Matka samotna czy samodzielna?
Dzieci nie zawsze wychowywane są przez oboje rodziców. Zdarza się, że matka lub ojciec decydują się samodzielnie stworzyć swojemu potomstwu dom. Powodów takiej decyzji jest całe mnóstwo. Julia nie chciała, by jej syn dorastał w atmosferze krzyku i wzajemnych oskarżeń. Monika od początku wiedziała, że będzie z córką sama. Jak sobie radziły? Z jakimi problemami przyszło się im zmierzyć?
Mikołaj, syn Julii, ma dzisiaj 10 lat. Jest uśmiechnięty, dobrze się uczy, nie sprawia problemów. Jest zupełnie inny niż 5 lat temu, gdy mieszkali jeszcze wszyscy razem: on, mama i tata.
Wydawało się, że niczego nie mogło im brakować. Dobrze zarabiający mąż, aktywna zawodowo żona i zdrowe dziecko. Nie mieli jednak najważniejszego: poczucia spokoju, szacunku i miłości.
– Ciągle się kłóciliśmy z Januszem. Mąż był nieustannie rozdrażniony, wręcz wulgarny. Miał roszczeniową postawę. Nie czynię go winnym całej tej sytuacji. Ja też jestem odpowiedzialna za to, że nasze małżeństwo nie wytrzymało – wyznaje Julia.
1. "Żadna ze mnie bohaterka"
Rozwód nie był dla rodziny łatwy. Nawet na sali sądowej trudno im było powstrzymać wzajemne żale. Ostatecznie udało się dojść do porozumienia. Syn miał zostać z mamą. Mieszkanie mieli sprzedać i podzielić się majątkiem.
Julia wiedziała, że ich życie diametralnie się zmieni. Była jednak na to gotowa. Chciała wychować swojego syna w atmosferze spokoju. Marzyła, by miał radosne dzieciństwo.
Rozwód i zmiana mieszkania okazały się być dla Mikołaja rewolucją. Trudno było mu wytłumaczyć, dlaczego tata zniknął z ich życia, a w jego pokoju spać teraz będzie inny chłopiec.
– Na szczęście nie trwało to długo. I choć nie mieliśmy już tyle wygód, z każdym dniem czuliśmy się coraz lepiej – mówi Julia.
Po kilku miesiącach Mikołaj przekazał mamie wiadomość od taty: "zakładam nową rodzinę, wyjeżdżam do Niemiec, będę przysyłał alimenty". Kobieta próbowała dodzwonić się do byłego męża, by zapytać, kiedy przyjedzie zobaczyć się z synem. Chłopczyk tęsknił, pytał o tatę. Kontakt się jednak urwał. Tylko comiesięczne wpłaty na konto, choć mniejsze niż ustalono, sugerowały, że mężczyzna żyje i ma się dobrze.
Julia nigdy nie myślała o sobie jak o kobiecie samotnej. Owszem, nie miała partnera, ale czuła, że na tę chwilę wcale go nie potrzebuje. Żyła spokojnie, choć niezwykle intensywnie.
– Wstawałam przed 6.00, żeby ubrać się i przygotować śniadanie, następnie budziłam syna. Szliśmy do przedszkola, ja dalej biegłam do pracy, by zdążyć na 8.00. Wracając robiłam zakupy. Po powrocie do domu odgrzewałam przygotowany wcześniej obiad. Obowiązkowym punktem naszego dnia był spacer oraz czytanie książek. Mieliśmy na to czas popołudniu. Gdy Mikołaj zasypiał, ja wieszałam pranie, prasowałam, sprzątałam. Spać kładłam się tuż przed północą. Mam jednak poczucie, że taki scenariusz obowiązuje w niejednym polskim domu. Nawet w takim, w którym mieszka pełna rodzina – mówi Julia.
Pytana, czy odczuła brak mężczyzny w domu, przyznaje, że bywały sytuacje, w których potrzebowała oprzeć się na silnym ramieniu. Myśli takie pojawiały się jednak rzadko. Z wieloma sprawami zaczęła sobie radzić sama, nawet remont pokoju przeprowadziła samodzielnie.
– W moim przypadku zatarła się różnica między pracami męskimi a kobiecymi. Traktuje je w kategorii wyzwań. Jeśli czegoś nie wiem, oglądam filmy instruktażowe w sieci, pytam pracowników marketów budowlanych. Jestem bardzo samodzielna i to dla mnie powód do dumy. Nie czuję się jednak bohaterką – przyznaje kobieta.
Rola mężczyzny nie ogranicza się jednak do określonych prac domowych. W rodzinie przede wszystkim pełni funkcję ojca. Pytam więc Julii, czy syn odczuwa jego brak. Czy nie boi się, że będzie wchodzić w życie bez męskiego wzorca?
– Był czas, w którym mój syn pytał, dlaczego nie może iść z tatą pograć w piłkę. Dużo na ten temat rozmawialiśmy. Byliśmy nawet u psychologa. Mikołaj przeżył swego rodzaju żałobę, co nie znaczy, że zapomniał o tacie. Nadal o niego pyta, ale robi to sporadycznie – podkreśla.
2. Sama od początku
Monika miała 30 lat, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Ojcem dziecka był jej partner, który po trzech dniach od usłyszenia radosnej nowiny stwierdził, że jednak nie da rady. Wyprowadził się z jej mieszkania i słuch po nim zaginął. Podobno mieszka obecnie w Holandii. Monice trudno jest zdobyć jego nowy adres, więc sprawa alimentów nadal jest nierozwiązana.
Kobieta szybko przestała rozpaczać po ojcu jej dziecka (świadomie nie chce nazywać go mężczyzną). Z pomocą koleżanek stanęła na nogi i postanowiła zacząć przygotowywać się na narodziny córki. Nie miała zbyt dużo pieniędzy, więc każdy gest znajomych przyjmowała z radością.
– Ktoś przyniósł łóżeczko, ktoś paczkę pieluszek. Dostałam też mnóstwo ubranek, choć te kupowałam za grosze w lumpeksach. Nie chodziłam do szkoły rodzenia, ale skorzystałam z bezpłatnej porady położnej, która przysługuje każdej ciężarnej przed porodem.
Monika pracowała do 6. miesiąca ciąży. Radziła sobie nieźle. Pierwszy raz poczuła smutek w szpitalu, gdy w chwili narodzin córki nie było przy niej nikogo. Do leżących na sali kobiet nieustannie ktoś przychodził, panowie pochylali się na noworodkami i wpatrywali się w swoje dzieci z zachwytem.
– I wtedy dotarło do mnie, że gdyby coś mi się stało, moja córeczka zostanie na świecie sama. Moi rodzice nie żyją, nie mam rodzeństwa.
Dziewczyny wyszły ze szpitala. Martynka rozwijała się prawidłowo, była zdrowa i pogodna. Jakby wiedziała, że mama ma dużo zmartwień. Monika nie chce jednak narzekać. Mówi, że wielokrotnie jej poduszka była mokra od łez, ale ostatecznie zawsze dawała radę.
Problemy pojawiły się w chwili, gdy Monice skończył się urlop macierzyński. Wróciła do pracy, Martynka poszła do żłobka. Wstawały bladym świtem, by kobieta zdążyła dojechać do pracy na 7.30. Wracając do domu, robiła zakupy.
– Moim wielkim wsparciem, gdy Martynka zaczęła chorować, okazał być się mój szef. Jestem pewna, że inny pracodawca wyrzuciłby mnie od razu. Bywały miesiące, w których dwa tygodnie pracowałam, dwa tygodnie byłam w domu. A on nigdy nawet nie wspomniał, że mnie wyrzuci, jeśli jakoś nie rozwiążę tego problemu. On i jego żona bardzo mi pomogli.
Monika jest piękną i młodą kobietą. Skupia na sobie wzrok mężczyzn. Nie chce jednak angażować się w żaden związek. Rozmowę na ten temat ucina nieco żartobliwie, mówiąc, że i tak nie ma z kim zostawić córki, żeby pójść na randkę. Przyznaje jednak, że zdarza się jej marzyć o tym, że kiedyś nie będzie sama.
3. Mniej samotne niż kiedyś
W temacie samotnego macierzyństwa wiele się zmieniło. Dzisiaj kobiety, które decydują się samodzielnie wychować dziecko nie są już napiętnowane i nie stają się obiektem plotek. Jeszcze kilka lat temu w wielu przypadkach to mężczyzna postanawiał zakończyć małżeństwo, zostawiając żonę samą. Obecnie kobiety zdecydowanie częściej decydują o swoim losie.
– Współczesne kobiety potrafią sobie organizować wsparcie. Są też aktywne zawodowo, a zatem lęk związany z finansami jest w ich przypadku mniejszy. O wiele rzadziej też spotykają się z ostracyzmem społecznym – mówi Małgorzata Ohme, psycholog z Telewizji WP.
Rozprawiamy się również z mitami, choćby tym dotyczącym nieobecnych, ale potrzebnych ojców. Dzisiejsi trzydziesto- i czterdziestolatkowie często wychowywani byli w rodzinach, w których wszystkie obowiązki związane z domem i dziećmi spoczywały na matce. Ojciec był emocjonalnie niedostępny, rzadko bawił się z dzieckiem i spędzał z nim czas. Dzisiaj kobiety się na to nie godzą.
4. Pułapki samotnego macierzyństwa
Na to jak kobieta postrzega swoje samodzielne rodzicielstwo wpływ ma wiele czynników. Nie bez znaczenia jest jej sytuacja materialna i społeczna. Czy jest niezależna finansowo? Czy ma pracę i własne mieszkanie? Czy może liczyć na pomoc bliskich?
– Kluczowe jest również to, jak kobieta radzi sobie z samotnością – zauważa Małgorzata Ohme. I dodaje: – Jeśli sytuacja jest dla niej bardzo trudna, bo na przykład ma poczucie krzywdy, wówczas jej nastrój wpływa również na dziecko. Ono jest nośnikiem emocji rodzica.
Mimo wszystko nie da się zaprzeczyć stwierdzeniu, iż samotne rodzicielstwo jest niezwykle trudne. Jest w nim o wiele mniejsze przyzwolenie na słabości i błędy. Nie ma obok nikogo, kto mógłby pomóc w chwili dużego zmęczenia czy choroby.
Dawniej obawiano się ponadto, że mieszkanie tylko z jednym rodzicem negatywnie wpłynie na dziecko.
– Bezsprzecznie w wychowaniu dziecka udział powinni mieć zarówno matka, jak i ojciec. To układ właściwy, dający poczucie stabilności i bezpieczeństwa. I nawet jeśli kobieta czuje się skrzywdzona, do czego ma pełne prawo, nie może ograniczać dziecku kontaktów z biologicznym ojcem. Bo być może nie był on najlepszym parterem, ale w relacji z synem czy córką niczego nie można mu zarzucić. Powinien więc aktywnie uczestniczyć w życiu swojego dziecka, bo ono zawsze będzie go potrzebować. Nikt go nie zastąpi – mówi Małgorzata Ohme.
Wiele samotnych kobiet często chce wykluczyć ojca z codzienności dziecka. Tłumaczą to samowystarczalnością lub chcą zemścić się na byłym partnerze. Psychologowie wskazują jednak, że takie postępowanie jest niezwykle krzywdzące dla dziecka. Czuje się ono rozdarte i nie wie, jak się w takiej sytuacji zachować. Traci poczucie bezpieczeństwa.