Trwa ładowanie...

Tysiące dzieci do odebrania. "Jesteśmy w dramatycznej sytuacji"

 Marta Słupska
Marta Słupska 21.03.2024 11:00
Państwo ryzykuje zdrowiem i życiem tysięcy dzieci? "Musimy dzielić dzieci na priorytetowe i mniej pilne"
Państwo ryzykuje zdrowiem i życiem tysięcy dzieci? "Musimy dzielić dzieci na priorytetowe i mniej pilne" (East News)

Wojtuś zmarł. Mimo postanowienia sądu nie odebrano go na czas biologicznym rodzicom. Dzieci w podobnej sytuacji może być w Polsce tysiące. - Ja codziennie się zastanawiam, jak to będzie. Bardzo przeżywam tę sytuację, bo wiem, że niedaleko rozgrywają się ogromne tragedie, a my, dorośli, często nie mamy narzędzi, by im zapobiec - mówi Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu.

spis treści

1. Wojtuś czekał pół roku

7 marca w jednym z mieszkań w Świebodzinie znaleziono zwłoki siedmiomiesięcznego chłopca. Sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku trzy- lub czterokrotnego uderzenia w głowę, prawdopodobnie dłonią. Według śledczych, zabójstwa dopuścił się 26-letni ojciec, który w dniu tragedii miał też pod opieką dwuletnią córeczkę. Matka przebywała w areszcie.

Kilka miesięcy wcześniej, 26 września 2023 roku, wydano postanowienie o natychmiastowym odebraniu dzieci z tej rodziny. Decyzja była podyktowana względami bytowymi. Jednak w powiecie świebodzińskim nie było miejsc w pogotowiach zastępczych. Mijały tygodnie, potem miesiące, w czasie których pracownicy OPS odwiedzali rodzinę.

Zobacz film: "Rodziny zastępcze [Kontrowersje]"

Dzień przed śmiercią małego Wojtusia znalazło się dla niego miejsce w rodzinie zastępczej, a dla jego siostry w pogotowiu rodzinnym. Wcześniej PCPR w Świebodzinie wysłało pismo do matki, by doprowadziła dzieci do rodziny i pogotowia.

- Zwykle na realizację postanowienia sądu dzieci oczekują u nas kilka dni, czasami tygodni. To była pierwsza sytuacja, gdy dziecko czekało tak długo, bo w sumie pół roku - komentuje w rozmowie z WP Parenting Ludmiła Janik, dyrektorka PCPR w Świebodzinie i dodaje, że coraz więcej dzieci potrzebuje miejsc w pieczy zastępczej. - Na terenie naszego powiatu brakuje rodzin zastępczych gotowych przyjąć pod swoją opiekę kolejne dzieci.

2. Tysiące dzieci w domach mimo orzeczeń sądu

Dzieci takich jak Wojtuś, oczekujących na wykonanie orzeczenia sądu na zabranie z domu rodzinnego, gdzie nie są bezpieczne, może być w Polsce tysiące.

- Żadna instytucja nie stworzyła rzetelnego zestawienia, ale na oficjalnych spotkaniach środowisk związanych z pieczą zastępczą mówi się, że w Polsce mamy około tysiąca takich niewykonanych postanowień. Nieoficjalnie mówi się jednak o tym, że tysiąc to zaniżona liczba - mówi w rozmowie z WP Parenting Beata Potocka, przewodnicząca Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.

Tysiąc niezrealizowanych postanowień sądów nie oznacza, że na przeniesienie do pieczy oczekuje tysiąc dzieci. Za każdym z takich orzeczeń kryje się przynajmniej jedno dziecko, ale wiele z nich dotyczy rodzeństw, również z rodzin, gdzie jest wiele dzieci.

Zgodnie z informacjami przekazanymi nam przez miejskie ośrodki pomocy, we Wrocławiu jest obecnie średnio 15-20 takich niezrealizowanych postanowień, w Warszawie 38, w Szczecinie 50, a w Poznaniu od 80 do 100.

- Jako kraj jesteśmy w procesie deinstytucjonalizacji, czyli dążenia do tego, by nie pojawiały się już nowe instytucje całodobowego wsparcia dla dzieci, a te, które funkcjonują, przestawały istnieć na rzecz rodzicielstwa zastępczego. Efekt jest taki, że nie powstają ani placówki, ani rodziny zastępcze w takiej liczbie, by odpowiadały na potrzeby. Jesteśmy w dramatycznej sytuacji, bo nie mamy gdzie tych dzieci umieszczać - mówi w rozmowie z WP Parenting Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu.

Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu
Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu (archiwum prywatne)

Z braku innych możliwości, miejskie ośrodki pomocowe muszą we własnym zakresie decydować, które dzieci spośród tych, które powinny być przeniesione do pieczy, najpilniej potrzebują pomocy.

- Za każdym razem analizujemy indywidualnie sytuację każdego dziecka. Dokonując odbioru dzieci, postępujemy według wskazań kuratora sądowego oraz informacji od asystentów rodziny i pracowników socjalnych, którzy pomagają w ocenie sytuacji - tłumaczy Anna Bytońska, rzeczniczka MOPS we Wrocławiu.

- Mówiąc wprost, musimy dzielić dzieci na te, które są priorytetowe i którymi trzeba się najpierw zająć, oraz takie, których przypadki nie są tak pilne. Na nas spada cała odpowiedzialność - wyjaśnia Krakowska.

- Nie chodzi nawet o odpowiedzialność związaną z naszą funkcją w systemie, ale też taką ludzką: ja codziennie się zastanawiam, jak to będzie. Jako człowiek, nie tylko jako dyrektorka MOPR-u. Bardzo przeżywam tę sytuację, bo wiem, że niedaleko rozgrywają się ogromne tragedie, a my, dorośli, często nie mamy narzędzi, by im zapobiec - dodaje Krakowska.

- Z powodu braku miejsc w pieczy najpierw sprawdzamy, czy rodzina biologiczna jest w stanie podjąć z nami współpracę. Wiele z nich jest nam dobrze znanych. Czasem dajemy im szansę, by mogli jeszcze o dzieci zawalczyć - tłumaczy w rozmowie z WP Parenting Małgorzata Olszewska, kierownik sekcji ds. promocji i rozwoju pieczy zastępczej MOPR w Szczecinie.

3. Dzieci w stanie niepewności i zawieszenia

Na niewydolności systemu najbardziej tracą dzieci. A te znajdują się w najróżniejszych sytuacjach.

- Pochodzą z różnych domów. W niektórych rodzice nie opiekują się nimi należycie, nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa, w innych są uzależnieni od alkoholu czy narkotyków, stosują przemoc. Bywają tacy, którzy zaniedbują dzieci z powodu choroby czy niepełnosprawności intelektualnej - mówi Krakowska.

- Naszą największą obawą są dzieci do lat trzech, które nie uczęszczają do żadnych placówek dydaktycznych, a więc ich jedynym środowiskiem jest dom biologiczny. Maksymalnie angażujemy więc pracę naszych specjalistów w takich przypadkach, robiąc wszystko, by nie doszło do najgorszego - dodaje.

Podobnie działa szczeciński Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie.

- Gdy mamy miejsce w pieczy zastępczej, w pierwszej kolejności zabezpieczamy małe dzieci, które są całkowicie zależne od dorosłych, przebywające np. w domu z uzależnioną lub chorą psychicznie matką, nie uczęszczające do żadnych placówek typu przedszkole. Takie sytuacje są dla nas priorytetowe względem rodzin, w których decyzja sądu dotyczy np. chodzącego do szkoły nastolatka, który zjada w placówce posiłek i jest dodatkowo zaopiekowany przez inne instytucje - tłumaczy Olszewska.

Jak dodaje, trudno jest znaleźć nowy dom szczególnie dla dzieci z różnymi dysfunkcjami i upośledzeniami, ponieważ potrzebują specjalistycznej opieki, a także rodzeństw z rodzin wielodzietnych.

- Przedłużające się pozostawienie dziecka w domu rodzinnym, skąd decyzją sądu powinno zostać zabrane, sprawia, że mogą się u niego pogłębiać różne problemy, np. z zachowaniem (w postaci agresji lub autoagresji). Zaniżeniu ulega też samoocena. Takie dzieci są narażone na krzywdzenie fizyczne i psychiczne. Może to skutkować u nich zaburzeniami lękowymi, depresją czy zespołem stresu pourazowego - wyjaśnia Aleksandra Sikorska, psycholożka ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce.

- Starsze mogą mieć świadomość, że mają wkrótce trafić do innego domu. Zdarza się, że wręcz czekają, kiedy to nastąpi. W innych przypadkach wiedzą, ale tego nie chcą i oczekują z obawą, kiedy to się wydarzy. To dla dziecka bardzo trudna sytuacja zawieszenia i niepewności - dodaje.

Aleksandra Sikorska, psycholożka ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce
Aleksandra Sikorska, psycholożka ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce (archiwum prywatne)

4. "W każdej chwili może się coś stać"

Ośrodki monitorują sytuacje w rodzinach, co do których sąd wydał orzeczenia o odebraniu dzieci.

- Ale nie ma co ukrywać. Nie jesteśmy w każdym domu 24 godziny na dobę. W każdej chwili może się coś stać - mówi dyrektorka poznańskiego MOPR.

Sytuacja ze Świebodzina jest dowodem, że w rodzinach, którym sąd zdecydował odebrać dzieci, nawet jeśli powodem nie było znęcanie się nad nimi, trzeba założyć, że zawsze istnieje zagrożenie zdrowia lub życia.

- Gdy pojawi się postanowienie sądu, powinno być zrealizowane niezwłocznie. Nigdy nie wiemy, co dziecku w konkretnej rodzinie grozi. A trzeba pamiętać, że zanim sąd wyda takie orzeczenie, zwykle najpierw stosowane są środki o mniejszym oddziaływaniu: może zobowiązać rodziców lub małoletniego do określonego postępowania, np. podjęcia leczenia odwykowego, terapii psychiatrycznej czy pracy z asystentem rodziny. Jeśli to zawiedzie, władza rodzicielska może zostać ograniczona poprzez nadzór kuratora sądowego, a w dalszej kolejności sąd może wydać postanowienie o umieszczeniu małoletniego w pieczy zastępczej - tłumaczy w rozmowie z WP Parenting adwokatka Anna Gręda-Adamczyk, specjalistka z zakresu prawa rodzinnego.

- Państwo ma obowiązek zabezpieczenia dziecka poniżej 18. roku życia i jeśli jego rodzice nie są wydolni wychowawczo, powinno zapewnić mu opiekę w pieczy zastępczej. Niestety, wiemy, że nie zawsze się tak dzieje - dodaje.

adwokatka Anna Gręda-Adamczyk, specjalistka z zakresu prawa rodzinnego
adwokatka Anna Gręda-Adamczyk, specjalistka z zakresu prawa rodzinnego (archiwum prywatne )

Ośrodki pomocowe nie są w stanie organizować planowych umieszczeń ze względu na brak miejsc w pieczy, w wyjątkowych przypadkach działają więc w trybie interwencyjnym.

- Najpilniej szukamy domów dla małych dzieci z rodzin przemocowych, tam, gdzie istnieje bardzo duże zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Bywa też, że nagle okazuje się, że dziecko trzeba zabrać tu i teraz, bo np. w domu trwa libacja. W takich najbardziej dramatycznych sytuacjach wykorzystujemy przestrzeń prawną i działamy interwencyjnie. To pozwala dyrektorowi placówki opiekuńczo-wychowawczej przyjąć dziecko bez względu na limit miejsc. Musimy tak sobie radzić, by działać dla dobra dzieci, ale czy to powinno tak wyglądać? - pyta Krakowska.

- W takich sytuacjach prosimy też rodziny zastępcze o przyjęcie dzieci, mimo że mają już nadmiar podopiecznych. To są dramatyczne sytuacje - dodaje.

5. Potrzeba gruntownej reformy

Co się musi zmienić, by sytuacja się poprawiła? Rodzin zastępczych musi być znacznie więcej. Nasi rozmówcy apelują o lepsze wynagradzania i formę umowy dla rodzin zastępczych, które dziś działają w oparciu o umowę zlecenie. Wspominają też o utworzeniu ogólnopolskiego rejestru pieczy, który pomógłby w znajdowaniu wolnych miejsc dla dzieci w rodzinach zastępczych np. w innych powiatach. Minął już rok od zmiany przepisów, ale rejestr wciąż nie funkcjonuje.

Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała pod koniec lutego gruntowną reformę pieczy zastępczej. Nie wiadomo jednak, kiedy nastąpi. A dzieci nie mogą czekać.

- Rodzinna piecza zastępcza w tej chwili umiera. To jest jej agonia - podkreśla Beata Potocka.

Beata Potocka, przewodnicząca Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej
Beata Potocka, przewodnicząca Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej (archiwum prywatne)

- Jeśli nie chcemy doprowadzić do śmierci kolejnych dzieci, musimy działać natychmiast. Nie jutro, nie za miesiąc. Teraz. Trzeba jak najszybciej sprawdzić liczbę dostępnych miejsc i w trybie natychmiastowym dzieci, co do których wydano postanowienia sądu, muszą zostać umieszczone w bezpiecznym środowisku - dodaje.

12 marca poprosiliśmy o komentarz w sprawie nierealizowanych postanowień sądu ministrę rodziny Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, wiceministrę Aleksandrę Gajewską oraz rzecznika ministerstwa. Pomimo próśb z naszej strony w kolejnych dniach, do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze