Kotula zapowiada zmiany w polskich domach. Ma już gotowy projekt
Nowe narzędzie dla służb pozwalające ocenić, czy rodzicom należy odebrać dziecko, długotrwały monitoring nad rodziną i ustawa o przemocy ze względu na płeć - to część planów rządu na najbliższy czas. - Na walkę z przemocą domową planujemy wzrost funduszy o 10-15 mln zł - mówi WP Parenting ministra do spraw równości Katarzyna Kotula.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Pani minister, wspomniała pani niedawno o wprowadzeniu w życie narzędzia, które ma pomóc służbom ocenić, czy dziecko powinno zostać odebrane z domu rodzinnego. Na czym ma ono polegać?
Katarzyna Kotula, ministra do spraw równości: - Tak, to "Kwestionariusz oszacowania zdrowia i życia dzieci". W odebraniu dziecka z rodziny w trybie natychmiastowym, bez decyzji sądu opiekuńczego, biorą udział trzy służby: policja, pracownik socjalny oraz pracownik ochrony zdrowia, np. lekarz lub ratownik. Dostaną oni dokument, zgodnie z którym będą musieli odpowiedzieć na pytania i wspólnie podjąć decyzję, czy konieczne jest odebranie dziecka.
Czy nie wystarczy sam kontakt z rodziną? Skoro służby przybywają na miejsce, powinny chyba z obserwacji wiedzieć, czy w domu źle się dzieje i czy konieczne jest zabezpieczenie dziecka?
- Uważam, że kwestionariusz jest konieczny, by dookreślić art. 12a ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej, który mówi o odbieraniu dziecka z rodziny w razie zagrożenia życia lub zdrowia w związku z przemocą.
Aby go stworzyć, skonsultowaliśmy się z szerokim gronem ekspertów. Zespoły interdyscyplinarne zgłaszały nam różne problemy, np. że dyspozytorzy nie wzywają karetek do dzieci w przypadkach, które wydawały się uzasadnione. Wiemy, że jest małe zrozumienie art. 12a i tego, jak służby powinny działać, zależy nam więc na zorganizowaniu szkoleń w związku z wprowadzeniem tego kwestionariusza.
Czy zatem dotąd służby działały nieudolnie?
- Nie, jestem przekonana, że działały dobrze. Kwestionariusz ma być dla nich pomocą, ulepszeniem systemu.
Zdarza się jednak, że dzieci nie są odbierane z domów, z których powinny być zabierane.
- Tak, ale jest to czynnik ludzki, który trudno wykluczyć. W mojej ocenie policja zrobiła w ostatnich latach ogromny postęp w zakresie reagowania na sytuacje związane z krzywdą dzieci, ale na pewno zdarzają się przypadki, w których mogłaby zareagować, ale pojawiają się ku temu wątpliwości.
Dlatego uważam, że to, że na miejscu będą trzy służby, które będą widzieć, co dzieje się w rodzinie, porozumieją się i wspólnie, dzięki kwestionariuszowi, podejmą decyzję, będzie sprawiać, że postanowienia o odebraniu dziecka będą podejmowane faktycznie wtedy, gdy jest to konieczne natychmiastowo.
Co ma zawierać taki kwestionariusz?
- Będzie to lista pytań, na które służby będą musiały odpowiedzieć. Będą one związane z tzw. czynnikami ryzyka, które trzeba oznaczyć jako występujące lub niewystępujące w danym przypadku.
Jest np. pytanie, czy dziecko doznaje przemocy fizycznej. Ta przemoc jest w kwestionariuszu wyszczególniona i stopniowalna, np. bicie, kopanie, potrząsanie. Jest też uszczegółowiona przemoc seksualna. Jeśli chociaż trzy przypadki z listy w danej rodzinie wystąpiły, to zasadne jest, by zapewnić dziecku ochronę i odebrać je z domu rodzinnego.
Najtrudniej jest oszacować zagrożenie w przypadku dzieci do trzeciego roku życia, gdy komunikacja z maluchem jest niemożliwa. Ono nam nie powie, czy w domu źle się dzieje. Pracownicy służb, którzy są na miejscu, muszą zrobić wszystko, by dowiedzieć się, czy jest podejrzenie, że dziecko doznaje przemocy, np. podduszania, wykręcania rąk, przypalania.
Kiedy narzędzie wejdzie w życie?
- Jesteśmy gotowi, by je wprowadzić. Chcemy, by w trybie przyspieszonym bez konsultacji trafiło do premiera. Nie jest to ustawa, lecz rozporządzenie (min. chce nowelizować ustawę o przeciwdziałaniu przemocy domowej), dlatego mam nadzieję, że zostanie uchwalone do końca roku. Za rok chcemy natomiast dokonać ewaluacji kwestionariusza i zobaczyć, jak działał i czy odpowiadał na potrzeby służb.
Działania na rzecz ochrony małoletnich są konieczne, jednak dzieci odebrane z rodzin biologicznych trafiają do przepełnionej już pieczy zastępczej. Sytuacja pieczy jest tak zła, że - o czym WP Parenting alarmowało już w marcu tego roku - tysiące dzieci czekają na odebranie z domów rodzinnych, bo nie ma ich gdzie umieszczać, mimo że nierzadko nie mają w nich zapewnionego bezpieczeństwa. Czy państwo nie powinno zatem pracować z rodzinami, które potrzebują pomocy, zanim jeszcze dojdzie do tego, że dziecko trzeba będzie odebrać?
- Zdecydowanie się zgadzam. W tym roku udało się dołożyć dodatkowe fundusze (ok. 7 mln zł) do rządowego programu przeciwdziałania przemocy domowej, także na funkcjonowanie specjalistycznych ośrodków wsparcia. Chcemy, by budżet przeznaczony na walkę z przemocą domową i na pomoc rodzinie sukcesywnie się zwiększał. Na przyszły rok także planujemy wzrost funduszy o 10-15 mln zł. Naszym celem jest otoczenie rodziny wsparciem. Odbieranie dzieci powinno być ostatecznością.
Jakie mają państwo na to pomysły?
- Chcemy wprowadzić długotrwały monitoring nad rodziną, czyli to, co zostało znowelizowane w Ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Dla mnie jest to priorytetowe. W określonych przypadkach interwencje służb są jednak nieuniknione.
Chcemy też znowelizować Ustawę o przeciwdziałaniu przemocy domowej i zobaczyć, gdzie należy położyć większe akcenty. W mojej ocenie na pewno na prewencję i pracę z rodziną.
W poprzednich rządach temat przemocy w rodzinie był niestety traktowany po macoszemu. My chcemy podejść do niego ambitnie. Na początku przyszłego roku zamierzamy przeprowadzić szerokie konsultacje z pracownikami socjalnymi i ochrony zdrowia, by stworzyć realny system pomocy dla rodziny.
Moim zdaniem w przypadku art. 12a powinniśmy też rozważyć, czy z domu nie powinno zostać zabrane nie dziecko, lecz sprawca przemocy. To kwestia, która była największym wyzwaniem przy tworzeniu kwestionariusza, bo nie chodzi o to, by dzieci z domów odbierać, lecz by je zabezpieczyć. To z kolei może czasem oznaczać pozostawienie dziecka w domu, a odseparowanie sprawcy. W szerszym zakresie wsparcia rodziny będziemy nad tym pracować w przyszłym roku.
Wspomniała pani o monitoringu nad rodziną. Na czym dokładnie miałby polegać?
- Pracujemy z Ministerstwem Sprawiedliwości i Ministerstwem Cyfryzacji, by dokonać cyfryzacji Niebieskiej Karty, będącej dotąd dokumentem jedynie papierowym. Ministerstwo Sprawiedliwości chce też zcyfryzować całościowo informację o dziecku i rodzinie.
Niestety, obecnie jest tak, że rodzina się przeprowadza i informacja o niej ginie. Zespół do spraw analizy zdarzeń zauważa, że często pojawiają się przypadki, że w rodzinie dochodzi do przemocy, ale rodzice z dziećmi się przeprowadzają i trudno jest taką rodzinę monitorować.
Niedawno głośno było np. o rodzinie zastępczej, która wprawdzie miała założoną w miejscu zamieszkania na Śląsku Niebieską Kartę za znęcanie się nad dziećmi, ale po przeprowadzce na Pomorze Zachodnie sąd wydał jej pod opiekę kolejnych ośmioro dzieci.
Czyli teraz całościowa informacja o rodzinie ma być w systemie?
- Tak, ale to nie będzie łatwe, może potrwać rok, dwa lub trzy lata. Taki system da służbom szerszy obraz sytuacji. Niestety, teraz jest tak, że w małych miejscowościach pracownicy socjalni czy policja mogą posiadać jakąś wiedzę o rodzinie, ponieważ ich znają, w większych miastach zaś rodziny bywają anonimowe.
Problemem jest chyba też to, że na krzywdę dzieci zbyt rzadko reagują postronni, np. sąsiedzi?
- Zgadza się. Z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wiemy, nad czym ubolewam, że w ponad połowie przypadków ludzie nie reagują na krzywdę dzieci, np. słyszą płacz malucha zza ściany i nie decydują się wezwać policji. Tymczasem w ok. 40 przypadkach rocznie przemoc ze strony najbliższych (np. rodziców czy ich partnerów) prowadzi do śmierci dziecka. Każdy z nas powinien mieć poczucie, że naszym zadaniem jest reagować.
Dlatego będziemy nowelizować Ustawę o przeciwdziałaniu przemocy domowej, bo są w niej różne luki, które chcielibyśmy naprawić. Musimy też postawić na kampanie społeczne i edukacyjne, jak reagować na krzywdę dzieci, a także na edukację pracowników ochrony zdrowia i oświaty po to, by mieli większe poczucie odpowiedzialności za przeciwdziałanie przemocy wobec najmłodszych. Mam wrażenie, że teraz trochę jej brakuje. Niestety, wiemy ze statystyk, że zaledwie 1 proc. pracowników ochrony zdrowia zgłasza przypadki rodzin do Niebieskiej Karty, wśród pracowników oświaty zaś - 4 proc.
Czy pracują państwo nad jeszcze innymi ustawami nakierowanymi na szeroko rozumiane dobro dzieci?
- Na pewno chcemy zająć się kwestią przemocy ze względu na płeć. Jeśli weźmiemy pod uwagę przemoc seksualną wobec nieletnich, częściej ofiarami są dziewczynki. Płeć ma znaczenie.
Mam wrażenie, że dziewczynki giną nam w systemie, bo mamy przeciwdziałanie przemocy domowej, przemocy wobec dzieci, ale zapominamy o przemocy ze względu na płeć. Myślę, że powstanie w tym celu osobna ustawa, ale w perspektywie dwuletniej.
Będziemy też wdrażać nową dyrektywę antyprzemocową. Mamy na nią dwa lata, w połowie przyszłego roku zaczniemy pewnie prace koncepcyjne. Mają się w niej znaleźć nowe formy przemocy, np. cyberprzemoc. To jest ogromne wyzwanie i mówię o tym jako kobieta bliżej 50. roku życia i mama, że obecnie młode kobiety, ale też my, polityczki, mierzymy się z hejtem w sieci. Niestety, wraz z rozwojem sztucznej inteligencji i fake newsów pojawiły się w internecie nowe formy przemocy, z którymi nie do końca sobie radzimy.
Na niedawnym posiedzeniu Komisji Do Spraw Dzieci i Młodzieży dyskutowaliśmy także na temat m.in. szeroko pojętych internetowych patotreści. Ministerstwo Cyfryzacji, przy naszym wsparciu, będzie pracować nad dobrymi rozwiązaniami, by ochronić dzieci.
Na czym mają one polegać?
- Jeśli chodzi o patotreści, ale też pornografię, miałoby to być np. ograniczenia dostępu ze względu na wiek.
Niestety, patostreaming to polskie zjawisko. Nie występuje w innych państwach. Dlaczego nasze dzieci po nie sięgają? W przypadku nastolatków po części wynika to z nudy. Remedium na to może być sport, np. zaproponowany przez Ministerstwo Sportu program "Aktywna szkoła".
Wiem też, że Ministerstwo Sportu zamierza ograniczyć możliwość uczestniczenia dzieci w galach freak fight. W zakresie środków budżetowych jest mowa np. o ukróceniu wynajmowania hal, w których się odbywają.
Pani minister, pomówmy jeszcze o rodzinie. Współczynnik dzietności w Polsce wynosi 1,16 i jest najniższy w historii i jeden z najniższych w Europie. Jakie są pomysły resortu na to, by go zwiększyć?
- Podstawą jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa w zakresie praw reprodukcyjnych. Zostało ono w ostatnich latach mocno zaburzone. Jako mama 23-latki myślę, że decyzja o założeniu rodziny w pokoleniu mojej córki ma związek z poczuciem stabilizacji - zarówno na rynku pracy, jak i w kwestii mieszkania.
Dzisiejszym 25- czy 30-latkom trudno sobie wyobrazić, by było ich stać na zakup mieszkania na własność. W mojej ocenie dzisiejsza polityka mieszkaniowa powinna się koncentrować na dostępie do tanich mieszkań, na budownictwie społecznym. Tego brakuje. Powinniśmy wzorem np. Wiednia znaczną część budżetu w projekcie na mieszkalnictwo przeznaczać na tanie mieszkania na wynajem.
Mamy bowiem różnicę społeczną w zakresie pokoleń: moje pokolenie się nie przeprowadzało, ludzie osiadali na stałe w jednym miejscu. Teraz młodzi ludzie żyją inaczej, są gotowi przeprowadzić się nawet na drugi koniec Polski za pracą, jeśli wiedzą, że będą mieli możliwość niedrogiego wynajęcia mieszkania. Ta decyzja może ich zresztą przybliżyć do założenia rodziny.
Uważam też, że państwo powinno kreować pozytywną wizję rodziny i rodzicielstwa. Tego brakowało przez lata. Do zakładania rodziny powinny skłaniać nie zakazy i nakazy, lecz zachęty. Ważne jest wsparcie kobiet w każdej decyzji: niezależnie od tego, czy chcą po porodzie wrócić na rynek pracy, czy zostać z dzieckiem w domu. Rodzice muszą mieć też gwarancję tego, że maluch będzie miał miejsce w żłobku.
Poza tym w Polsce wciąż mamy problem z równym podziałem obowiązków w związku. Dyrektywa work-life balance, wdrażana jeszcze za poprzedniej władzy, kładła większy nacisk na aktywizację ojców i ich opiekę nad dziećmi.
Zmiana już się więc zaczęła, ojcowie spędzają z dziećmi więcej czasu niż kiedyś, ale państwo polskie musi wciąż pokazywać, że bycie ojcem, który bierze urlop, by zostać z synem czy córką w domu, to jest coś bardzo dobrego zarówno dla poczucia bezpieczeństwa dziecka, jak i dla samego ojca.
Kobiety mówią też często o tym, że obecnie boją się zachodzić w ciążę.
- Ma to m.in. związek z karami za pomocnictwo w aborcji, za co grozi do lat trzech więzienia. Bardzo nie lubię tego słowa, bo w swoim brzmieniu kojarzy się z przestępstwem.
Spotkałam się z przypadkiem, że 19-letnia dziewczyna zaszła w ciążę z gwałtu, ale nie chce tego zgłosić, bo gwałcicielem jest jej narzeczony. Zwierza się rodzicom, bo ma z nimi dobre relacje. Mama, chcąc pomóc, kupuje jej bilet do Anglii, by poddała się tam aborcji. Rano pod dom przyjeżdża policja na sygnale i traktuje ją jak przestępcę.
Jeśli pozwolimy na to, aby służby ścigały takich bliskich, by udowodnić im przestępstwo i wsadzić do więzienia, to to jest absurd. Większość kobiet, podejmując decyzję o ciąży, konsultuje ją z partnerem. Często decydują razem, a partner w trudnej sytuacji pomaga kobiecie, załatwiając tabletki wczesnoporonne. To nie powinno być traktowane jako przestępstwo, ale jest.
To są dramaty rodzin. Wiem o sprawach, gdy w sądzie naprzeciwko siebie siadają mąż i żona. To nie jest polityka prorodzinna. Odwróćmy to. Postawmy na wsparcie kobiet.
Walczy pani też o powrót trzeciej przesłanki, czyli możliwości usunięcia ciąży w przypadku ciężkiej, nieodwracalnej wady płodu.
- Tak. Dlaczego państwo chce zmuszać kobiety, często będące w planowanej ciąży, do donoszenia jej, jeśli wiadomo, że płód jest obarczony wadami letalnymi? To absurdalne.
Moje wieloletnie doświadczenie w pomaganiu kobietom pokazuje, że jeśli kobieta dostanie możliwość podjęcia samodzielniej decyzji, podejmie ją i w przyszłości będzie chciała jeszcze raz w tę ciążę zajść. Często są to kobiety, które mają już dzieci i planują mieć dużą rodzinę.
Z drugiej strony znam przypadki, że te panie, które nie zdecydowały się wyjechać i przerwać ciąży, nie chciały już zachodzić w kolejną. Za bardzo się bały.
Polityka skierowana do kobiet musi być oparta na trosce, opiece i tworzeniu systemu, w którym kobieta może podjąć samodzielnie decyzję. I niezależnie od tego, jaką podejmie, może liczyć na wsparcie.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl