Marzenia się spełniają. Julka, w której leczeniu pomógł papież Franciszek, chodzi
To, co jeszcze ponad rok temu było tylko marzeniem, dzisiaj stało się faktem. Trzyletnia Julka z Lubartowa, w której leczeniu pomógł sam papież Franciszek, niedawno wróciła do domu.
Po ośmiu miesiącach spędzonych w klinice na Florydzie dziewczynka samodzielnie chodzi. A to, biorąc pod uwagę chorobę, na którą cierpiała dziewczynka, wcale nie było takie oczywiste.
Julka urodziła się z hemimelią kości strzałkowych. To bardzo rzadka przypadłość, która charakteryzuje się niedorozwojem kości, które mogą być skrócone lub zupełnie się nie wykształcić. Uniemożliwia to chodzenie. Całe kończyny dziecka są nieprawidłowo ustawione, a stopy często mają wykształconą tylko część palców.
U mamy dziewczynki, Doroty Piskorskiej, lekarz podczas ciąży nie wykrył żadnych nieprawidłowości. O tym, że mała Julka będzie tak bardzo chora, jej rodzice dowiedzieli się dopiero po porodzie. Od razu zaczęli szukać pomocy w różnych klinikach ortopedycznych. Diagnoza była jedna – amputacja. Lekarze powtarzali ją jak mantrę, nie wspominając o możliwości leczenia.
O klinice dr. Drora Paley’a, pani Piskorska usłyszała od rodziców innej, również chorej na hemimalię kości strzałkowych dziewczynki, z którymi poznała się podczas poszukiwania pomocy dla swojej córki. Warunek odbycia w niej leczenia był jeden: milion złotych.
Decyzja o ratowaniu rocznej wtedy dziewczynki zapadła szybko. Rodzice wraz z przyjaciółmi zorganizowali wiele kwest i zbiórek na rzecz chorej Julki. Pieniądze płynęły z różnych stron: od znajomych, kolegów, artystów, a także od zupełnie obcych ludzi o wielkim sercu. Choć suma na fundacyjnym koncie małej lubartowianki rosła z dnia na dzień, do miliona nadal brakowało kilkuset tysięcy złotych. Wtedy stał się cud.
Podczas organizowania pomocy dla swojej córki rodzice chwytali się każdej deski ratunku. Napisali również list do papieża Franciszka, by wsparł ich swoją modlitwą. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że głowa Kościoła Katolickiego zdecydowała się pomóc nie tylko w ten sposób. Franciszek wpłacił na konto lubartowianki 250 tysięcy złotych. Tym samym operacja w amerykańskiej klinice okazała się możliwa.
Na Florydę Julka poleciała z mamą na przełomie maja i czerwca ubiegłego roku. Tam dziewczynka przeszła wielogodzinną skomplikowaną operację ortopedyczną. Przez osiem miesięcy była intensywnie rehabilitowana, przyjmowała też silne leki przeciwbólowe. I z dnia na dzień czuła się coraz lepiej.
Dziś dziecko jest już w domu. To, co jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się tak bardzo odległe i niemożliwe, dzisiaj jest faktem. Julka chodzi. Samodzielnie. Jest żywym, uśmiechniętym dzieckiem, które kipi energią. Na nowo cieszy się swoim domem i siostrą, której nie odstępuje na krok. Biega, skacze, wspina się po meblach, jest w pełni samodzielna. Przed nią skomplikowana i długa rehabilitacja, ponieważ ****musi nauczyć się chodzić prawidłowo.
I tylko strach pomyśleć, jak wyglądałoby jej życie, gdyby rodzice zamiast szukać pomocy w ortopedii, zdecydowali się na amputację.