Lekarze proponowali aborcję po in vitro. Tak dziś wygląda jej córeczka
Michele Dynia zdecydowała podzielić się swoją osobistą historią, która ma na celu nie tylko ostrzec inne kobiety, ale również edukować je na tematy związane z procedurą in vitro. Pragnie, by jej opowieść dotarła do jak najszerszego grona osób, aby mogły czerpać naukę z jej doświadczeń.
1. Marzenia o macierzyństwie
Michele Dynia to 40-latka pochodząca z Ohio, od zawsze marzyła o założeniu własnej rodziny. Mimo licznych prób nie udało się jej jednak spotkać odpowiedniego mężczyzny, który mógłby stać się ojcem jej przyszłego potomstwa i nawiązać z nią szczęśliwy związek.
Wraz z upływem lat, odczucie samotności stawało się coraz bardziej odczuwalne. W końcu, po długim zastanowieniu, postanowiła skorzystać z metody in vitro, decydując się na nasienie nieznanego dawcy.
"Mówiłam żartem do rodziny, że jeśli skończę 35 lat, a nadal będę sama, spróbuję sztucznego zapłodnienia. Następnie 35. urodziny nadeszły i minęły, a ja zrozumiałam - na co ja w sumie jeszcze czekam? Nie chcę przegapić szansy na bycie matką" – dzieli się swoimi przemyśleniami kobieta.
Jej pragnienie macierzyństwa nie było jednak wolne od obaw. Michele zdawała sobie sprawę, że po 35. roku życia ryzyko urodzenia dziecka z wadą genetyczną - taką jak zespół Downa, zespół Edwardsa czy zespół Patau znacznie wzrasta.
2. Przełamująca stereotypy wiadomość
"Pomimo wielu przeciwności, 10 listopada 2020 roku poddałam się procedurze sztucznego zapłodnienia. Skorzystałam z usługi banku nasienia, co oznaczało, że dawca był dla mnie zupełnie nieznany" - opowiada kobieta o swoim doświadczeniu.
Gdy była w 12. tygodniu ciąży, Michele poddała się badaniom prenatalnym. Oczekiwała, że najważniejszą informacją będzie informacja o płci jej dziecka. Nie podejrzewała, że ich wyniki postawią ją w obliczu trudnej diagnozy. Prawdziwe zaskoczenie miało miejsce, kiedy otrzymała telefon ze szpitala.
Wieść o możliwości zostania matką niespodziewanie przysłoniła wiadomość o poważnej wadzie genetycznej dziecka. Ta nieoczekiwana informacja była dla niej ogromnym wyzwaniem.
"Wyniki badań pokazały, że istnieje 93 proc. prawdopodobieństwa, że moje dziecko będzie miało zespół Downa. Kiedy otrzymałam tę informację, poczułam jakby świat wokół mnie zaczął wirować" - wspomina.
Lekarze zapytali ją, co chce zrobić. Michele zrozumiała, że to ona musi podjąć decyzję - czy urodzić chore dziecko, czy zdecydować się na aborcję. Podczas wizyty towarzyszył jej ojciec, który jako pierwszy zareagował, mówiąc, że "pokochają to dziecko bez względu na wszystko".
"Jest największym błogosławieństwem, na jakie mogłam liczyć. Potrzebowałam każdej jej rzeczy, każdego dodatkowego chromosomu - po prostu o tym nie wiedziałam" - deklaruje.
Michele chce zwiększać świadomość na temat zespołu Downa. Chce, aby nie tylko rodzice, ale całe społeczeństwo lepiej rozumiało ten problem oraz dzieci dotknięte tą wadą. Dlatego też postanowiła dzielić się z innymi swoją codziennością oraz doświadczeniem zdobytym przez bycie matką córki z zespołem Downa, wykorzystując do tego media społecznościowe. Jak podkreśla, chce "wspierać, edukować i przełamywać stereotypy".
"Chcę, żeby ludzie akceptowali dzieci z zespołem Downa. Martwię się o prześladowanie. Dostałam kilka negatywnych komentarzy na Instagramie i po prostu przeraża mnie prawdziwy świat" - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl