Trwa ładowanie...

Rodzice oszukują na potęgę. "Myślą tylko o sobie"

 Anna Klimczyk
Anna Klimczyk 14.10.2023 19:23
Rodzice "przemycają" chore dzieci do żłobków i przedszkoli. Pakują im leki "na wynos"
Rodzice "przemycają" chore dzieci do żłobków i przedszkoli. Pakują im leki "na wynos" (Getty Images)

Wychowawcy twierdzą, że przyprowadzanie przeziębionych dzieci do żłobków i przedszkoli to prawdziwa plaga. - Rodzice czasami już nawet nie udają. Przyznają, że dziecko jest chore, ale nie mają go z kim zostawić - opowiada Kasia, która pracuje w krakowskim przedszkolu. Opiekunowie mają nietuzinkowe sposoby, aby "przemycić" dziecko do placówki.

spis treści

1. "To tylko katarek"

Temat przyprowadzania chorych dzieci do żłobków i przedszkoli co roku wraca jak bumerang. Mogłoby się wydawać, że w tej sprawie powiedziano i napisano już wszystko. Jednak - delikatnie mówiąc - nieodpowiedzialne praktyki nadal mają miejsce.

Prawie każdy rodzic był w takiej sytuacji. Dzień dopiero się zaczyna, my rozpoczynamy poranną walkę z czasem, a dziecko płacze, że boli je głowa, kaszle, z noska leci katar. A my przecież musimy iść do pracy. Dla wielu jedynym wyjściem jest zaprowadzenie przeziębionego malucha do żłobka lub przedszkola.

Zobacz film: "Pytanie mamy - odc. 5. Sezon infekcyjny u dzieci"

W placówce stawiamy na dobrze znany nam już repertuar przebojów pod tytułem: "to tylko katarek", "córka nie jest przeziębiona, ma alergię" lub "dziecko nie zaraża". "Utwory" oklepane, ale ciągle bardzo chętnie grane.

Nauczycielki pracujące w żłobkach i przedszkolach przyznają, że rodzice radzą sobie znakomicie z ukrywaniem rzeczywistego stanu zdrowia swoich pociech.

- Sytuacje, w których rodzice przyprowadzają chore dziecko do żłobka, zdarzają się nagminnie. Wtedy tłumaczą, że maluch nie jest przeziębiony, tylko ma "delikatnie zatkany nos" albo alergie. A my przecież widzimy, że dziecko kicha, kaszle, ma zielone gluty do pasa i jest rozpalone. Ale nasze sugestie, by zabrać je do domu, często na nic się nie zdają - mówi w rozmowie z WP Parenting Marta, która pracuje w jednym z warszawskich prywatnych żłobków jako pomoc opiekuna.

25-latka przyznaje, że ona i jej koleżanki stworzyły nawet "listę najbardziej absurdalnych wymówek".

- Kiedyś usłyszałyśmy, że maluch kaszle, kicha, ma gorączkę i katar, bo... wyżynają mu się zęby. Próbowałyśmy tłumaczyć mamie chłopca, że to niemożliwe, ale ona twierdziła, że konsultowała się z lekarzem. Za dwa dni czwórka dzieci i dwie opiekunki nie pojawiły się w żłobku. Wszyscy byli przeziębieni - opowiada.

2. Spakowała dziecku leki "na wynos"

Kasia - która pracuje w krakowskim przedszkolu - również potwierdza, że przyprowadzanie przeziębionych dzieci do placówek oświatowych to już prawdziwa plaga.

- Rodzice czasami już nawet nie udają. Przyznają, że dziecko jest chore, ale nie mają go z kim zostawić. Wtedy mówimy, że powinni zabrać malucha do domu. Jednak często pozostają głusi na nasze prośby. Łatwiej takie "zabranie dziecka" wyegzekwować w przedszkolu publicznym. W placówce prywatnej każde dziecko to pieniądz więc na niektóre sytuacje niestety przymyka się oko - opowiada.

Nauczycielka przyznaje, że rodzice mają swoje sposoby, by "przemycić" chore dziecko do placówki. Najczęściej, aby ukryć rzeczywisty stan zdrowia malucha, podają mu leki, które mają łagodzić objawy choroby.

- Często przed zaprowadzeniem dziecka do nas podają mu lekarstwa, żeby maluch, chociaż "na wejściu" poczuł się i wyglądał lepiej. Jednak jak wiemy, one po paru godzinach przestają działać i objawy choroby u dziecka się nasilają. Niektóre dzieci wtedy wprost przyznają - "mama rano podała mi malinowy syropek na gorączkę" - opowiada Kasia.

Jednak to nie koniec.

- Niektórzy są jeszcze bardziej bezczelni i podają dziecku leki w placówce np. w szatni lub pakują im je "na wynos". Raz byłam świadkiem takiej sytuacji. Pora obiadowa. Widzę, że jedna dziewczynka wyciąga z kieszeni małe zawiniątko. A tam tabletki. Tłumaczyła, potem, że mama kazała jej połknąć jedną, jak będzie jadła - relacjonuje.

3. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji

Obie nauczycielki podkreślają, że zawsze, gdy widzą, że dziecko gorzej się czuje, jest słabe, ospałe, ma gorączkę czy inne typowe objawy przeziębienia, dzwonią do rodziców i proszą, by odebrali pociechę z placówki.

- Zaznaczmy, że to jeszcze nie oznacza, że rodzic zabierze takie dziecko. My dzwonimy i możemy poprosić, żeby to zrobił. Czasami opiekunowie są na nas źli. Mówią, że zawracamy im głowę. Niektórzy rzeczywiście reflektują się i przyjeżdżają po chorego malucha. Chcę podkreślić, że rodzice, którzy przyprowadzają chore dziecko do przedszkola czy żłobka, nie myślą o nauczycielkach, które tam pracują i o innych dzieciach tylko o sobie. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Czasem przez takie jedno przeziębione dziecko choruje połowa grupy. A gdy zachoruje nauczycielka, to potem nie ma komu pracować - podsumowuje Kasia.

Dr Lidia Stopyra, pediatra i specjalistka chorób zakaźnych, również przyznaje, że niestety takie sytuacje często mają miejsce.

- Czasami rodzice przyznają się w rozmowie ze mną, że np. dziecko w nocy zaczęło gorączkować, ale oni tego dnia mieli jakąś ważną rzecz w pracy - życiowa sprawa - dlatego podali rano dziecku leki i zaprowadzili je do przedszkola. Opiekunowie wiedzą, że postępują źle, ale tłumaczą, że nie mają wyjścia - opowiada ordynatorka Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.

Pytam, jak rozwiązać tak patową sytuację.

- Moglibyśmy oddzielać w przedszkolach i żłobkach dzieci zdrowe od tych, które czują się danego dnia gorzej. Może wtedy rodzice chętniej by się przyznawali, że maluch zmaga się z infekcją. Wiem, że takie rozwiązanie będzie bardzo trudno wprowadzić. Ale moim zdaniem warto to przemyśleć - mówi ekspertka.

I dodaje, kiedy absolutnie nie należy przyprowadzać dziecka do placówki oświatowej:

- Dorośli chorują średnio trzy razy w roku, dzieci nawet trzy razy częściej. W większości chorób wirusowych zakaźność zaczyna się, zanim wystąpią objawy. Jednak wtedy jest niewielka. Wówczas często po dziecku jeszcze nie widać, że zmaga się z infekcją. Ma delikatne objawy - bóle mięśniowe, boli go głowa. Natomiast jeśli pacjent jest objawowy - pojawia się obrzęk śluzówek nosa, katar, kaszel to wtedy ta zakaźność jest bardzo wysoka. Jeżeli wówczas zaprowadzimy malucha do przedszkola lub żłobka, to zarażą się inne dzieci. Natomiast wbrew pozorom w momencie, gdy dziecko ma np. jeszcze końcówkę kataru, ale już przechorowało infekcję, to możemy zaprowadzić je do placówki - podsumowuje dr Stopyra.

*imiona bohaterów zostały zmienione.

Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze