W szkołach ruszą kontrole. "Miałam poczucie, że jestem przestępcą"
- W tej ustawie są zakazy, które z góry ustawiają nas, nauczycieli, w pozycji winnych. Jak ją czytałam, miałam poczucie, że jestem przestępcą - mówi Iwona Gajda, nauczycielka z 30-letnim stażem. Wkrótce w szkołach ruszą kontrole w związku z nowelizacją Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, czyli tzw. lex Kamilek.
1. "Lex Kamilek" w szkołach
15 lutego 2024 roku weszły w życie przepisy potocznie określane jako "lex Kamilek". Zgodnie z nowelą od 15 sierpnia każda placówka edukacyjna ma obowiązek wprowadzić standardy ochrony małoletnich, uporządkować i skonkretyzować już istniejące procedury, by zwiększyć bezpieczeństwo dzieci i chronić je przed przemocą. Nowelizacja została przyjęta po tragicznej śmierci ośmioletniego Kamilka z Częstochowy, który został zakatowany przez ojczyma.
We wrześniu, gdy w szkołach rozbrzmiały pierwsze dzwonki, teoria zaczyna być przekuwana w praktykę. Lecz chociaż cel ustawy, jak podkreśla wielu ekspertów ze środowiska oświatowego, jest szczytny, to jednak droga do niego budzi wątpliwości.
- Nauczyciele nie są do końca pewni, co mogą, a czego nie. W rozmowach między sobą łapią się za głowy. Jest duży chaos i niepewność. Na razie wczytujemy się w ustawę i próbujemy przełożyć zasady na grunt danej szkoły - mówi WP Parenting Iwona Gajda, nauczycielka historii, muzyki i plastyki z 30-letnim stażem pracy ze Szkoły Podstawowej im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej we wsi Strachówka w powiecie wołomińskim.
Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowano wytyczne do standardów ochrony dzieci. Placówki mają je dostosować do swoich działań.
- To rodzi problemy, bo każda szkoła musi "przemielić" zasady wynikające z ustawy i wpisać je do statutu. A powinno być tak, by były to zasady odgórne, ujednolicone, obowiązujące we wszystkich szkołach. Przez to właśnie panuje obecnie taki chaos informacyjny - podkreśla w rozmowie z WP Parenting Ewa Pieczonka, nauczycielka biologii z 36-letnim doświadczeniem z liceum dla dorosłych i młodzieży od 16. roku życia "Bakałarz" w Zgierzu.
- Wiele placówek nie rozróżnia ustawy od gotowych propozycji, które wcale z ustawy nie wynikają. Ustawodawca pozostawił im szczegóły do indywidualnej oceny. W wielu miejscach skorzystano z gotowca w postaci standardów Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. To nie jest obowiązujący dokument - podkreśla dla WP Parenting Weronika Szelęgiewicz, nauczycielka j. polskiego z XXVIII LO im. Wojciecha Bednarskiego w Krakowie.
2. "Niektóre dzieci miały łzy w oczach"
Tym, co wzbudza wiele emocji i wątpliwości, jest kwestia kontaktu z uczniami poza szkołą. Według wytycznych powinien on odbywać się wyłącznie w godzinach pracy i dotyczyć celów mieszczących się w zakresie obowiązków nauczyciela. W związku z tym nauczyciel nie powinien kontaktować się z dziećmi poprzez prywatne kanały komunikacji.
"Jeśli zachodzi taka konieczność, właściwą formą komunikacji z dziećmi i ich opiekunami poza godzinami pracy są kanały służbowe (e-mail, telefon służbowy). Komunikacja z dzieckiem przez kanały internetowe (np. grupy w mediach społecznościowych, prywatne konta mailowe) możliwa jest wyłącznie, jeśli w grupie lub w gronie odbiorców jest jeszcze jedna osoba dorosła. Każdorazowo musi być to kontakt jawny" - czytamy w wytycznych opublikowanych na stronie MS.
Nauczyciele, którzy często kontaktowali się z uczniami np. poprzez Messenger czy grupy na Facebooku, obawiają się, że będą musieli tego zaprzestać. Będzie to jednak zależało od przyjętych w danej szkole standardów, bo trzeba podkreślić, że sama ustawa kontaktów nie zabrania.
- Wycieczka szkolna. Autokar już stoi, kilku nastolatków nie ma. Nie mogę do nich napisać na Messengerze. Według dyrektorki mam od tego roku dzwonić do rodziców, którzy - już to przećwiczyłam - oddzwaniają po godzinie, trzech - mówi anonimowa nauczycielka ze stołecznego liceum.
- W tym roku mam wychowawstwo w 8. klasie. Od 4. klasy mamy stworzoną na Facebooku własną grupę. Na początku tego roku szkolnego musiałam powiedzieć uczniom, że niestety muszę ją usunąć i wyrzucić wszystkich uczniów ze znajomych na Facebooku. Niektóre dzieci miały łzy w oczach - opowiada Gajda.
- Bardzo często dzieci pytają mnie o coś na Messengerze. Ta forma kontaktu przydaje się na co dzień, ale też na wycieczkach, w czasie przygotowań do jakiegoś ważnego dnia w szkole. Przez Messenger wysyłam też czasem uczniom potrzebne materiały w sytuacji, gdy kogoś nie było w szkole - dodaje.
Nauczyciele podkreślają, że korzystanie z mediów społecznościowych to najszybsza droga kontaktu z uczniami. Daje także szereg możliwości, które pozwalają chronić uczniów i reagować na problemy.
- W licznych sytuacjach udawało mi się na Facebooku wyłapywać niewłaściwe zachowania, np. hejterskie komentarze, które potem przenoszą się na grunt szkoły. Albo to, że dzieci zapisywały się do grup, do których nie powinny należeć. W takich sytuacjach dzwoniłam do rodziców i prosiłam, by mieli większy wgląd w to, co dzieci robią w sieci - mówi Gajda.
W jej szkole uczy się wiele dzieci z domu dziecka, który znajduje się nieopodal. Jak zauważa, część z nich ma problemy z relacjami, a szybki kontakt z nauczycielem na Messengerze bywa dla nich zbawienny.
- Mam w 6. klasie chłopca z domu dziecka, który jest zapalonym przyrodnikiem, hoduje różne warzywa. Regularnie przesyła mi zdjęcia swoich plonów, ale też różnych roślin czy zwierząt pytając, czy wiem co to jest, radzi się mnie, mamy stały kontakt. Czy jest w tym coś złego? - pyta.
- Trzy razy zdarzyło mi się, że uczniowie kontaktowali się ze mną przez Messenger w sytuacji kryzysu psychicznego. To było późnym wieczorem. Prosili o pomoc, o telefon do psychologa, pisali, że bez niego nie dożyją rana. Co miałam im powiedzieć? "Wyrzuciłam cię ze znajomych, więc nie pisz do mnie"? Albo: "drogie dziecko, napisz do mnie na Librusie w godzinach między 8 a 16"? Rano może być już za późno - zauważa Szelęgiewicz.
- Raz zetknęłam się z taką sytuacją podczas sprawdzania matur. Uczennice poinformowały wychowawczynię na Messengerze, że chłopak z ich klasy opublikował na Facebooku post, że podciął sobie żyły. Dzięki szybkiej interwencji nauczycielki policji udało się ustalić jego adres i uratować mu życie. Z takimi sprawami uczniowie nie piszą na Librusie, bo wiedzą, ze to dokument oficjalny, do którego wiele osób ma dostęp. Boją się - dodaje.
Szelęgiewicz nie będzie musiała zrezygnować z internetowego kontaktu z uczniami: w jej szkole standardy, opiniowane przez samorząd uczniowski, opracowano tak, by nie uderzały w relacje nauczycieli z młodzieżą. Tym samym, jak przyznaje, udało się uniknąć restrykcyjnych rozwiązań.
Jednak w wielu szkołach nauczyciele głowią się, co zrobić, by i wilk był syty, i owca cała.
- Nie wiem jeszcze, co zrobię, czekam na wytyczne od pani dyrektor - mówi Pieczonka.
- Na razie prosiłam uczniów, by założyli sobie na telefonie aplikację Librus i poprzez nią będziemy sobie wysyłać informacje. To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Będę też musiała częściej załatwiać sprawy przez rodziców i to do nich dzwonić. Za tydzień mamy zaplanowane zebranie z rodzicami, na którym wytłumaczę im standardy, które wchodzą w życie i powiem, że od teraz to z nimi będę się częściej kontaktować - dodaje Gajda.
3. Wolno czy nie wolno przytulać?
Kontakty w mediach społecznościowych to jednak niejedyna kwestia, która rodzi pytania. Jedną z najczęściej podnoszonych jest zakaz przytulania uczniów. Nauczyciele nie wiedzą, czy jest to dozwolone, a wielu zaznacza, że nie zdecyduje się w nowym roku szkolnym na taką formę kontaktu w obawie przed pociągnięciem do odpowiedzialności.
- Mamy wątpliwości. A przecież uczniowie oczekują przyjacielskiego przytulenia, poklepania po plecach. Nawet w szkole dla dorosłych zdarza mi się przytulać. Raz jedna młoda dziewczyna przyszła na zajęcia zapłakana. Przeżywała jakąś sprzeczkę z chłopakiem. Przytuliłam ją, pocieszałam. Nie wyobrażam sobie zachować się inaczej. A co ciekawe jakiś czas temu jedna nauczycielka zwróciła mi na uwagę, że nie powinnam tego robić - zauważa Pieczonka.
W wytycznych resortu sprawiedliwości zapisano, że istnieją sytuacje, w których "fizyczny kontakt z dzieckiem może być stosowny i spełnia zasady bezpiecznego kontaktu", a nauczyciel powinien się kierować "swoim profesjonalnym osądem". Furtka jest więc uchylona, ale brakuje konkretów.
"Zapisy są niejasne", "Trudno się w tym połapać" - komentują nauczyciele w sieci.
- W tej ustawie są zakazy, które z góry ustawiają nas, nauczycieli, w pozycji winnych. Jak ją czytałam, miałam poczucie, że jestem przestępcą. Na przykład to, że na wyjazdach nie można spać z dzieckiem w łóżku. Do głowy by mi to nie przyszło. Naprawdę trzeba nam to przypominać? Nie tędy droga - zaznacza Gajda.
- Mam wrażenie, że te standardy chronią placówki, przez co mamy jeszcze bardziej rozbudowaną biurokrację w szkołach. Ta zaś nie chroni dzieci. Jak coś się stanie, możemy wyjąć papier i jesteśmy zabezpieczeni, a to przecież nie o to chodzi - dodaje Szelęgiewicz.
4. Kontrole czas start
Ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała, że od października kuratorzy będą prowadzić kontrole w szkołach. Mają sprawdzać, w jaki sposób funkcjonują przepisy ustawy. Zdaniem szefowej MEN od miesięcy zgłaszano bowiem liczne sygnały, że wiele przepisów jest nieprecyzyjnych lub zbyt restrykcyjnych.
- Ustawa, która chroni dzieci, jest potrzebna. To jednak w domach, w zaciszu czterech ścian, może dochodzić do nadużyć wobec dzieci. Kamilek zginął w domu. W szkołach, gdzie jesteśmy pod ostrzałem wielu osób, nasze działania są widoczne wszem i wobec. A mamy poczucie, że my, nauczyciele, dostaliśmy rykoszetem i to nas wzięto pod lupę. Znów jesteśmy workiem do bicia - zauważa Gajda.
- Wydaje mi się, że jest bardzo wcześnie jak na kontrole. Jeśli jednak ma to służyć dobru dziecka, to może warto sprawdzić, czy szkoły dobrze zrozumiały przepisy - dodaje Pieczonka.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl