Matki na wiecznych wakacjach
Siedzą w domu, nic nie robią. Każdy im zazdrości. Mogą wstawać, kiedy chcą. Siadają z kubkiem gorącej kawy przed telewizorem i oglądają programy śniadaniowe. Dzieci bawią się obok, same. Kto wiedzie tak doskonałe życie? Matki.
Taki obraz kobiet "siedzących" w domu ma większość społeczeństwa. Z zazdrością patrzymy na matki, które korzystają z urlopu rodzicielskiego, potem wychowawczego. Nie muszą wstawać do pracy, znosić złośliwych uwag szefa.
- Właśnie tak widzą mnie moje koleżanki, które najczęściej okres macierzyństwa mają dopiero przed sobą. Kiedyś próbowałam się bronić, ale potem uznałam, że to nie ma sensu. To jak walka z wiatrakami. Nie ma żadnego sensu – mówi Joasia z Bydgoszczy, mama 6-letniego Franka i 4-letniej Antosi.
Przeczytaj również:
1. Matka pod nadzorem
"Wielki ukłon dla ciebie, mamo siedząca w domu. Sama, z pensją męża, która niby wspólna, ale wciąż bardziej jego niż twoja. Z dzieckiem na rękach ścieląca łóżko, zbierająca jeszcze wczorajsze zabawki. Jedząca śniadanie, najpierw w milczeniu, potem tylko do połowy, bo nawet milczenie potrafi obudzić malucha w najmniej oczekiwanym momencie. Ścierająca pot drżącą z niewyspania ręką, bo mimo że jest 9.00, ty już nie śpisz od piątej rano" – pisze Joanna Jaskółka, autorka bloga matkatylkojedna.pl.
I wiele mam zgadza się z blogerką. "Trafiłaś w sedno" – piszą w komentarzach. Joanna, mama Franka i Antosi, myśli podobnie. Kobieta nie pamięta już, ile razy musiała tłumaczyć, dlaczego jest zmęczona i nie zawsze zdąży zrobić makijaż. Słyszała, że skoro nie pracuje, to na wszystko ma czas. Nienawidziła rodzinnych uroczystości, bo wtedy wszystkie kuzynki (bezdzietne!) mówiły, jakie to ona ma świetne życie.
- A ja wtedy myślałam sobie, że przypomnę im to, gdy zostaną mamamii. I wtedy dopiero zrozumieją, że wychowanie dziecka i dbanie o dom to ciężka praca – wspomina.
Joasia ma dwoje dzieci. Syn jest w zerówce, córka od września zacznie chodzić do przedszkola. Kobieta czeka na ten moment z niecierpliwością. Chce wrócić do pracy, wyjść do ludzi.
- Obecnie mój dzień to jedna wielka walka o przetrwanie. Wstaję przed 6.00, bo Antosia to ranny ptaszek. Kładę się spać po północy, bo tylko wieczorem mam czas, żeby spokojnie poprasować, umyć podłogi. W ciągu dnia wszystkie obowiązki wykonuję na raty, bo dzieci się kłócą, chcą się ze mną bawić, czegoś potrzebują – mówi.
Joasia przeprowadziła się do Bydgoszczy z Poznania. Tam mieszkają jej rodzice, o pomocy na co dzień z ich strony nie może być więc mowy. Teściowie pracują, mąż często wyjeżdża w delegacje. Kobieta z wieloma sprawami musi radzić sobie sama.
- I radzę sobie. Dzieci są uśmiechnięte, nie chodzą głodne, mają wyprane i wyprasowane ubranka, każdego dnia są na spacerze. W domu mam czysto, podłoga się nie klei, nie wstydzę się przed nikim. Tylko jakim kosztem? Z każdym dniem staję się coraz bardziej sfrustrowana. Nikt mnie nie docenia. Dla wszystkich jestem "mamuśką" – mówi.
Najbardziej jednak Joasię irytują komentarze na temat jej "siedzenia w domu". Słyszy je ze wszystkich stron. Powrót do pracy ma w pewien sposób udowodnić innym, że potrafi coś więcej niż tylko zmieniać pieluchy i myć podłogi.
O niedocenianiu pisze również Joanna Jaskółka na swoim blogu.
"I nawet jeśli twój mąż i wszystkie koleżanki mówią ci, jak bardzo trudny mieli dzień, co oni tam wiedzą. Nie byli w tym wszystkim sami. Nie upaćkali się kupą, bo dziecko postanowiło uciekać, zamiast spokojnie zmieniać pieluszkę. Nie zostali obsikani. Nikt im nie zwymiotował do stanika. Nie gotowali obiadu jedną ręką, na drugiej trzymając 12 kilogramów żywej wagi. Nie słuchali rozpaczliwego płaczu bezbronnej istoty przez dwie godziny, nie stawali na wyżyny, by dokonać czynu niemożliwego i przekonać trzylatka do wyjścia z domu, by po trzech godzinach namawiań, godzić się z tym, że nic dziś nie załatwisz, bo po pięciu minutach drogi dziecku zachciało się kupę. Nikt z nich nie przyjmuje roli pięciu osób naraz, nie muszą robić piętnastu rzeczy, wybierając, która z nich jest ważniejsza – kipiąca kasza, skaleczony palec czy natrętnie dzwoniący telefon i dzwonek u drzwi jednocześnie".
2. "Nie oczekuję podziwu"
Kinga ma dwóch synów. Obaj chodzą do przedszkola. Kobieta jest księgową, do pracy wróciła zaraz po urlopie rodzicielskim. Zupełnie nie rozumie, dlaczego kobiety będące w domu z dzieckiem narzekają.
- Miałam okazję być z chłopcami w domu i faktycznie, z urlopem ten czas nie miał nic wspólnego. Trzeba było ugotować i sprzątnąć, mając na rękach wymagające niemowlę. Nie spałam do 9.00, rzadko piłam ciepłą kawę. Ale teraz, kiedy chodzę do pracy, obowiązki mam te same. Nadal muszę zrobić zakupy, posprzątać, wyprasować. Mam na to 8 godzin mniej, bo pracuję na cały etat – wyjaśnia Kinga.
Kobieta przyznaje jednak, że w dużej mierze to zasługa dobrej organizacji i planu. Nie wyobraża też sobie życia bez pracy zawodowej, którą lubi. Nie piętnuje matek, które zdecydowały inaczej, bo jak mówi, to ich wybór.
Przeczytaj także:
Nie każdy jest jednak tak tolerancyjny. Monika jest mamą 7-letniego Bartka. Zanim chłopiec poszedł do przedszkola, była z nim w domu. Od trzech lat pracuje.
- Gdybym sama nie była matką, może nabrałabym się na te płacze i lamenty kobiet siedzących w domu. Każdy ma gorsze dni, niezależnie od wieku i płci. Ale czy to znaczy, że należy się z tego tytułu taryfa ulgowa? A przecież nikt nikogo do macierzyństwa nie zmusza. Najgłośniej krzyczą te matki, które dziecko planowały. I nagle okazuje się, że taki noworodek potrzebuje uwagi, czasem płacze, trzeba go nosić i tulić. I taka matka doznaje szoku, bo przecież miało być tak pięknie: małe dzieci są spokojne, bawią się same ze sobą, śpią przez większość dnia i przez całą noc. Ale jeśli ktoś wierzy w bajki i ma nikłe poczucie rzeczywistości, niech głośno nad własną naiwnością nie lamentuje. Niech kobiety wreszcie przestaną oczekiwać pochwał – mówi Monika.
Stereotyp matki niepracującej zawodowo, opiekującej się dziećmi, jest w naszym społeczeństwie jednoznaczny.
"Nie dokładasz się do budżetu domowego. Udajesz, że ciężko pracujesz, opiekując się swoim potomstwem i wypełniając domowe obowiązki. Tak naprawdę to siedzisz na dupie i pachniesz. (…) Opiekujesz się dziećmi? Lepiej idź do pracy, a zapłać niani. Będziesz robić coś bardziej konstruktywnego i przestaniesz być traktowana jak pasożyt" – pisze Magda Jasińska, autorka bloga mamineskarby.pl.
- Gdyby ludzie zajęli się swoim życiem, byłoby świetnie. Czasem myślę sobie, że to właśnie ci najgłośniej krzyczący są leniami i nierobami. Ja nie mam czasu interesować się życiem innych. Wolę je poświecić dzieciom lub samej sobie – podsumowuje Joasia.