Zakrztusił się popularną przekąską. Kilka dni później na jaw wyszła przerażająca prawda
Niespełna półtoraroczny chłopiec sięgnął do miseczki z orzeszkami, które jedli jego starsi bracia. Dostał gwałtownego ataku kaszlu, który ustąpił dopiero po 30 minutach. Wtedy rodzice uznali, że najgorsze już za nimi. Kilka dni później okazało się jednak, że orzeszek utknął w drogach oddechowych. Ta historia powinna być przestrogą dla wszystkich rodziców.
1. Chłopiec zaczął gwałtownie kaszleć
Mattie Atkinson miał 16 miesięcy, kiedy zakrztusił się orzeszkiem. Spanikowani rodzice nie zwlekali z powiadomieniem o sprawie pediatry. Czekając, aż lekarz oddzwoni, Justine i jej mąż bacznie obserwowali malucha.
Ten kaszlał gwałtownie, ale po 30 minutach i kilku łykach wody Mattie uspokoił się, a nawet zasnął. Rodzice mieli nadzieję, że kłopotliwa przekąska opuściła drogi oddechowe chłopca, a słowa pediatry utwierdziły małżeństwo w przekonaniu, że wszystko jest w porządku.
- [Lekarz] powiedział nam, że to prawdopodobnie dobry znak, że Mattie zasnął, ponieważ gdyby coś zatkało mu drogi oddechowe, czułby się źle — wyjaśnia mama chłopca w rozmowie z "Today". - To sprawiło, że poczułam się lepiej.
2. Pediatra zdiagnozował RSV
Następnego dnia rodzice zauważyli, że chłopiec oddycha w dziwny sposób. Nie powiązali tego jednak z zakrztuszeniem, bo dwaj starsi bracia Mattiego byli przeziębieni. Małżeństwo uznało więc, że także Mattiego dopadła infekcja.
Dla pewności jednak Justine zabrała malucha do pediatry.
- Pediatra osłuchał go i ostatecznie zdiagnozował u niego RSV – relacjonuje mama chłopca.
Przez kolejny tydzień stan chłopca nie uległ poprawie, ale kiedy Mattie stracił apetyt i przestał pić mleko oraz wodę, rodzice ponownie skontaktowali się z pediatrą. Ten uspokoił Attkinsonów, jednak już następnego dnia maluch zaczął odkrztuszać śluz oraz sinieć.
- Jego usta zrobiły się niebieskie, on całkowicie pobladł. Nie stracił przytomności, ale miałam problem, żeby utrzymać z nim kontakt — mówi Justine i dodaje: - Po prostu wsadziliśmy go do naszego samochodu i pojechaliśmy prosto do szpitala.
Tam chłopiec został zaintubowany i podłączony do respiratora, wykonano mu też niezbędne badania. Prześwietlenie klatki piersiowej ujawniło, że doszło do zapadnięcia lewego płuca. Choć lekarze podejrzewali, że to powikłanie jakiejś infekcji układu oddechowego, jak grypa, mama miała swoje podejrzenia.
3. Intuicja podpowiadała jej, że to nie infekcja
W końcu powiedziała personelowi medycznemu o feralnym orzeszku ziemnym, a lekarz od razu zdecydował się na przeprowadzenie bronchoskopii, czyli endoskopowego badania dróg oddechowych. Ono potwierdziło obawy rodziców Mattiego – pod płucem znajdował się fragment orzeszka, który blokował dopływ tlenu w 95 proc.
Lekarze usunęli ciało obce niemal w ostatniej chwili, bo saturacja u malucha zaczęła spadać do niebezpiecznie niskich poziomów, tak że chłopca trzeba było podłączyć do ECMO, pozaustrojowego natleniania membranowego.
Chłopiec jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wrócił do domu, ale koniecznie było włączenie żywienia poprzez sondę. Justine przyznaje, że to doświadczenie zapamięta do końca życia, wyciągnęła z niego też pewną lekcję.
- Jako mama nauczyłam się podążać za swoją intuicją — mówi. - Nikt lepiej nie oceni stanu dziecka niż matka, niż jego rodzice, więc po prostu upewniam się, że nadal podążam za swoją intuicją i jestem głosem moich dzieci – mówi.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl