Proszą ją o "ulepszenie" partnerek po porodzie. "To wbrew etyce lekarskiej"
Ginekolożka Danielle Jones w prześmiewczy sposób opisała, jakie prośby słyszy na porodówkach od partnerów rodzących kobiet. Chodzi o tzw. „szew dla męża”. Rzucane pół żartem, pół serio życzenie panów uznała za mocno niestosowne. Okazuje się, że takie praktyki nie są wcale reliktem przeszłości.
1. Dodatkowy szew dla męża
Wydawać by się mogło, że w XXI wieku pewne opresyjne praktyki odeszły już dawno w niepamięć. Nic bardziej mylnego. Amerykańska ginekolożka, prężnie działająca od lat w mediach społecznościowych, zwróciła niedawno uwagę na niestosowne życzenia, które często słyszy od panów na porodówkach.
Danielle Jones, w sieci znana jako @mamadoctorjones, opublikowała na TikToku filmik, w którym w prześmiewczy, a jednocześnie kategoryczny sposób mówi o tym, że niektórzy mężczyźni po porodach swoich partnerek proszą ją o wykonanie "dodatkowego szwu". Powszechnie nazywa się go "szwem mężowskim" lub (co brzmi chyba jeszcze gorzej) "szwem dla tatusia". Co to takiego i dlaczego budzi takie kontrowersje?
"Szew mężowski" to określenie związane z ciasnym zszyciem krocza po jego nacięciu bądź pęknięciu przy porodzie. Dodatkowy szew ma zmniejszyć wejście do pochwy, a przez to wpłynąć na "poprawę" doznań seksualnych partnera i samej rodzącej. Zazwyczaj jednak jest źródłem bólu i frustracji "ulepszonej" w ten sposób kobiety, która cierpi przez to w trakcie stosunków, badań ginekologicznych, a nawet używania tamponów.
@mamadoctorjones “Husband Stitch??” - ObGyn Thoughts #tiktokdoctor #obgyn #pregnancy ♬ original sound - Mama Doctor Jones
Nie powinno więc dziwić, że nietypową prośbę świeżo upieczonych tatusiów Jones sparodiowała sarkastycznie odpowiedzią: "Pewnie, jak ciasno pan sobie życzy?".
- Nikt nigdy nie powinien zmieniać rozmiaru wejścia do pochwy podczas zszywania rany poporodowej. To się nazywa etyka lekarska - dodała na końcu filmu.
2. Szew mężowski wciąż jest stosowany?
Niestety, jak wynika z medialnych doniesień z Polski i innych krajów świata, zbyt ciasne zszycie krocza na porodówkach wciąż się zdarza, a pacjentki często skarżą się na przedmiotowe traktowanie ze strony niektórych lekarzy.
Przykładem może być historia opisana w 2018 roku w portalu "Refinery29". Opublikowano tam historię Robyn (imię zmienione), która rok po porodzie tak bardzo cierpiała, że nie mogła mieć bezboleśnie pobranego wymazu do badania. Wówczas zajmująca się nią pielęgniarka odkryła, co jest tego powodem.
- Pielęgniarka była pierwszą osobą, która powiedziała mi, że zostałam zszyta zbyt ciasno. Myślałam, że już tego nie robią - powiedziała kobieta.
Opisana na portalu historia wydarzyła się szesnaście lat wcześniej, gdy myślano, że zakładanie tzw. "szwu dla męża" jest już reliktem przeszłości.
Gdy Robyn znów zaszła w ciążę, poprosiła, by po porodzie jej krocze zszywała kobieta.
- Powiedziałam, że miałam doświadczenie, w którym zszywał mnie mężczyzna i nie chcę ponownie przeżywać traumy "szwu dla męża". Położna pokiwała tylko głową. Nie wydawała się zdziwiona, że coś takiego miało miejsce - wspominała w rozmowie z "Refinery29".
3. Zbyt ciasnego zszycia by nie było, gdyby nie nacięcie krocza
W Polsce od lat o nieuzasadnionym nacinaniu krocza w trakcie porodów edukuje Fundacja Rodzić po Ludzku. W materiałach fundacji można przeczytać, że praktyki takie są nagminne, chociaż powinny być stosowane jedynie w sytuacjach krytycznych, czyli w celu ratowania życia matki czy dziecka.
Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia stwierdzają, iż uzasadnione jest stosowanie nacięcia krocza w od pięcu do 20 proc. porodów. Tymczasem w Polsce wskaźnik ten jest znacznie wyższy.
"W 2008 r. informacje otrzymaliśmy ze 182 placówek (ok. 40 proc. oddziałów położniczych w Polsce). Z danych wynika, iż średnio w oddziałach tych w 2007 r. nacięcie krocza zastosowano w 50 proc. porodów. (…) Analiza ankiet i listów od kobiet nadesłanych podczas akcji „Rodzić po ludzku” prowadzonej w 2006 r. wskazuje na szersze zastosowanie nacięcia krocza w polskich porodówkach. Blisko 80 proc. kobiet - respondentek akcji rodzących drogami natury podało, że miało nacięte krocze, w tym 60 proc. z nich nie zapytano o zgodę na wykonanie tego zabiegu. Z danych podawanych przez ordynatorów w kolejnych latach wynika, iż w niektórych szpitalach nacięcie stosuje się u 100 proc. kobiet bez względu na to, który to poród, a w wielu placówkach nacięcie krocza przy pierwszym porodzie jest postępowaniem rutynowym" - czytamy w publikacji fundacji.
Eksperci fundacji podkreślają, że w przypadku braku zagrożenia dla matki lub noworodka, nacięcie krocza nie jest konieczne, a może wręcz być szkodliwe. Może zwiększać ryzyko m.in. pęknięcia III i IV stopnia, infekcji, przedłużonego gojenia się rany, a także długotrwałej dyspareunii (bólu odczuwanego w trakcie zbliżenia) i bolesności krocza.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl