Macierzyństwo jak tor przeszkód. Kto namawia na pierwsze dziecko?
Decyzja o pierwszym dziecku powinna być wspólnym wyborem. Różnica wieku, stan zdrowia, czy warunki finansowe sprawiają jednak, że niektóre osoby chcą odłożyć macierzyństwo "na później". Czy kobiety muszą swoich partnerów namawiać dzisiaj na dzieci?
1. Polki rodzą mało i coraz później
Mimo usilnych starań kolejnych rządów współczynnik dzietności w Polsce wynosi zaledwie 1,4. Oznacza to, że na dziesięć kobiet przypada zaledwie czternaścioro dzieci.
Optymizmem nie napawają również dane GUS. Dane z ostatnich trzydziestu lat pokazują, że Polki coraz później decydują się na pierwsze dziecko. W 1990 roku kobieta, która rodziła dziecko nad Wisłą, miała średnio 26 lat. W 2008 roku było to już 28, by w 2015 osiągnąć poziom niespełna trzydziestu lat (29,7).
2. Macierzyństwo jak tor przeszkód
O to, czemu tak się dzieje, zapytałem Marię Krasicką, pedagog, która analizuje sytuację demograficzną w Polsce od wielu lat.
- Wbrew pozorom to mężczyźni, nie kobiety, podejmują dzisiaj częściej i szybciej temat pierwszego dziecka. Z ich perspektywy ojcostwo jest czymś, z czego mogą być dumni. Przy poradzeniu sobie z wątpliwościami natury finansowej nie ma w nich, w zasadzie żadnych innych. Tym bardziej że najczęściej decyzję o (planowanym) ojcostwie poprzedza ślub – mówi pedagog.
Ekspertka zaznacza, że w świadomości kobiety pojawia się znacznie więcej problemów niż tylko te natury finansowej. One z resztą będą towarzyszyły jej zawsze.
- Myślę, że mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć wszystkich wątpliwości, jakie targają kobietą przed zajściem w ciążę. On nie zostanie zwolniony z pracy, tylko dlatego, że zaszedł w ciążę. Ochrona kobiet w ciąży jakaś tam istnieje, ale obowiązuje tylko te kobiety, które są zatrudnione na umowie o pracę. Na umowach cywilnoprawnych to wolna amerykanka. Bo co mi po tym, że pracodawca nie może mnie zwolnić, jak zrobi to z dnia na dzień, a ja mogę założyć mu jedynie sprawę w sądzie cywilnym, która potrwa dwa lata? To nie jest ochrona. – mówi Maria Krasicka.
Pedagog podnosi też problem natury psychicznej. Kobiety obawiają się zmian, jakie wyrządzi w ich ciele ciąża. A przy dzisiejszym modelu funkcjonowania portali społecznościowych ciśnienie na ideał jest spore.
- Kobiety w poprzednim pokoleniu, czy dwa pokolenia wstecz wiedziały, że taka jest kolej rzeczy i nie zastanawiały się nad tym zbytnio. Ich przewagą było to, że świat był tak skonstruowany, że miały możliwość rodzenia. Wcześniej nikt nikogo nie musiał specjalnie namawiać. Młode małżeństwo czuło na sobie presję, której sprzyjała tradycja i brak elementarnej wiedzy o antykoncepcji i planowaniu ciąży – konkluduje ekspertka.
3. Zwykła mama lama
"Macierzyństwo i inne przypadłości" to tytuł książki wydanej niedawno przez dwie popularne blogerki i youtuberki zajmujące się tematyką planowania rodziny. Anna Weber i Aleksandra Woźniak prowadzą na Youtubie kanał o nazwie "mama lama". Jak piszą o sobie, są "zupełnie zwykłe, nieidealne, a zarazem najlepsze na świecie mamy dla swoich dzieci".
Obie zawyżają zdecydowanie średnią krajową. Anna i Ola mają bowiem po troje dzieci. Były, więc naturalnymi adresatkami pytań o to, kto namawia na pierwsze dziecko? A kto na kolejne? Okazuje się, że nim w kobiecie, nomen omen, narodzi się specjalistka od macierzyństwa, również w niej mieszka wiele wątpliwości.
Aleksandra Woźniak podzieliła się ze mną wątpliwościami, które towarzyszyły jej przed pierwszym dzieckiem, a których nie miał partner.
- To ja oponuję i zgłaszam obawy! (śmiech) Ja się zastanawiałam, czy my będziemy gotowi na to, żeby mieć dziecko? Mój mąż przekonał mnie, że nigdy „nie będziemy gotowi”. Bo co to znaczy, że ktoś jest gotowy? Że będziemy mieli parę milionów na koncie i się dorobiliśmy i teraz jesteśmy gotowi? Nigdy nie będzie takiej sytuacji. To dziecko się pojawi prędzej, czy później i jakoś będziemy musieli żyć. W ogóle samo powiedzenie "jesteśmy gotowi na dziecko" ma w sobie sporo pychy. Że jesteśmy już tak rozwinięci i psychicznie i finansowo? Dzieci są darem i jak one się zdarzą, to dopiero zaczyna się etap ogarniania rzeczywistości wokół dziecka. Nie da się na to, tak w pełni przygotować - mówi blogerka.
Anna Weber wspomina, że decyzja była spontaniczna, ale wynikała z tego, że rozumieli się z mężem w tej sprawie bez słów. Pozostała tylko decyzja kiedy? Przypomina również, że odkładanie sprawy na później może nie być najlepszym pomysłem.
- Miałam pracę, w której byłam dobra. Dodatkowo spełniałam się w niej. Ale kiedy zrozumiałam, że przestałam się bać, a zaczynam tego naprawdę chcieć, to był ten decydujący moment. Tutaj jednak przyszło się zderzyć z rzeczywistością. Okazało się, że w naszym przypadku zajście w ciąże nie będzie takie proste. Staraliśmy się prawie dziewięć miesięcy. W drugą ciążę zaszłam bardzo szybko, bo Eunika miała ledwo sześć miesięcy. Z perspektywy czasu widzę, że to było bardzo szybko. Może dlatego, że było nieplanowane. Pamiętam, że na początku byłam bardzo przerażona, czy uda nam się to wszystko jakoś pogodzić. Po narodzinach drugiego dziecka mój mąż zaczął namawiać mnie na trzecią ciążę… po dwóch miesiącach. Przekonywał, że to tak szybko będzie lepiej. Powiedziałam mu, że teraz to już naprawdę potrzebuję odpoczynku i przerwy - zdradza "mama lama".
Nie oznacza to, że kobiety nie miały wątpliwości, czy decyzja o tak szybkim macierzyństwie była słuszna, choć podkreślają, że nie zmieniłyby nic w swoim życiu. Szczęśliwe dziecko jest dla nich największą nagrodą. Aleksandra Woźniak wspomina:
- Ja miałam takie myśli teraz, przy trzecim dziecku. Urodził się Jonasz i po takich kilku słabszych dniach, kiedy dwójka starszych była chora, a niemowlę zajmowało mi obie ręce i cały mój czas porozmawiałam szczerze z moim mężem. Podzieliłam się z nim wątpliwościami dotyczącymi tego, czy to był dobry pomysł, by trzecie dziecko mieć tak szybko.
4. Wszystkie dzieci nasze są
Niezależnie od tego, kto proponuje powiększenie rodziny, problem przestał być już wyłącznie domową przeszkodą. Ministerstwo pracy i polityki społecznej od dawna zastanawia się, w jaki sposób odwrócić niepokojący trend.
Konstrukcja polskiego systemu emerytalnego i jego bezpośrednie uzależnienie od bieżącej sytuacji na rynku pracy powoduje, że im więcej dzieci będzie się rodziło (a tym samym wkraczało w przyszłości na rynek pracy), tym lepsza będzie sytuacja materialna przyszłych emerytów.
Dziś, wskaźnik zastępowalności pokoleń wynosi 1,4. Według danych Eurostatu, by zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, wskaźnik ten musi mieć wartość powyżej 2,1.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl