Sprawdzone przez redakcję: Przetestowaliśmy nowego Furby'ego
Kolorowe, puchate, słodkie i interaktywne - tak można w skrócie opisać Furby, czyli elektroniczne zabawki, które wprowadzono na rynek w 1998 roku i tylko w ciągu dwóch pierwszych lat sprzedały się w ponad 15 milionach egzemplarzy. Przetestowałyśmy z córką wersję 2.0. i już wiemy, czy jest warta zakupu.
1. Mięciutki przyjaciel
Nazwa "Furby" w wolnym tłumaczeniu oznacza "kulkę futra" i właśnie tak wyglądają te urocze stworki, którymi można się bawić na różne sposoby. Według jednych przypominają chomiki, według innych - sowy. W wersji 2.0. są reklamowane jako interaktywne maskotki, które mają w sobie ponad 600 fraz, piosenek i dowcipów, reagują na głos, poruszają uszami i oczami, a nawet tańczą.
Po otwarciu opakowania naszym oczom ukazał się fioletowy włochaty stworek. Wystarczyło włożyć do niego cztery baterie, by "ożył", wprawiając moją trzylatkę w zdumienie. Emilka jest wprawdzie sporo młodsza niż sugerowany wiek odbiorców zabawki (6 lat), jednak z zaciekawieniem patrzyła na gadatliwego Furbiego.
W opakowaniu znalazłyśmy jeszcze naszyjnik, który można samodzielnie złożyć i powiesić zabawce na brzuszku, oraz grzebyk, którym córka zaczęła czesać mu futerko. Przy takich zabiegach pielęgnacyjnych trzeba jednak uważać, ponieważ przy mocniejszym pociągnięciu pojedyńcze włoski mogą zostać na grzebyku lub dłoni.
Do Furbiego dołączony jest też tak zwany "Poradnik przyjaźni", czyli instrukcja, jak postępować z zabawką. Do wyboru mamy kilka możliwości, w tym opcję tańczenia, naśladowania głosu, odtwarzania spokojniej muzyki relaksacyjnej czy pokaz świateł, w czasie którego uszy zabawki podświetlają się na różne kolory w takt muzyki.
2. Nasza opinia
Furby jest uroczą zabawką, jednak sprawdzi się przede wszystkim dla starszych dzieci. Granica sześciu lat jest w tym przypadku rozsądna, ponieważ trzyipółletnia Emilka miała jeszcze problem ze zrozumieniem, jak powinna naciskać serduszko na czole stworka i jak do niego mówić, by wywołać celową interakcję.
To, czego odrobinę brakuje, to stopniowania głośności zabawki: podczas używania jej w domu dźwięk jest idealny, jednak gdy Emilka wzięła Furbiego do ogrodu, odgłosy ulicy z oddali nieco zagłuszały to, co mówił czy śpiewał.
Początkowo nie jest też łatwo nauczyć się, jak wydawać Furby polecenia. Po naciśnięciu serduszka na jego czole powinno się poczekać na odpowiednie podświetlenie uszu, jednak w naszym przypadku nie zawsze się to udawało. Dopiero po kilku dniach nabraliśmy wprawy i zrozumieliśmy w domu, jak robić to prawidłowo.
Ogromną zaletą Furby są możliwości, jakie daje. Można z nim nie tylko "rozmawiać", śpiewać czy tańczyć, ale też bawić się na różne sposoby. Jego interaktywność jest naprawdę szeroka, a stworek reaguje nie tylko na naciskanie serduszka na czole, ale też na przyciskanie czy masowanie brzuszka oraz klepanie po głowie. Z kolei aby go uśpić, trzeba zabawkę położyć na plecach. Wówczas Furby jeszcze przez chwilę coś mówi, po czym zamyka oczy i zasypia.
U młodszych dzieci Furby będzie miłą maskotką i ciekawym kompanem do śpiewania piosenek czy tańczenia. Może też pomagać zrozumieć, że Furby - tak jak prawdziwe zwierzęta - mają swoje potrzeby, które opiekun musi zaspokajać. Zabawka bowiem często prosi o pogłaskanie, przytulenie czy czynności pielęgnacyjne. Można go także karmić dołączonym do naszyjnika kawałkiem pizzy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski