Cztery razy traciła ciążę. Wystarczył antybiotyk, by urodziła "tęczowe dziecko"
Po czterech poronieniach i ciąży pozamacicznej 39-latka straciła nadzieję na dziecko. Wyniki badań wskazywały, że jest zdrowa, a jej partner nie ma problemów z płodnością. Gdy zaczęła myśleć o in-vitro i adopcji, stał się cud.
1. Myślała, że w końcu usłyszy bicie serca dziecka
Diane Bowden o swoim małym cudzie, trzymiesięcznym Freddiem mówi "tęczowe dziecko". Pojawiło się w ich życiu, gdy już straciła nadzieję na macierzyństwo.
Kiedy kilka lat wcześniej poznała 41-letniego Mike'a Grosvenora, oboje bardzo szybko doszli do wniosku, że chcą starać się o potomstwo. Zaledwie cztery miesiące po odstawieniu antykoncepcji, Diane dowiedziała się o ciąży.
W 12. tygodniu zgłosiła się na USG, licząc, że w końcu usłyszy bicie serca malucha.
- Moje ciało nie wysyłało żadnych sygnałów, choć embrion przestał rosnąć po sześciu tygodniach - wyjaśniła w rozmowie z brytyjskim "Mirror". - Najtrudniejszą rzeczą było oczekiwanie, że zobaczę dziecko na ekranie, po prostu nie mogłam tego ogarnąć.
Sytuacja powtórzyła się jeszcze trzykrotnie. Dopiero po tym czasie Diane kwalifikowała się do refundacji badań w kierunku problemów z płodnością. Para zdecydowała się także na prywatne wizyty u najlepszych specjalistów. Ci jednak nie byli w stanie powiedzieć, dlaczego Diane nie może utrzymać ciąży.
- Lekarze po prostu powiedzieli nam, że mamy pecha i żebyśmy próbowali dalej – wspomina.
Piąta ciąża okazała się ciążą pozamaciczną i konieczne było usunięcie prawego jajowodu kobiety. To dodatkowo zmniejszało szanse na poczęcie dziecka.
2. To była infekcja, wystarczył antybiotyk
- Byłam dość silna mimo wszystkich moich strat, ale po ciąży pozamacicznej po raz pierwszy zaczęłam tracić nadzieję - wspomina Diane.
Trafiła na organizację pozarządową, która opiekuje się kobietami w ciąży i pomaga w finansowaniu badań mających ustalić źródło niepłodności. Wysłali ją do ośrodka badawczego, w którym 39-latka w końcu usłyszała diagnozę: zapalenie błony śluzowej macicy.
Powstaje wskutek zakażenia bakteriami Chlamydia trachomatis (chlamydioza) lub neisseria gonorrhoeae (rzeżączka). Za infekcję mogą odpowiadać także paciorkowce czy gronkowce. By wykryć chorobę, konieczny jest posiew mikrobiologiczny z pochwy, następnie podejmuje się leczenie antybiotykami z grupy penicylin lub cefalosporyn.
Tak też się stało w przypadku Diane. Lekarze powiedzieli, że z pewnością to przyczyna problemów z zagnieżdżeniem zarodka i utrzymaniem ciąży. Nie mieli jednak pewności, czy antybiotykoterapia przyniesie rezultaty. Po jej zakończeniu Diane ze staraniami musiała poczekać kilka miesięcy.
Niemal rok później, kiedy podjęła decyzję o podejściu do procedury in vitro, niespodziewanie odkryła, że jest w ciąży. Z przerażeniem myślała, o tym, że po raz kolejny poroni.
- Stres i niepokój były okropne, przy każdym USG spodziewałam się, że powiedzą, że straciliśmy dziecko.
- Byłam tak przerażona, myśląc, "co, jeśli on nie żyje?". Odczułam ogromną ulgę, gdy tylko zobaczyłam jego twarz, po prostu potrzebowałam usłyszeć, jak płacze, a potem się zrelaksowałam - mówi, dodając, że kocha swojego małego tęczowego synka nad życie.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl