Trwa ładowanie...

Nie chcą iść do polskich szkół. "Hejt narasta od wielu miesięcy"

 Marta Słupska
Marta Słupska 08.08.2024 09:16
"Nie słyszałam o żadnej kampanii informacyjnej dla rodziców z Ukrainy dotyczącej tego, jak zapisać dziecko do szkoły" - mówi Olena Novitska, mama trójki dzieci
"Nie słyszałam o żadnej kampanii informacyjnej dla rodziców z Ukrainy dotyczącej tego, jak zapisać dziecko do szkoły" - mówi Olena Novitska, mama trójki dzieci (archiwum prywatne)

Od 1 września 2024 roku wszystkie ukraińskie dzieci w Polsce mają podlegać obowiązkowi szkolnemu. Rodzice czują, że panuje chaos, a dzieci nie chcą wracać do polskich szkół. "Nie słyszałam o żadnej kampanii informacyjnej" - komentuje Olena Novitska, mama trójki dzieci.

spis treści

1. Szkoły czeka powiększanie klas

Szacuje się, że obowiązek szkolny obejmujący dzieci z Ukrainy może oznaczać wzrost liczby uczniów o 60-80 tysięcy. To spore wyzwanie dla placówek, ponieważ część dzieci nie zna języka polskiego, a wiele miało nawet dwuletnią przerwę w nauce.

Niestety, tak duży przyrost uczniów ma wiązać się nie z tworzeniem nowych klas, na co liczyli dotąd dyrektorzy szkół i nauczyciele, lecz ze zwiększeniem ich liczebności. W klasach I-III szkoły podstawowej rząd ponownie wprowadza możliwość ich powiększenia - do 29 uczniów. Oznacza to, że jeśli dotąd klasa liczyła 25 dzieci, będzie można przyjąć do niej czworo Ukraińców, jeśli 26 - troje, a jeśli 27 - dwoje.

Zobacz film: "Dzieci są przeładowane nauką. Co na to Dariusz Piontkowski?"

Pomysł obowiązkowego włączenia ukraińskich uczniów w polską edukację oznacza zmiany nie tylko dla nich samych, ale też dla polskich dzieci oraz nauczycieli. Jak podkreśla Patryk Zaremba, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 267 im. Juliusza Słowackiego w Warszawie, dodatkowi uczniowie będą oznaczać więcej pracy dla nauczycieli.

- Podstawowy problem to przeciążenie nauczycieli. Już teraz pracują oni na maksimum wydajności. Dodatkowe obciążenie może sprawić, że nie starczy im energii i czasu, by pochylić się nad każdym uczniem. Dzieci będą więc teoretycznie w systemie, ale nie będą właściwie zaopiekowanie - mówi w rozmowie z WP Parenting.

W żoliborskiej szkole na 500 uczniów ok. 10-20 proc. stanowią uczniowie ukraińscy.

- U nas w szkole od początku wybuchu wojny mamy sporo uczniów z Ukrainy. Sytuacja jest dynamiczna, część dzieci wyjeżdża, część wraca do kraju, regularnie dołączają do nas nowe osoby. Nie wiemy, jak będą rozlokowywani nowi uczniowie, ale w każdej szkole sytuacja jest inna: są szkoły, np. w śródmieściu w Warszawie, gdzie uczniów brakuje, a są też takie, które pękają w szwach i w nich przyjęcie nowych dzieci może stanowić problem - dodaje wicedyrektor Zaremba.

Problemów może być jednak więcej. Jak przekonuje Anastasia Serhukhina z koalicji Łódź Różnorodności, obowiązek szkolny dla dzieci z Ukrainy, które dotąd spędzały czas w domach, to z jednej strony szansa na kontakt z rówieśnikami, naukę polskiego i integrację z Polakami, z drugiej zaś - większe narażenie na hejt, który narasta od wielu miesięcy.

- Dzieci czeka wyjście ze strefy komfortu: dotąd siedziały w domach, często non stop patrząc w ekran komputera czy telefonu, pozbawione opieki rodziców, którzy nie mieli dla nich czasu, bo ciężko pracowali. Ich obecność w szkole może niestety wiązać się z podejściem, że zajmują miejsce polskim dzieciom. Słyszałam bardzo dużo przypadków, że dzieci ukraińskie czują się w szkole zagrożone, niezrozumiane, nie każdy wie, co przeżyły. Wiąże się to nie tylko z barierą językową, ale też z tym, że polskie dzieci mają czasem wrażenie, że te ukraińskie są uprzywilejowane, bo mogą np. drugi raz podejść do klasówki - wyjaśnia.

- Trzeba też pamiętać o tym, że bariera językowa i opóźnienie w nauce mogą sprawić, że prowadzenie lekcji będzie w klasie z takimi uczniami utrudnione, co może być niekorzystne dla polskich uczniów i dodatkowo napędzać hejt - dodaje.

Patryk Zaremba, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 267 im. Juliusza Słowackiego w Warszawie
Patryk Zaremba, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 267 im. Juliusza Słowackiego w Warszawie (archiwum prywatne)

2. Informacyjny chaos wśród ukraińskich rodziców

Fundacja Centrum Edukacji Obywatelskiej apeluje do rządu m.in. o to, by pilnie uruchomił kampanię informacyjną związaną z objęciem obowiązkiem szkolnym ukraińskich uczniów. Serhukhina będąca w stałym kontakcie z ukraińskimi rodzinami zauważa, że wielu rodziców nie wie, jak działać, by zapisać dziecko do szkoły.

- Rodzice często nie wiedzą, co i jak mają zrobić, jak zgłosić dziecko do placówki. Nie każdy z nich wie, jak napisać pismo, nie wiedzą też, co robić, jeśli gdzieś brakuje miejsc. Panuje informacyjny chaos. Niektórzy zastanawiają się, co się stanie, jak nie poślą dzieci do szkoły - mówi.

Słowa ekspertki potwierdza Olena Novitska z Lusówka pod Poznaniem, mama dzieci w wieku 4, 9 i 16 lat, która przyjechała do Polski w 2022 roku.

- Nie słyszałam o żadnej kampanii informacyjnej dla rodziców z Ukrainy dotyczącej tego, jak zapisać dziecko do szkoły. Ukraińscy rodzice skarżą się na to, że szczególnie w większych miastach brakuje miejsc dla ich dzieci w szkołach. Nie wiedzą, co robić. Rozmawiają między sobą, że wtedy trzeba chodzić po szkołach i pytać dyrekcję, czy przyjmie dziecko - mówi w rozmowie z WP Parenting dodając, że część Ukraińców słabo mówi po polsku, a jednocześnie boi się prosić o pomoc, która jest potrzebna np. w napisaniu wniosku do dyrekcji szkoły.

Olena Novitska z rodziną
Olena Novitska z rodziną (archiwum prywatne )

Konsekwencje niewysłania dziecka w wieku szkolnym do placówki mogą być dla ukraińskich rodzin dotkliwe: grozi za to postępowanie egzekucyjne i 100 zł grzywny, a od czerwca 2025 r. także utrata 800+. To właśnie utrata świadczenia jest dla niektórych rodziców główną motywacją do tego, by zaprowadzić dzieci do szkoły: pobiera je obecnie ok. 218 tys. ukraińskich dzieci w Polsce, z czego 155 tys. to dzieci w wieku szkolnym.

- Odebranie 800 plus to ogromna strata dla ukraińskich rodzin. Dla wielu z nich to będzie tragedia, bo te pieniądze są im potrzebne na jedzenie i podstawowe wydatki. Wiele rodzin już wyjechało z Polski, bo życie w niej okazało się dla nich zbyt drogie. Spora grupa Ukraińców, by się utrzymać, ma po dwie, a nawet trzy prace - mówi Serhukhina.

- Ukraińcy boją się utraty 800+. Często pracują za minimalną stawkę i te 800 zł to dla nich dużo. To świadczenie mnie wcześniej ratowało, dzięki niemu mogłam się utrzymać i przeżyć - mówi Novitska.

Mama trójki dzieci dodaje jednak, że wiele rodzin, które chciały zapisać dzieci do szkół, już to zrobiły. Inni, których pociechy uczą się w domach, traktują nowy obowiązek jako niechciany przymus.

- Wielu rodziców nie chce zapisywać dzieci do polskich szkół. Wierzą, że wkrótce wrócą do kraju, nie chcą obciążać dzieci dodatkowymi obowiązkami. Myślę jednak, że ci, którzy nie zdecydują się posłać dzieci do szkoły, to rodziny dobrze sytuowane, ich stać na utratę 800+ - podkreśla.

- Jest jeszcze jeden problem: często to same ukraińskie dzieci nie chcą chodzić do polskich szkół. To głównie nastolatki, które próbowały chodzić do placówek, ale bariera językowa i trudności w adaptacji sprawiły, że zrezygnowały. Chcą chodzić tylko do szkół ukraińskich online. Boją się polskich. Moja znajoma musiała wrócić na Ukrainę, gdzie wciąż trwa wojna, bo jej starszy nastoletni syn powiedział, że nie będzie chodził do polskiej szkoły. Postawił jej ultimatum: albo wracamy, albo się zabiję - dodaje.

3. Za szybko na taką zmianę?

Wiceministra Edukacji Narodowej Joanna Mucha, ogłaszając zmiany, podkreślała, że decyzja o obowiązku szkolnym dla ukraińskich uczniów jest podyktowana tym, by dzieci zyskały "równe szanse edukacyjne, były zaopiekowane i bezpieczne".

Tymczasem dyrektorzy szkół pytani o to, ile dzieci dołączy do nich w nowym roku szkolnym, zazwyczaj nie umieją odpowiedzieć na to pytanie. Z ich doświadczenia wynika, że wielu rodziców decyduje się zapisać dzieci do szkoły dopiero pod koniec sierpnia lub we wrześniu, nie mają więc pewności, ilu nowych uczniów zgłosi się w nadchodzącym roku szkolnym.

- Nie widzę wzmożonego ruchu związanego z zapisami do naszej szkoły ze strony rodziców z Ukrainy, chociaż wczoraj jedna pani zapisała do nas czwórkę swoich dzieci. Z tego, co wiem, ci uczniowie chodzili jednak wcześniej do innej placówki - słyszymy w sekretariacie jednej z łódzkich podstawówek.

Niektórzy z naszych rozmówców zaznaczali, że są pozostawieni sami sobie i nie otrzymali odgórnych wytycznych dotyczących organizacji pracy od 1 września. Część sugeruje, że zmiany wprowadzono zbyt szybko.

- Do 1 września został niecały miesiąc - to bardzo mało, by wprowadzić tak dużą zmianę. Trzeba najpierw stworzyć w szkołach odpowiednie warunki do nauki dla ukraińskich dzieci, wesprzeć zarówno uczniów, jak i nauczycieli - podkreśla Serhukhina.

- Myślę, że ten pomysł wiąże się ze sporym ryzykiem związanym m.in. z adaptacją dzieci polskich i ukraińskich do nowych warunków. Zastanawiam się, co zrobiono ze strony naszych dwóch narodów, by przygotować uczniom odpowiednie warunki do takiej wspólnej nauki. Ukraińscy rodzice mówią, że takich przygotowań nie ma. A dla nich jest to ogromna zmiana: do tej pory dziecko było w domu, teraz trzeba je wysłać do szkoły, zapewnić transport, wykupić obiady w placówce, przeorganizować życie tak, by można je było zawieźć do szkoły i odebrać z niej - dodaje.

Anastasia Serhukhina, koalicja Łódź Różnorodności
Anastasia Serhukhina, koalicja Łódź Różnorodności (archiwum prywatne)

4. Wsparcie asystentów międzykulturowych

Pomóc ukraińskim uczniom w zamyśle mają asystenci międzykulturowi. Wiele wskazuje jednak na to, że szkoły nie spieszą się z ich zatrudnianiem, a w banku ofert pracy dla nauczycieli znajduje się obecnie tylko jedna oferta na stanowisko asystenta w Krakowie. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przewiduje ponadto dodatkowych środków na zatrudnienie asystentów w szkołach.

- Jestem ciekawa, czy wystarczy asystentów międzykulturowych i na ile mogą oni pomóc uczniom ukraińskim, którzy przez długi czas siedzieli w domach i brakuje im dyscypliny związanej z nauką w szkole - podkreśla Serhukhina.

W Szkole Podstawowej nr 267 im. Juliusza Słowackiego w Warszawie zatrudniona jest jedna ukraińska asystentka międzykulturowa, która uczestniczy w lekcjach i prowadzi zajęcia indywidualne.

- Ma dużo pracy, bo wspiera wielu uczniów. Części z nich bardzo pomogła. Niestety, niektórzy uczniowie i ich rodzice nie korzystają z takiej pomocy - zaznacza wicedyrektor Zaremba.

- Na pewno przydałoby się w szkole więcej takich asystentów, by uczniowie mieli zapewnioną indywidualne wsparcie - mówi i dodaje, że dzieci w placówce korzystają także z dodatkowych zajęć, m.in. z języka polskiego.

Takie wsparcie, jak podkreśla Serhukhina, jest ważne nie tylko ze strony praktycznej, by pomóc uczniom w nauce, ale też zintegrować ich ze środowiskiem, do którego mają trafić.

- Moja największa obawa związana z przyjęciem nowych ukraińskich dzieci do szkół wiąże się z hejtem. One wciąż słyszą: "wracajcie skąd przyjechaliście", czują się nieakceptowane i niechciane. Ten obowiązek uczęszczania do placówek, mimo wielu zalet, które się z nim wiążą, może pogłębić problem - mówi.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze