Trwa ładowanie...

"Przychodzą do mnie dzieci z niealkoholowym stłuszczeniem wątroby i bardzo wysokim cholesterolem". Rozmowa z Leszkiem Klimasem, który odchudza dzieci

 Ewa Rycerz
02.03.2021 11:50
Hubert schudł 40 kg
Hubert schudł 40 kg (Archiwum prywatne)

Od lat odchudza dzieci, dba o ich kondycję fizyczną i psychiczną. W proces odzyskiwania zdrowia u swoich podopiecznych angażuje się całym sobą. Jeden z nich w wieku 7 lat ważył 83 kg, schudł 40. Leszek Klimas, mistrz świata, Europy i Polski w sylwetce atletycznej pokazuje, jak należy podchodzić do otyłości dzieci.

Słowa ministra Edukacji i Nauki o odchudzaniu uczniów nazywa niezręcznymi, ale jednocześnie docenia zauważenie problemu. W rozmowie z Wirtualną Polską wskazuje, jakich rozwiązań potrzebuje polska szkoła, opowiada o swoich podopiecznych i przestrzega przed akceptacją dla nadwagi.

Ewa Rycerz, WP Parenting: Dość niedawno głośno było o odchudzaniu polskich dzieci. To za sprawą ministra Czarnka, który powiedział, że "krzywa otyłości wśród polskich dzieci i młodzieży dramatycznie rośnie - przyczyniła się do tego m.in. pandemia, a co za tym idzie brak ruchu. Za chwilę zaproponujemy dodatkowe zajęcia sportowe dla dzieci i młodzieży we wszystkich gminach". Dodał także, że ministerstwo chce wprowadzić dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, które mają być "zwłaszcza skierowane do dziewcząt, bo tu jest większy problem”. Zostały one zrozumiane opacznie, ministrowi zarzucano chęć odchudzania głównie dziewczynek, co wywołało burzliwą dyskusję na temat otyłości wśród dzieci. Słusznie?

Leszek Klimas: Wydaje mi się, że słowa ministra były nieco niefortunne. Jeśli chodzi o nadwagę i otyłość, to problem jest globalny i nie ma płci. Ja nie prowadzę takiego podziału. Ale trzeba powiedzieć jasno: problem otyłości nasiliła pandemia, jest on już bardzo poważny. Bardzo.

Zobacz film: "Koronawirus w Polsce. Nakaz noszenia profesjonalnych maseczek? Ekspert tłumaczy"

Jaka jest jego skala?

Ogromna i nadal postępuje. Czasem wybieram się z moimi podopiecznymi na basen i obserwuję inne dzieciaki, bez oceniania kogokolwiek. Z tych obserwacji wynika, że 3 na 10 dzieci jest otyła, kolejne 4-5 - ma nadwagę. Widać u dużej liczby dzieci tendencję do tycia.

Kornelia schudła ponad 20 kg
Kornelia schudła ponad 20 kg (archiwum prywatne)

To wina epidemii? Złego odżywiania? Braku ruchu?

Epidemia na pewno miała wpływ na kondycję dzieciaków. Przez wiele tygodni miały przecież ograniczone możliwości wychodzenia na dwór. To co one miały robić? Mają telefony, gry i komputery, to siedzą i grają. Ale jest jeszcze jedna rzecz. Teraz dzieciaki nie są nauczone regularnych pór posiłków, one wręcz stale podjadają. My, urodzeni w latach 70. czy 80., wybiegaliśmy to, co zjedliśmy. Teraz dzieci nie dość, że się nie ruszają, to jeszcze stale jedzą przekąski, które jeszcze bardziej nakręcają ich apetyt.

I te reklamy…

Dokładnie! Reklamami słodkich lub słonych produktów jesteśmy atakowani z każdej strony. Znam tylko jedną reklamę społeczną, która zwraca uwagę na problem otyłości. Jedną.

No dobrze, ale gdy dziecko ciągle słyszy od cioci czy babci, że jest chudziutkie i powinno zjeść kanapeczkę, to w końcu ulega.

Bo to jest tak. W latach 70. czy 80. wszystkie dzieci miały podobne sylwetki. Na 30 osób w klasie, 1 była otyła. Normą była szczupła figura zarówno chłopca, jak i dziewczynki. Patrząc na dzieci w szkole teraz, połowa ma nadwagę lub otyłość, a reszta też nie jest tak szczupła, jak my kiedyś. Jak babcia czy dziadek widzi dziecko sąsiada i porównuje je do swojego wnuka, to nagle okaże się, że on jest… za chudy! Mimo że może mieć prawidłową wagę, a dziecko sąsiada waży za dużo. Ale jeśli będziemy chcieli porównywać te dzieci z otyłością, to nagle okaże się, że nie ma już takiej skali.

Poza tym rodzice przyzwyczajają się do sporej wagi dziecka do tego stopnia, że nie widzą tej otyłości. Moi klienci nierzadko zauważają ją dopiero wtedy, gdy ich syn czy córka ma poważny problem, albo dopiero gdy schudnie.

Nie napawa to nadzieją dla dzieciaków.

Ostatnio słyszałem wypowiedź pewnego lekarza, który stwierdził, że za 20 lat nasze dzieci będą tak schorowane, że już nie będzie dla nich ratunku. Te słowa trzeba nagłaśniać, reagować na nie, wdrażać odpowiednie programy w szkołach. Nie za rok czy dwa, ale teraz i już!

Kilka lat temu zrezygnowano przecież ze słodkich przekąsek w szkołach. To miał być pierwszy krok.

Te działania zupełnie się nie sprawdziły. U mojej córki w szkole stoi automat ze słodkimi przekąskami. Są one ogólnodostępne.

Teraz Ministerstwo Edukacji i Nauki chce wdrażać program walki z otyłością. Politycy chcą m.in. by dzieciaki miały więcej pozalekcyjnych zajęć sportowych.

Niech wdrażają, tylko powinni wziąć także pod uwagę to, że dzieci trzeba odpowiednio zachęcić. To nie działa tak, że rzucimy dzieciakom piłkę i one nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zaczną w nią grać. No nie. Dzieciaki są tak rozleniwione, niechętne do dodatkowego wysiłku, że trzeba do nich podejść psychologicznie. Zmotywować je. Trzeba zachęcać, a nie zmuszać.

To jak w takim razie zachęcić dziecko do ruchu?

Wiemy, że otyłość to choroba, jest zresztą zapisana na liście chorób WHO, na 66. miejscu. Wiemy, że pociąga za sobą nawet 200 innych schorzeń. Do mnie przychodzą 10-latkowie, którzy mają niealkoholowe stłuszczenie wątroby, którzy walczą z wysokim cholesterolem, z trójglicerydami na poziomie 250. Kiedyś te problemy mieli 75-latkowie. To wszystko trzeba dzieciom tłumaczyć. One są mądre i szybko zrozumieją.

Podstawą w systemowym odchudzaniu dzieci nie jest SKS, ale wyszkolenie kadry psychologiczno-dietetycznej. Trzeba mówić dzieciom, co jest zdrowe, bo one tego nie wiedzą. Trzeba im wyjaśnić konsekwencje otyłości dla zdrowia. Te działania trzeba wdrażać nie w podstawówce, ale już w przedszkolu. Ważne jest też przygotowanie rodziców. .

Uważam też, że dzieciakom potrzebne są autorytety sportowe. Jako mistrz świata, Europy i Polski w sylwetce atletycznej sam daję przykład swoim podopiecznym.

Która z historii odchudzonych przez pana dzieci najbardziej zapadła panu w pamięć?

Zadzwonił do mnie przyjaciel, ordynator ze szpitala pediatrycznego i mówi do mnie: Leszek, słuchaj, musimy chłopakowi uratować życie.

Byłem zszokowany, ponieważ on twierdził, że bez pomocy chłopak nie dożyje 15 lat. Kiedy Hubert z rodzicami przyjechali do mnie, załamałem się. Chłopak ledwo wszedł do środka. Ważył 83 kg, miał 7 lat.

Hubert schudł 40 kg
Hubert schudł 40 kg (archiwum prywatne)

Sytuacja Huberta była bardzo poważna. Chłopak borykał się z otyłością od 4 roku życia, potrafił wylądować w szpitalu, bo miał ciśnienie na poziomie 180/140. Zbijano je kroplówkami.

Jego rodzice robili, co mogli. Jeździli do lekarzy do poradni metabolicznych, stosowali diety, nic nie pomagało, bo dziecko nie miało motywacji. Gdy Hubert przyszedł do mnie, otwarcie powiedziałem mu, co go czeka, jeśli nie schudnie. I zaczęliśmy działać, wspierać się w tym działaniu. Dziś chłopak waży ponad 40 kg i jest zdrowym dzieckiem.

Zajmowałem się też chłopcem z chorobą Cushinga. Miał hormonalnie aktywnego guza przysadki mózgowej z aktywnym kortyzolem. Występowała u niego tak duża otyłość, że aż pękała mu skóra. Lekarze go zoperowali, ale nadwaga pozostała i nikt nie potrafił mu pomóc. Tak trafił do mnie. Dzisiaj ma 20 kg mniej.

Najpierw rzetelna analiza wyników lekarskich i sprawdzenie właściwości organizmu, potem wnikliwa rozmowa i analiza dotychczasowych działań i reakcji organizmu, na koniec dobrze dobrany program żywieniowy i aktywnościowy i działamy. Tutaj nie ma partyzantki.

Teraz realizuję program z 10-latkiem, który waży 117 kg.

Panie Leszku, w jakim stanie psychicznym są dzieciaki, które do pana trafiają?

Najczęściej są zamkniętymi w sobie kilkulatkami lub skrytymi nastolatkami. Jedne się wstydzą swojego ciała, inne nie są w stanie zawiązać buta, ponieważ nie sięgają do stopy i kosztuje je to mnóstwo wysiłku.

Generalnie przychodzą do mnie dzieci nieco nieśmiałe właśnie ze względu na swoją otyłość, dla których wizyta u mnie jest ostatnią deską ratunku, a my robimy wszystko, by je "otworzyć". I po kilku tygodniach udaje się.

Leszek Klimas od lat odchudza polskie dzieci
Leszek Klimas od lat odchudza polskie dzieci (Archiwum prywatne)

Tego potrzeba w szkolnym systemie? Realnego zaangażowania nauczyciela?

Dokładnie, ale potrzeba modyfikacji sięga dużo głębiej. Do zmiany sposobu myślenia osób, które określają program wychowania fizycznego w szkole.

A co może zrobić rodzic, który zauważy, że jego dziecko ma fałdki i już zaczyna tyć?

Przede wszystkim powinien wyeliminować cukry proste z diety dziecka oraz wprowadzić 3-4 regularne posiłki dziennie. Do tego aktywność w postaci spaceru, gry w piłkę czy jazdy na rowerze i wystarczy. Dla dziecka warto zrobić wszystko, ale minimum to odpowiednia dieta i chociaż trochę ruchu.

To niewiele.

Niewiele. A jednak tak dużo.

Zobacz także:

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze