Tysiące dzieci do odebrania. "Jesteśmy w dramatycznej sytuacji"
Wojtuś zmarł. Mimo postanowienia sądu nie odebrano go na czas biologicznym rodzicom. Dzieci w podobnej sytuacji może być w Polsce tysiące. - Ja codziennie się zastanawiam, jak to będzie. Bardzo przeżywam tę sytuację, bo wiem, że niedaleko rozgrywają się ogromne tragedie, a my, dorośli, często nie mamy narzędzi, by im zapobiec - mówi Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu.
1. Wojtuś czekał pół roku
7 marca w jednym z mieszkań w Świebodzinie znaleziono zwłoki siedmiomiesięcznego chłopca. Sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku trzy- lub czterokrotnego uderzenia w głowę, prawdopodobnie dłonią. Według śledczych, zabójstwa dopuścił się 26-letni ojciec, który w dniu tragedii miał też pod opieką dwuletnią córeczkę. Matka przebywała w areszcie.
Kilka miesięcy wcześniej, 26 września 2023 roku, wydano postanowienie o natychmiastowym odebraniu dzieci z tej rodziny. Decyzja była podyktowana względami bytowymi. Jednak w powiecie świebodzińskim nie było miejsc w pogotowiach zastępczych. Mijały tygodnie, potem miesiące, w czasie których pracownicy OPS odwiedzali rodzinę.
Dzień przed śmiercią małego Wojtusia znalazło się dla niego miejsce w rodzinie zastępczej, a dla jego siostry w pogotowiu rodzinnym. Wcześniej PCPR w Świebodzinie wysłało pismo do matki, by doprowadziła dzieci do rodziny i pogotowia.
- Zwykle na realizację postanowienia sądu dzieci oczekują u nas kilka dni, czasami tygodni. To była pierwsza sytuacja, gdy dziecko czekało tak długo, bo w sumie pół roku - komentuje w rozmowie z WP Parenting Ludmiła Janik, dyrektorka PCPR w Świebodzinie i dodaje, że coraz więcej dzieci potrzebuje miejsc w pieczy zastępczej. - Na terenie naszego powiatu brakuje rodzin zastępczych gotowych przyjąć pod swoją opiekę kolejne dzieci.
2. Tysiące dzieci w domach mimo orzeczeń sądu
Dzieci takich jak Wojtuś, oczekujących na wykonanie orzeczenia sądu na zabranie z domu rodzinnego, gdzie nie są bezpieczne, może być w Polsce tysiące.
- Żadna instytucja nie stworzyła rzetelnego zestawienia, ale na oficjalnych spotkaniach środowisk związanych z pieczą zastępczą mówi się, że w Polsce mamy około tysiąca takich niewykonanych postanowień. Nieoficjalnie mówi się jednak o tym, że tysiąc to zaniżona liczba - mówi w rozmowie z WP Parenting Beata Potocka, przewodnicząca Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.
Tysiąc niezrealizowanych postanowień sądów nie oznacza, że na przeniesienie do pieczy oczekuje tysiąc dzieci. Za każdym z takich orzeczeń kryje się przynajmniej jedno dziecko, ale wiele z nich dotyczy rodzeństw, również z rodzin, gdzie jest wiele dzieci.
Zgodnie z informacjami przekazanymi nam przez miejskie ośrodki pomocy, we Wrocławiu jest obecnie średnio 15-20 takich niezrealizowanych postanowień, w Warszawie 38, w Szczecinie 50, a w Poznaniu od 80 do 100.
- Jako kraj jesteśmy w procesie deinstytucjonalizacji, czyli dążenia do tego, by nie pojawiały się już nowe instytucje całodobowego wsparcia dla dzieci, a te, które funkcjonują, przestawały istnieć na rzecz rodzicielstwa zastępczego. Efekt jest taki, że nie powstają ani placówki, ani rodziny zastępcze w takiej liczbie, by odpowiadały na potrzeby. Jesteśmy w dramatycznej sytuacji, bo nie mamy gdzie tych dzieci umieszczać - mówi w rozmowie z WP Parenting Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu.
Z braku innych możliwości, miejskie ośrodki pomocowe muszą we własnym zakresie decydować, które dzieci spośród tych, które powinny być przeniesione do pieczy, najpilniej potrzebują pomocy.
- Za każdym razem analizujemy indywidualnie sytuację każdego dziecka. Dokonując odbioru dzieci, postępujemy według wskazań kuratora sądowego oraz informacji od asystentów rodziny i pracowników socjalnych, którzy pomagają w ocenie sytuacji - tłumaczy Anna Bytońska, rzeczniczka MOPS we Wrocławiu.
- Mówiąc wprost, musimy dzielić dzieci na te, które są priorytetowe i którymi trzeba się najpierw zająć, oraz takie, których przypadki nie są tak pilne. Na nas spada cała odpowiedzialność - wyjaśnia Krakowska.
- Nie chodzi nawet o odpowiedzialność związaną z naszą funkcją w systemie, ale też taką ludzką: ja codziennie się zastanawiam, jak to będzie. Jako człowiek, nie tylko jako dyrektorka MOPR-u. Bardzo przeżywam tę sytuację, bo wiem, że niedaleko rozgrywają się ogromne tragedie, a my, dorośli, często nie mamy narzędzi, by im zapobiec - dodaje Krakowska.
- Z powodu braku miejsc w pieczy najpierw sprawdzamy, czy rodzina biologiczna jest w stanie podjąć z nami współpracę. Wiele z nich jest nam dobrze znanych. Czasem dajemy im szansę, by mogli jeszcze o dzieci zawalczyć - tłumaczy w rozmowie z WP Parenting Małgorzata Olszewska, kierownik sekcji ds. promocji i rozwoju pieczy zastępczej MOPR w Szczecinie.
3. Dzieci w stanie niepewności i zawieszenia
Na niewydolności systemu najbardziej tracą dzieci. A te znajdują się w najróżniejszych sytuacjach.
- Pochodzą z różnych domów. W niektórych rodzice nie opiekują się nimi należycie, nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa, w innych są uzależnieni od alkoholu czy narkotyków, stosują przemoc. Bywają tacy, którzy zaniedbują dzieci z powodu choroby czy niepełnosprawności intelektualnej - mówi Krakowska.
- Naszą największą obawą są dzieci do lat trzech, które nie uczęszczają do żadnych placówek dydaktycznych, a więc ich jedynym środowiskiem jest dom biologiczny. Maksymalnie angażujemy więc pracę naszych specjalistów w takich przypadkach, robiąc wszystko, by nie doszło do najgorszego - dodaje.
Podobnie działa szczeciński Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie.
- Gdy mamy miejsce w pieczy zastępczej, w pierwszej kolejności zabezpieczamy małe dzieci, które są całkowicie zależne od dorosłych, przebywające np. w domu z uzależnioną lub chorą psychicznie matką, nie uczęszczające do żadnych placówek typu przedszkole. Takie sytuacje są dla nas priorytetowe względem rodzin, w których decyzja sądu dotyczy np. chodzącego do szkoły nastolatka, który zjada w placówce posiłek i jest dodatkowo zaopiekowany przez inne instytucje - tłumaczy Olszewska.
Jak dodaje, trudno jest znaleźć nowy dom szczególnie dla dzieci z różnymi dysfunkcjami i upośledzeniami, ponieważ potrzebują specjalistycznej opieki, a także rodzeństw z rodzin wielodzietnych.
- Przedłużające się pozostawienie dziecka w domu rodzinnym, skąd decyzją sądu powinno zostać zabrane, sprawia, że mogą się u niego pogłębiać różne problemy, np. z zachowaniem (w postaci agresji lub autoagresji). Zaniżeniu ulega też samoocena. Takie dzieci są narażone na krzywdzenie fizyczne i psychiczne. Może to skutkować u nich zaburzeniami lękowymi, depresją czy zespołem stresu pourazowego - wyjaśnia Aleksandra Sikorska, psycholożka ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce.
- Starsze mogą mieć świadomość, że mają wkrótce trafić do innego domu. Zdarza się, że wręcz czekają, kiedy to nastąpi. W innych przypadkach wiedzą, ale tego nie chcą i oczekują z obawą, kiedy to się wydarzy. To dla dziecka bardzo trudna sytuacja zawieszenia i niepewności - dodaje.
4. "W każdej chwili może się coś stać"
Ośrodki monitorują sytuacje w rodzinach, co do których sąd wydał orzeczenia o odebraniu dzieci.
- Ale nie ma co ukrywać. Nie jesteśmy w każdym domu 24 godziny na dobę. W każdej chwili może się coś stać - mówi dyrektorka poznańskiego MOPR.
Sytuacja ze Świebodzina jest dowodem, że w rodzinach, którym sąd zdecydował odebrać dzieci, nawet jeśli powodem nie było znęcanie się nad nimi, trzeba założyć, że zawsze istnieje zagrożenie zdrowia lub życia.
- Gdy pojawi się postanowienie sądu, powinno być zrealizowane niezwłocznie. Nigdy nie wiemy, co dziecku w konkretnej rodzinie grozi. A trzeba pamiętać, że zanim sąd wyda takie orzeczenie, zwykle najpierw stosowane są środki o mniejszym oddziaływaniu: może zobowiązać rodziców lub małoletniego do określonego postępowania, np. podjęcia leczenia odwykowego, terapii psychiatrycznej czy pracy z asystentem rodziny. Jeśli to zawiedzie, władza rodzicielska może zostać ograniczona poprzez nadzór kuratora sądowego, a w dalszej kolejności sąd może wydać postanowienie o umieszczeniu małoletniego w pieczy zastępczej - tłumaczy w rozmowie z WP Parenting adwokatka Anna Gręda-Adamczyk, specjalistka z zakresu prawa rodzinnego.
- Państwo ma obowiązek zabezpieczenia dziecka poniżej 18. roku życia i jeśli jego rodzice nie są wydolni wychowawczo, powinno zapewnić mu opiekę w pieczy zastępczej. Niestety, wiemy, że nie zawsze się tak dzieje - dodaje.
Ośrodki pomocowe nie są w stanie organizować planowych umieszczeń ze względu na brak miejsc w pieczy, w wyjątkowych przypadkach działają więc w trybie interwencyjnym.
- Najpilniej szukamy domów dla małych dzieci z rodzin przemocowych, tam, gdzie istnieje bardzo duże zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Bywa też, że nagle okazuje się, że dziecko trzeba zabrać tu i teraz, bo np. w domu trwa libacja. W takich najbardziej dramatycznych sytuacjach wykorzystujemy przestrzeń prawną i działamy interwencyjnie. To pozwala dyrektorowi placówki opiekuńczo-wychowawczej przyjąć dziecko bez względu na limit miejsc. Musimy tak sobie radzić, by działać dla dobra dzieci, ale czy to powinno tak wyglądać? - pyta Krakowska.
- W takich sytuacjach prosimy też rodziny zastępcze o przyjęcie dzieci, mimo że mają już nadmiar podopiecznych. To są dramatyczne sytuacje - dodaje.
5. Potrzeba gruntownej reformy
Co się musi zmienić, by sytuacja się poprawiła? Rodzin zastępczych musi być znacznie więcej. Nasi rozmówcy apelują o lepsze wynagradzania i formę umowy dla rodzin zastępczych, które dziś działają w oparciu o umowę zlecenie. Wspominają też o utworzeniu ogólnopolskiego rejestru pieczy, który pomógłby w znajdowaniu wolnych miejsc dla dzieci w rodzinach zastępczych np. w innych powiatach. Minął już rok od zmiany przepisów, ale rejestr wciąż nie funkcjonuje.
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała pod koniec lutego gruntowną reformę pieczy zastępczej. Nie wiadomo jednak, kiedy nastąpi. A dzieci nie mogą czekać.
- Rodzinna piecza zastępcza w tej chwili umiera. To jest jej agonia - podkreśla Beata Potocka.
- Jeśli nie chcemy doprowadzić do śmierci kolejnych dzieci, musimy działać natychmiast. Nie jutro, nie za miesiąc. Teraz. Trzeba jak najszybciej sprawdzić liczbę dostępnych miejsc i w trybie natychmiastowym dzieci, co do których wydano postanowienia sądu, muszą zostać umieszczone w bezpiecznym środowisku - dodaje.
12 marca poprosiliśmy o komentarz w sprawie nierealizowanych postanowień sądu ministrę rodziny Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, wiceministrę Aleksandrę Gajewską oraz rzecznika ministerstwa. Pomimo próśb z naszej strony w kolejnych dniach, do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl