Trwa ładowanie...

Milenka walczy z "dziecięcym alzheimerem". Choroba zabrała już jej brata

- Nie możemy dopuścić, by Milenkę spotkał taki sam los, jak jej brata – apeluje Klaudia Malinowska-Marecka. Straciła syna, teraz walczy o życie córki, która choruje na rzadkie schorzenie nazywane "dziecięcym Alzheimerem". - Dzisiaj Milenka ma sześć lat i już nie chodzi, nie mówi, muszę ją karmić, zmieniać pieluchę. Uwstecznia się w rozwoju niemal z chwili na chwilę – mówi jej mama.

spis treści

1. "Jest lek, ale was na niego nie stać"

Przyszła na świat w terminie i otrzymała dziesięć punktów w skali Apgar. Rodzice wierzyli, że nie spotka jej to samo, co brata, Filipa.

- Do ostatniej chwili wierzyłam, że Milenka będzie zdrowa. Pamiętam taką sytuację, kiedy poszliśmy do lekarza i on, gdy zobaczył, że jestem w ciąży, powiedział, że mamy szczęście. Bo gdybyśmy wcześniej dowiedzieli się o Filipku, to pewnie byśmy nie zdecydowali się na drugie dziecko. Tymczasem szanse na to, że będzie zdrowe, wynoszą aż 75 proc. My znaleźliśmy się w felernych 25 proc. – wyznaje Klaudia Malinowska-Marecka w rozmowie z WP abcZdrowie.

Koszmar rodziny zaczął się, gdy Filip miał niespełna cztery lata. Wtedy rodzice chłopca dowiedzieli się o istnieniu rzadkiego schorzeniachoroby Niemanna-Picka typu C. Była odpowiedzią na pytania o to, dlaczego chłopiec jest spokojniejszy niż inne dzieci, dlaczego upada, gdy się śmieje i ma powiększoną śledzionę.

Kiedyś pomagała w opiece nad bratem, dziś sama jej potrzebuje
Kiedyś pomagała w opiece nad bratem, dziś sama jej potrzebuje (Arch. prywatne)

- Byliśmy w szpitalu z Filipkiem. Wtedy świat nam się zawalił – dowiedzieliśmy się, że syn cierpi na śmiertelną chorobę. Lekarka rzuciła tę informację niczym bombę i wyszła. "No tak, potwierdziło się, macie uszkodzony ten sam gen" – wspomina pani Klaudia.

Rodzice poprosili o rozmowę z ordynatorem oddziału. Jak mówi mama chłopca, poszli do niego "z wynikami na ręku i pustką w głowie". Kobieta zadała mu tylko trzy pytania.

- Czy Filipek będzie mógł pójść do przedszkola, czy będą konieczne rehabilitacje – mówi i dodaje: - Ordynator powiedział tylko: może chodzić do przedszkola na tyle, na ile będzie w stanie, rehabilitacje owszem, ale na zasadzie zabawy, żeby go nie męczyć – relacjonuje.

- Zadałam też trzecie pytanie: czy jest lek? Lekarz odpowiedział: "Jest lek, ale was na niego nie stać". Z tymi trzema "cennymi" wskazówkami wróciliśmy do domu i zaczęliśmy szukać na własną rękę – mówi.

Dotarli do innych rodzin i jak podkreśla pani Klaudia – tylko dzięki tym ludziom dowiedziała się, z czym mają do czynienia.

- Nie lekarze, nie stowarzyszenie, pomoc przyszła od rodzin równie ciężko dotkniętych, co my – stwierdza gorzko. - Dla Filipa jednak było stanowczo za późno, zanim uzbieraliśmy na leczenie – wówczas lek kosztował 24 tys. zł za opakowanie, dziś dostępny jest już zamiennik za ok. osiem tys. zł.

2. Pisali do ministerstwa i do papieża

Gdy usłyszała diagnozę, była w ósmym miesiącu ciąży.

- Codziennie niemal musimy odpierać zarzuty obcych ludzi, którzy nie znają naszej historii, a oceniają nas. Mówili, że mamy jedno chore dziecko, a zrobiliśmy sobie drugie – wyznaje.

Diagnozę usłyszeli na dzień przed świętami Bożego Narodzenia.

- Załamaliśmy się. Siedzieliśmy w milczeniu przy stole. Wigilia odbyła się w całkowitej ciszy, żadne słowo nie mogło oddać tego, co przeszliśmy i co będziemy przechodzić – wspomina kobieta.

Mimo to zaczęli działać. Założyli zbiórkę na leczenie i rehabilitację, w akcie desperacji napisali nawet do papieża Franciszka, o refundację prosili Ministerstwo Zdrowia.

- Lek (Miglustat Accord, przyp. red.), choć nie uzdrawia, spowalnia postęp choroby, to nam daje niezwykle dużo. Ministerstwo Zdrowia uważa jednak inaczej. Pisaliśmy wielokrotnie z prośbą o refundację. Dostawaliśmy odpowiedź, że lek jest za mało skuteczny w stosunku do kosztu leczenia – tłumaczy, dodając, że "to ludzie wyręczają państwo w leczeniu jej dzieci".

- To trwa już sześć lat, a ja zbieram wszystkie opakowania po lekach. Być może kiedyś usiądę i podliczę, ile kosztowała pomoc zwykłych ludzi o dobrych sercach i ile zaoszczędziło na nas państwo – dodaje.

Pani Klaudia nie wątpi, że życie jej synka mogło być dłuższe.

- Widzę sens leczenia Milenki, bo gdy porównuję jej obecny stan ze stanem synka w tym wieku, to Filipek leżał, miał rurkę tracheotomijną, karmiony był przez PEG. Wiem, że lek wydłuża życie Milenki, dzięki czemu możemy spędzić z nią więcej czasu. A każda chwila z nią jest na wagę złota – mówi.

- Filipek i Milenka mieli bardzo bliską relację. Ona obserwowała to, jak się zajmowałam Filipem, cały czas czuwała przy jego łóżku, a nawet pomagała mi w różnych czynnościach pielęgnacyjnych. Przytulała go, była ciągle obok, miłość widzieliśmy gołym okiem – wspomina.

Dodaje, że po śmierci brata Milenka nie pytała o nic. Nie była już w stanie, bo choroba odebrała jej zdolność komunikacji.

- Nie zadała tego pytania, aczkolwiek widzieliśmy, że go szuka. Mamy w sypialni portret naszej rodziny i do tej pory, ilekroć Milenka na niego patrzy, to jej wzrok kieruje się ku Filipkowi – tłumaczy.

3. Tak rzadka, że nie każdy lekarz o niej słyszał

Choroba Niemanna-Picka, zwana też leukodystrofią czy chorobą spichrzeniową, należy do grupy chorób metabolicznych. Występuje z częstością około jeden na 100 000 żywych urodzeń.

- Niejednokrotnie, gdy jesteśmy na SOR, lekarze są w szoku, musimy im tłumaczyć, co to za choroba. Obecnie jest ok. 20 dzieci w Polsce. Tym bardziej boli mnie brak refundacji – mówi pani Klaudia.

- To rzadkie schorzenie, które ma kilka podtypów i wiąże się z zaburzeniem metabolizmu lipidów na skutek braku enzymu sfingomielinazy. Skutkiem jest spichrzanie lipidów w różnych narządach, w tym w mózgu, i uszkadzanie, co prowadzi do ciężkich powikłań – mówi w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego.

Prof. Rejdak dodaje, że to "przykład choroby przebiegającej z otępieniem u ludzi młodych". Stąd też skojarzenie z alzheimerem.

- Na tę chwilę nie mamy skutecznego leczenia genowego, aby wyleczyć całkowicie chorobę, ale od niedawna dostępny jest lek uzupełniający brakujący enzym, co pozwala na zahamowanie progresji choroby – przyznaje ekspert.

Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze
Szukaj innego lekarza
Komentarze
Wysyłając opinię akceptujesz regulamin zamieszczania opinii w serwisie. Grupa Wirtualna Polska Media SA z siedzibą w Warszawie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.