Jak nauczyć dziecko spać samo? Metoda 3-5-7
Nieprzespane noce to zmora większości rodziców malutkich dzieci. Znam wielu, którzy o przespanej nocy marzą jak o największym skarbie. Czy posiadanie dziecka skazuje dorosłych na zarwane noce? Czy nie da się z tym nic zrobić? I czy jesteśmy zmuszeni przez jakiś czas funkcjonować w zupełnie nienaturalnym dla organizmu ludzkiego trybie, który każe budzić się co trzy, a nawet półtorej godziny?
Są teoretycy, którzy powiedzą „weźcie dziecko do łóżka, podajcie mu pierś, bo to naturalne”. Oczywiście można i tak. I jak by nie było wyeliminuje to problem. Ale tylko na jakiś czas. Dlaczego? Bo jak doświadczenie pokazuje, zawsze przychodzi taki moment, kiedy rodzice mówią „pora na zmianę”. Zawsze też wprowadzenie zmiany wiąże się z protestem dziecka, który niekiedy przypomina zaciekłą walkę… niemalże o życie.
1. Kiedy wprowadzić metodę 3-5-7?
To decyzja absolutnie indywidualna. Ale jeden czynnik musi być spełniony. Rodzice dziecka muszą być przekonani, że chcą to zrobić. Zdecydowanie i przekonanie o słuszności własnej decyzji pomoże przetrwać protest maluszka, który jest tak oczywisty jak to, że po dniu zawsze przychodzi noc. Należy się też liczyć z tym, że im starsze dziecko, tym większy i silniejszy protest. Praktyka wielu rodziców, którzy zdecydowali się na tę metodę pokazuje, że to kwestia co najmniej tygodnia, a często nawet dwóch. Czymże jest jednak tydzień czy dwa w stosunku do roku?
2. Co to jest metoda 3-5-7?
W bardzo krótkim streszczeniu polega ona na wchodzeniu i wychodzeniu do/z pokoju dziecka przy jednoczesnym i stopniowym wydłużaniu czasu pomiędzy jednym a drugim wejściem/wyjściem. Wychodzenie i wracanie do dziecka jest formą, która stanowi dla maluszka źródło informacji „jestem przy tobie, nie znikam i co najważniejsze - zawsze wrócę”. Nie należy jej mylić z pozostawieniem dziecka aż się wypłacze. Nic bardziej mylnego. Wychodzenie i wracanie to także moment na opanowanie własnych emocji. Wielu rodziców w obliczu histerycznego niekiedy płaczu dziecka reaguje bardzo różnie. Niektórzy przestraszą się, że wyrządzają mu krzywdę, inni pomyślą, że dziecko nadmiernie się stresuje i zareagują próbą wyjęcia go z łóżeczka. Inni wyjmą natychmiast i podadzą pierś, smoczka lub butelkę, byle tylko już maluch nie płakał (czyż nie przypomina to zatykania?). Jeszcze inni mogą być na tyle zmęczeni nieustającym płaczem, że zareagują złością. Czy nie lepiej zamiast tego wyjść na chwilę i nie narażać dziecka na konsekwencje własnych emocji?
Na początku dziecko będzie się buntowało i mocno płakało. To w tej sytuacji naturalne. Należy zachować spokój powtarzając sobie, że to po prostu zasypianie, a malec jest w stanie sobie z tym poradzić. W swojej praktyce nie spotkałam dziecka, które z powodu nadmiernego płakania wywołanego treningiem samodzielnego zasypiania, nabawiło się jakichś trudności choćby w zakresie funkcjonowania społecznego. Nie znam też takiego, które zachorowałoby albo zapadło na zaburzenia emocjonalne. Jest wręcz odwrotnie – zwracają się do mnie rodzice, których dzieci są niesamodzielne, lękliwe i wycofane. Spora ich część ma trudności z zasypianiem.
3. Jak wprowadzić metodę 3-5-7?
Najlepiej jest wybrać taki moment, w którym można sobie pozwolić na kilka nieprzespanych nocy. Początkowo usypianie będzie trudne i będzie wymagało spokoju, cierpliwości i czasu. Przydatne okazują się przerwy w pracy, długie weekendy, wolne dni.
Po wykonaniu wieczornego rytuału (jeśli taki jest, a jeśli nie - to warto go stworzyć), nakarmieniu maluszka (tu pilnujemy, żeby dziecko nie zasnęło podczas karmienia) odkładamy go do łóżeczka, najlepiej w lekkim półśnie. Spokojnie i delikatnie mówimy do malca, że pora snu. Obdarowujemy ciepłem i serdecznością, tworząc w ten sposób poczucie bliskości. Pocieszcie maluszka jeśli płacze. Dozwolone są wszelkie ruchy, których celem jest zapewnienie o naszych dobrych zamiarach, miłości i czułości. Takie pocieszanie nie powinno jednak trwać zbyt długo. Po około dwóch minutach, nawet jeśli maluszek płacze, powiedz: „Teraz wychodzę i za chwilę do ciebie wrócę. Wszystko w porządku”. Wyjdź z pokoju na pierwsze trzy minuty. Nie musisz za sobą zamykać drzwi. Możesz też odejść od łóżeczka, ale pozostać w pokoiku dziecka, jeśli to wyda ci się łagodniejsze. Ważne, aby przez kolejne trzy minuty nie interweniować.
Po tym czasie podchodzimy do malucha i poświęcamy mu kolejne dwie minuty. Zbyt długie pocieszanie rodzi nadzieję i wybija z rytmu. Może wprowadzać chaos. W tym czasie możemy robić cokolwiek, co przyniesie ukojenie dziecku. Głaskanie, nucenie, mówienie spokojnym głosem, całowanie, przytulanie się, ale nie wyjmowanie z łóżeczka. Dziecko w tym czasie może stale płakać. Możesz mieć wrażenie, że nie słyszy i nie zauważa faktu, że jesteś obok. Nie czekaj na moment aż się uspokoi. On może w tej fazie nie nastąpić. Twoje dziecko rejestruje, że jesteś. Płacze bo mu się nie podoba to, co się dzieje. Drugie wyjście jest nieco dłuższe i trwa pięć minut. Spróbuj to wytrzymać i nie skracać. Zachowaj się w ten sam sposób jak w przypadku wyjścia pierwszego. Potem wróć do dziecka. Pociesz je i zapewnij o swojej miłości. Niekiedy zbawienne okazuje się mówienie „Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie” . Wbrew pozorom takie stwierdzenie ma kojący wpływ przede wszystkim na rodzica. Po kolejnych dwóch minutach pocieszania odsuń się od dziecka i poczekaj siedem minut. Po tym czasie wróć. Schemat powtarzamy stale do momentu, aż maluszek zaśnie. Każde kolejne wyjście trwa siedem minut. Nie zwiększamy tych odstępstw. Jeśli po którejś „siódemce” w pokoju dziecka będzie cisza, wejdź ostrożnie, by go nie wybudzić. Jeśli się uda pogratuluj sobie, a maluszkowi po tym, jak się obudzi. Warto powiedzieć „Brawo, sam zasnąłeś”. Nawet jeśli ma tylko kilka miesięcy i wydaje się, że niewiele z tego rozumie.
Po wykonaniu wieczornego rytuału (jeśli taki jest, a jeśli nie - to warto go stworzyć), nakarmieniu maluszka (tu pilnujemy, żeby dziecko nie zasnęło podczas karmienia) odkładamy go do łóżeczka, najlepiej w lekkim półśnie. Spokojnie i delikatnie mówimy do malca, że pora snu. Obdarowujemy ciepłem i serdecznością, tworząc w ten sposób poczucie bliskości. Pocieszcie maluszka jeśli płacze. Dozwolone są wszelkie ruchy, których celem jest zapewnienie o naszych dobrych zamiarach, miłości i czułości. Takie pocieszanie nie powinno jednak trwać zbyt długo. Po około dwóch minutach, nawet jeśli maluszek płacze, powiedz: „Teraz wychodzę i za chwilę do ciebie wrócę. Wszystko w porządku”. Wyjdź z pokoju na pierwsze trzy minuty. Nie musisz za sobą zamykać drzwi. Możesz też odejść od łóżeczka, ale pozostać w pokoiku dziecka, jeśli to wyda ci się łagodniejsze. Ważne, aby przez kolejne trzy minuty nie interweniować.
Po tym czasie podchodzimy do malucha i poświęcamy mu kolejne dwie minuty. Zbyt długie pocieszanie rodzi nadzieję i wybija z rytmu. Może wprowadzać chaos. W tym czasie możemy robić cokolwiek, co przyniesie ukojenie dziecku. Głaskanie, nucenie, mówienie spokojnym głosem, całowanie, przytulanie się, ale nie wyjmowanie z łóżeczka. Dziecko w tym czasie może stale płakać. Możesz mieć wrażenie, że nie słyszy i nie zauważa faktu, że jesteś obok. Nie czekaj na moment aż się uspokoi. On może w tej fazie nie nastąpić. Twoje dziecko rejestruje, że jesteś. Płacze bo mu się nie podoba to, co się dzieje. Drugie wyjście jest nieco dłuższe i trwa pięć minut. Spróbuj to wytrzymać i nie skracać. Zachowaj się w ten sam sposób jak w przypadku wyjścia pierwszego.
Potem wróć do dziecka. Pociesz je i zapewnij o swojej miłości. Niekiedy zbawienne okazuje się mówienie „Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie” . Wbrew pozorom takie stwierdzenie ma kojący wpływ przede wszystkim na rodzica. Po kolejnych dwóch minutach pocieszania odsuń się od dziecka i poczekaj siedem minut. Po tym czasie wróć. Schemat powtarzamy stale do momentu, aż maluszek zaśnie. Każde kolejne wyjście trwa siedem minut. Nie zwiększamy tych odstępstw. Jeśli po którejś „siódemce” w pokoju dziecka będzie cisza, wejdź ostrożnie, by go nie wybudzić. Jeśli się uda pogratuluj sobie, a maluszkowi po tym, jak się obudzi. Warto powiedzieć „Brawo, sam zasnąłeś”. Nawet jeśli ma tylko kilka miesięcy i wydaje się, że niewiele z tego rozumie.
Ta metoda naprawdę działa, a rodzice chwalą sobie jej efekty. Takie uczenie trwa od tygodnia do dwóch. Łatwo się zorientować, że pojawiają się postępy, bo niemalże każdego dnia dziecko płacze coraz krócej i coraz mniej. W żadnym momencie rodzic nie powinien pozostawić go samego sobie, zawsze powinien wracać. Przy każdym powrocie powinien okazać tyle spokoju i miłości, ile jest w stanie.
Łagodniejszą dla dziecka formą jest nie wychodzenie z pokoju, lecz pozostanie w nim, w pobliżu. Z doświadczenia wiem jednak, że to metoda trudniejsza dla rodziców. Dlaczego? Ewolucyjnie jesteśmy nastawieni na natychmiastowe reagowanie na płacz dziecka, które jest niemalże w stu procentach od nas zależne. W takich momentach przydatne okazuje się powtarzanie również sobie „spokojnie, to tylko usypianie”. Jeśli jednak pojawia się uczucie winy albo człowiek zaczyna myśleć o sobie jak o okrutnym i wyrodnym rodzicu, trzeba się zastanowić, czy warto to w ogóle robić i czy ma się siłę na kontynuowanie. Zwątpienie, a także lęk i negatywne nastawienie utrudnią, a nawet może uniemożliwią działanie metody. Wprowadzą też niepotrzebny stres, po którym przyjedzie uczucie porażki.