Trwa ładowanie...

Nauczyciele mają żal. "Rozczarowanie nową władzą dobrze wyczuwalne"

 Marta Słupska
Marta Słupska 14.10.2024 09:07
Rodzice uczniów są podzieleni. "Dostałam dwie wiadomości"
Rodzice uczniów są podzieleni. "Dostałam dwie wiadomości" (Facebook MEN, archiwum prywatne )

- Czy polska szkoła ma być przygotowaniem do życia w mobbingu? Tacy dorośli przekazują dzieciom, że nie czeka ich już nic dobrego, więc niech się przyzwyczajają - mówi o nauczycielach Justyna Suchecka, autorka książek i znana dziennikarka edukacyjna, dla WP Parenting.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dokończ, proszę, zdanie: Największa bolączka współczesnej polskiej szkoły to…?

Justyna Suchecka, dziennikarka edukacyjna, autorka ksiązek: - Niestabilność. Ciągłe zmiany, poprawianie, uwiązanie szkoły w partyjność na zasadzie "ktoś zrobił tak, to my musimy zrobić odwrotnie". Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie i rodzice narzekają, że obecnie nic nie jest pewne. Te zmiany mogłyby być szansą, ale budzą głównie niepokój.

Nauczyciele mieli nadzieję, że jak zmieni się władza, to będzie lepiej. Jest?

Zobacz film: "Co jedzą dzieci w szkołach? Odpowiedź może zaskoczyć"

- Trudno określić, czy jest lepiej, czy nie. Jest inaczej. Nauczyciele oczekiwali radykalnej zmiany jakości uprawiania polityki edukacyjnej. Im już nie wystarczy samo to, by nie było ministra Czarnka. Ten rząd zaczął od wysokich podwyżek dla nauczycieli, ale po tylu latach nierówności i oczekiwań to za mało. Nauczyciele zarabiają nieco więcej niż pensja minimalna, ale to nie sprawia, że przywrócono im należyty szacunek. W tym zakresie politycy nie zrobili nic. Rozczarowanie nową władzą jest dobrze wyczuwalne.

W najnowszej książce "Cała nadzieja w szkole" przytaczasz raport o pracy nauczycielskiej Instytutu Badań Edukacyjnych, z którego wynika, że średni tydzień pracy nauczyciela trwa 47 godzin, średnio prawie 9,5 godziny dziennie. Dodałaś, że przeciętny Polak w to nie wierzy. Dlaczego?

- Niestety, myślimy, że praca nauczyciela to m.in. dwa miesiące wakacji, ciągłe święta i wycieczki. To tak nie wygląda. Nasz stosunek do nauczycieli jest doskonałym odbiciem naszego stosunku do państwa: brak zaufania, poczucie, że ciągle chce nas oszukać. Szkoła i nauczyciele to zaś ten element państwa, z którym bardzo często się stykamy. Kiedy nie ufamy państwu i nie ufamy sobie nawzajem, to zaczynamy nauczyciela postrzegać jako tego, który na pewno oszukuje, na pewno tylko spija kawkę w pokoju nauczycielskim.

Wystarczy, że dziecko ma styczność z jednym kiepskim nauczycielem, by rozciągnęło wraz z rodzicami tę złą opinię na całą grupę nauczycieli. To niby nic zaskakującego, ale ona liczy 600 tysięcy osób. To bardzo niesprawiedliwe.

Tym bardziej, że ostatni rok nie był łatwy: nauczyciele walczyli o podwyżkę, głośno było o zmianach zw. z lex Kamilek, przyjęciu do szkół ukraińskich uczniów, zmianach w podstawie programowej…

- Rząd podszedł do nich z oczekiwaniem, że podołają, bo przecież zawsze można było im dodać dodatkowe zadanie, trochę pomarudzili i jakoś to było. Mało poświęcono uwagi na to, jak ich do zmian przygotować.

Jeśli chcemy na przykład wprowadzić zmiany w podstawie programowej, to powinniśmy zacząć od tego, co nauczyciel powinien potrafić, żeby z tą nową podstawą programową sobie poradzić. Zanim uczniowie się z nią zmierzą. Takiego myślenia brakuje. Ministerstwo wprowadza rozporządzenie tak, jakby ono samo mogło zmienić sposób myślenia czy zakres umiejętności jakiejś grupy zawodowej. Nie tędy droga.

To prosty przepis na chaos informacyjny. Mieliśmy tego dowód przy wprowadzaniu lex Kamilek w szkołach.

- Tak. Tyle było pytań o to, co nauczyciel może, a co nie, czy wolno mu położyć dłoń na ramieniu ucznia, porozmawiać po lekcjach… To wszystko było podlane sosem zagrożenia i nieufności. Trudno się walczy z takimi błędnymi przekonaniami.

Chaos panuje też w zakresie zmian, które weszły w życie już dawno temu. Dziś rano widziałam screen na temat prac domowych na jakiejś grupie nauczycielskiej. Zakaz związany z zadaniami domowymi istnieje od kilku miesięcy i mimo że teoretycznie wszyscy już powinni wiedzieć, co nauczycielowi wolno, a czego nie, pod wpisem rozpętała się dyskusja na 200 komentarzy.

Justyna Suchecka
Justyna Suchecka (Wojtek Biały)

W najnowszej książce zwracasz uwagę, że obecnie w podstawie programowej brakuje informacji przydatnych w codziennym życiu.

- Skończyłam właśnie czytać książkę Wojciecha Orlińskiego, który zrezygnował ze swojej kariery dziennikarskiej i zaczął uczyć chemii w liceum. Jest ona zgodna z podstawą programową do chemii, ale to nie nudny podręcznik, lecz fascynująca opowieść o tym, co do czego może się na co dzień przydać.

To niesamowite, że mimo że mam 37 lat i nie szykuję się do matury, z pasją czytałam np. o tablicy Mendelejewa. Właśnie tego powinniśmy oczekiwać od podstawy programowej. To nie może być dokument na 500 stron przeładowany datami, tym bardziej, że nie potrafimy zwykle wytłumaczyć, po co te daty nam są.

Czym powinno się więc kierować w ustalaniu nowej podstawy?

- Trzeba zacząć od ustalenia tego, kto ma szkołę opuścić. Jakie umiejętności ma mieć młody człowiek po 9-12 latach edukacji i do tego dopasować to, czego powinien się nauczyć, by je zdobyć.

Które z tych umiejętności według ciebie są najważniejsze?

- Krytyczne myślenie i empatia. Aby młodzi ludzie potrafili poruszać się w świecie fake newsów, by umieli zweryfikować fakty, ale byli otwarci na emocje innych ludzi.

Do tego potrzebna jest empatia - jest ona teraz bardzo zagrożona, bo nie da się jej wykształcić online. Często myślimy, że empatia jest, gdy robi nam się smutno na widok biednego pieska w schronisku. A to jest współczucie. Empatia to coś więcej. Wymaga działania.

Pamiętam fragment w twojej książce, gdzie mowa o tym, że uczniowie są uczeni tego, by postępować według schematów i boją się wyjść poza nie z obawy np. przed złą oceną.

- To jest nakręcający się mechanizm, bo równocześnie ich nauczyciele się boją wyjść ze schematu, bo będą rozliczeni przez wynik testu, bo kuratorium każe im wypełnić tonę papierów, bo rodzice będą mieć pretensje. Wracamy tu do początku naszej rozmowy, bo jeśli nie ufamy, że nauczyciele to eksperci w swoich dziedzinach, to będzie nam trudno im tę swobodę dać.

Dziś najwięcej swobody mają nauczyciele, którzy uczą przedmiotów nieegzaminacyjnych. Czy więc należy zlikwidować egzaminy? Pewnie nie. Trzeba zlikwidować ten sposób myślenia, w którym egzamin jest jedynym wyznacznikiem jakości pracy szkoły.

I oceny? W Polsce od ponad 20 lat można używać ocen opisowych, a wciąż większość nauczycieli stosuje te klasyczne.

- Na to wpływ mają też rodzice. W pandemii dostałam w ciągu kilku dni dwie wiadomości od rodziców dzieci z tej samej klasy, w której nauczycielka zrezygnowała z oceniania sprawdzianów. Jedna mama pisała, że to wspaniale i że jej córka uczy się teraz dla siebie, a nie ocen. Druga mama ubolewała i pytała, co robić, by oceny przywrócić, "bo moje dziecko nie chce się uczyć, jak nie ma stopni". To było niesamowite.

Rodzice często mówią: "domagamy się ocen, bo dzięki nim wiemy, jakie dziecko robi postępy". To takie przyzwyczajenie. Pamiętam, że w szkole, w której uczyła obecna mazowiecka kuratorka światy, Wioletta Krzyżanowska, parę lat temu zlikwidowano zadania domowe. Dlaczego je przywrócono po dwóch latach? Bo rodzice się domagali. Powiedzieli, że dzieci się nie uczą, jak nie mają zadań domowych. I że fajny był ten eksperyment, ale kiedyś były prace domowe i wszyscy żyją. To "kiedyś tak było" to jedna z największych blokad w edukacji.

Ja często słyszę: "nie ułatwiajmy im życia w szkole, bo potem pójdą do pracy i zobaczą, czym jest prawdziwe życie".

- Właśnie, ale czy polska szkoła ma być przygotowaniem do życia w mobbingu? Tacy dorośli przekazują dzieciom, że nie czeka ich już nic dobrego, więc niech się przyzwyczajają. Potem będzie tylko gorzej. Sztafeta pokoleń w nieszczęściu.

Nic dziwnego, że coraz częściej mówi się o wypaleniu uczniowskim.

- Tak, ono może się bardzo szybko przełożyć na wypalenie zawodowe. To, co nas spotyka w szkole, wpływa na późniejsze życie. Jeśli szkoła zniechęciła cię do nauki, będziesz się szybciej wypalać w pracy.

Przemoc rówieśnicza też może się przełożyć na nasze wybory w przyszłości: pracę, zarobki, przyjaźnie lub ich brak. Ciekawe są przy tym rady niektórych dorosłych: "zaraz pójdziesz do innej szkoły, to się skończy" albo "w prawdziwym życiu nie będziesz musiał się już z nimi zadawać, ale ucz się, by kiedyś być ich szefem - wtedy ty będziesz mógł ich gnębić". Absurdalne!

I straszne.

- Tak. Często traktujemy szkołę jako miejsce do przetrwania. A szkoda. Najbardziej zszokowało mnie przy pisaniu książki to, że szkoła powinna uczyć… zaprzyjaźniania się.

Co ciekawe, gdy zlikwidowano gimnazja, samorządy próbowały pomóc dzieciom w uzyskiwaniu lepszych wyników egzaminacyjnych, dokładając bezpłatne lekcje z matematyki czy angielskiego. Dzieci tego nie chciały. Nie dlatego, że nie pragnęły dobrze wypaść na egzaminie, tylko dlatego, że spędzały już na nauce 35-40 godzin w tygodniu, nie mając czasu na hobby czy spotkania ze znajomymi. Te kolejne lekcje to był obowiązek, który zabierał czas potrzebny np. na przyjaźnie.

Często rozmawiasz z uczniami. Jakie są wśród nich nastroje?

- Najczęściej mówią, że i tak nic od nich nie zależy. To smutne, ale czują wszechogarniający brak poczucia sprawczości, że trzeba być dorosłym, żeby głos był słyszalny.

Gdybyśmy szanowali bardziej prawa ucznia, to oni też chętniej by się uczyli. Wiedzieliby po co to robią. A czasem nie mają wpływu nawet na to, co znajduje się w gazetce szkolnej.

Niedawno zostałaś mamą. Jakiej szkoły chciałabyś dla córki?

- Takiej, która znajduje się jak najbliżej domu.

Praktycznie!

- Tak, to podejście związane z moim myśleniem, po co jest szkoła: nie tylko, by wyposażać w umiejętności, ale też by zawierać przyjaźnie, by po lekcjach móc spędzać czas z rówieśnikami, a nie jechać przez dwie godziny na drugi koniec Warszawy. Ma być jak drugi dom, a nie poczekalnia do życia.

Odkąd mam dziecko, zaczęłam chcieć od szkoły niemożliwego - tego, żeby zacząć myśleć systemowo. Jeśli będę myśleć tylko o córce, nic nie wywalczę. Prędzej będę musiała zmieniać kolejne szkoły. A lata szkolne powinny być świetnym doświadczeniem - nie tylko dla tych, co mają pieniądze czy szczęście. Bo nie chcę, żeby doświadczenia mojej córki zależały od szczęścia.

Teraz w polskiej edukacji poziom zniechęcenia jest tak wysoki, że albo możemy się wszyscy poddać, albo coś naprawdę zmienić. I ja wierzę w to drugie.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze