużo krwi, cała kałuża krwi. Jedna z pielęgniarek spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Była w szoku - opowiada kobieta.
Z relacji pary wynika, że stracili dużo czasu, zanim Sandrę zabrano na blok porodowy. Przed godz. 3 w nocy Mateusz napisał do mamy, że ich córeczka Zosia utknęła i będzie musiało być wykonane cesarskie cięcie. Jak wynika z materiału "Uwagi!" w szpitalu nie kontrolowano nawet przebiegu porodu za pomocą podstawowego badania KTG (ostatni zapis zarejestrowano o godz. 00:47).
- Po zdjęciu nóżki dziecka wiedziałem, że coś nie jest w porządku, nie chcieli nam też pokazać dziecka - opowiada.
Zosia dostała po urodzeniu tylko jeden punkt w skali Apgar. Została przewieziona do specjalistycznego szpitala we Wrocławiu. Tam, mimo wysiłków lekarzy, zmarła z powodu silnego niedotlenienia.
- Zosia żyła jeden dzień, niecały. Nie mogłam jej nawet dotknąć, pierwszy i ostatni raz zobaczyłam ją na pogrzebie - mówi Sandra.
3. Zosia mogłaby żyć?
Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog z Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych w Tarnowie, poproszony o komentarz opiniuje, że to, co stało się w szpitalu, jest winą personelu medycznego. Jego zdaniem ciężarnej Sandry nie powinno się wypuszczać do domu, gdy pojawiła się pierwszy raz w placówce, a KTG powinno być stale monitorowane. Uważa, że gdyby Zosią zajęto się prawidłowo, przeżyłaby.
Z kolei mecenas Jolanta Budzowska, która zajmuje się błędami medycznymi i prawami pacjenta, komentuje, że cięcie cesarskie powinno być wykonane w trybie nagłym, a zamiast tego zwlekano z nim godzinami.
Sprawą zajęła się prokuratura. Lekarz, który był felernego dnia na dyżurze, nie chciał komentować tego, co się stało.
- Dzieci umierają, no i co z tego? (…) W mojej karierze zawodowej kupę dzieci umarło i to jest jak najbardziej dopuszczalne. Nie rozmawiamy, proszę do mnie nie dzwonić – usłyszała w słuchawce dziennikarka "Uwagi!".
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl