Trwa ładowanie...

Twierdzą, że tak źle jeszcze nie było. "Liczymy na cud"

 Marta Słupska
31.08.2023 16:38
Organizacyjne kombinacje dyrektorów przedszkoli. "Liczymy na cud"
Organizacyjne kombinacje dyrektorów przedszkoli. "Liczymy na cud" (East News)

Przerzucanie dzieci z grupy do grupy, proszenie nauczycielek o branie dodatkowych godzin i liczenie na to, że w ostatniej chwili ktoś zgłosi się do pracy. Oto rzeczywistość dyrektorów polskich przedszkoli. - Naprawdę gimnastykujemy się z ustaleniem organizacji - mówi WP Parenting Bożena Miękus, dyrektorka przedszkola nr 214 im. Janiny Krzemińskiej na warszawskim Bemowie.

spis treści

1. Braki kadrowe odbiją się na dzieciach i rodzicach

Nowy rok szkolny, który w przedszkolach rozpocznie się w piątek 1 września, zbliża się wielkimi krokami. Podczas gdy za moment grupy wypełnią się dziećmi i powinny ruszyć zaplanowane dla nich zajęcia, dyrektorzy placówek borykają się z brakami kadrowymi i zgodnym głosem alarmują, że tak źle jeszcze nie było.

Bożena Miękus, dyrektorka przedszkola nr 214 im. Janiny Krzemińskiej w Warszawie, tuż przed rozpoczęciem roku ma aż cztery wakaty na stanowisko nauczyciela wychowania przedszkolnego. Brakuje jej również psychologa i pedagoga specjalnego. Na ogłoszenia o pracę, które od dawna rozwiesza, gdzie się tylko da, nie ma praktycznie żadnego odzewu.

- Dostaliśmy CV od absolwentki psychologii. Napisaliśmy więc do kuratorium o zgodę na jej przyjęcie. Taka osoba jest bez kwalifikacji, ale w szczególnych warunkach można ją zatrudnić z Kodeksu pracy. Mamy nadzieję, że dostaniemy taką zgodę - mówi.

Zobacz film: "Cyfrowe drogowskazy ze Stacją Galaxy i Samsung: część 2"

W innych dzielnicach Warszawy jest podobnie. Zofia Rusek, która dyrektorką przedszkola nr 401 na warszawskim Ursynowie jest od 1990 roku, w rozmowie z WP Parenting zaznacza, że z każdym rokiem jest coraz trudniej o dobrą kadrę pedagogiczną. Tuż przed początkiem roku szkolnego nie ma obsadzonego 2,5 wakatu. Rok temu o tej porze cieszyła się pełną kadrą nauczycielską.

- Planuję rozdzielić wakaty między nauczycielki. Muszę sobie jakoś poradzić. Zapewne skrócony zostanie czas pracy oddziału, czyli grupy, w której brakuje nauczycieli. Zamiast dwóch nauczycielek w niektórych grupach będzie tylko jedna. Część nauczycielek będzie natomiast pracować dłużej. Na pewno wpłynie to na zmniejszenie jakości pracy placówki - zaznacza.

Gdy znikąd pomocy, dyrektorzy przedszkoli muszą sobie jakoś radzić na własną rękę. To od ich kreatywności zależy, jak będzie funkcjonować placówka. Dyrektor Rusek rozważa rozdzielenie przedszkolaków z grup, w których brakuje nauczycieli. Być może trafią one do grup dzieci młodszych lub starszych.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne (Pixabay)

- Zakładam optymistycznie, że uda mi się to zrobić, wierząc, że część dzieci już zdąży do tej pory pójść do domu i w grupach zwolnią się miejsca - wyjaśnia.

Nie odbędzie się to bez konsekwencji dla maluchów i ich rodziców. W takiej sytuacji dzieci będą zmuszone przynajmniej przez część dnia przebywać z obcymi dla siebie kilkulatkami i pod opieką nie swoich pań. Z kolei rodzice mogą się spodziewać ograniczonego kontaktu z wychowawcą grupy. Może to oznaczać, że nie dowiedzą się zbyt wiele na temat funkcjonowania swojego dziecka w przedszkolu.

- To jest naprawdę trudne. W takiej sytuacji na każdy dzień muszę układać nową organizację, która może się w każdej chwili zmienić. A jeszcze do tego może się zdarzyć, że jakiś nauczyciel nie przyjdzie do pracy, bo np. zachoruje i te braki kadrowe jeszcze się pogłębią. Wtedy jest szczególnie trudno zapewnić dzieciom w przedszkolu bezpieczne warunki do zabawy i edukacji - zaznacza dyrektor Rusek.

Miękus dodaje, że poza rozdzielaniem dzieci pozostaje jej tylko samej wejść do grupy lub prosić nauczycielki o branie dodatkowych godzin. To jednak stwarza problemy.

- Z tym jest kłopot, bo albo mają małe dzieci, albo mają drugą pracę gdzieś indziej, więc nie mogą zostać. Naprawdę gimnastykujemy się z ustaleniem organizacji i nie wiemy do końca, jak to ma wyglądać - mówi.

Zaznacza, że w obecnej tragicznej sytuacji nie ma wyboru i przy braku aż czterech nauczycieli w placówce liczy na jakikolwiek odzew.

- Ja się decyduję teraz na każdego. Już nie patrzę na umiejętności, ponieważ nie mam wyboru, a w razie czego ja taką osobę wyszkolę. Byle by była opieka dla dzieci.

2. "To jest kompromitacja"

Braki nauczycieli, również wychowania przedszkolnego, są zauważalne przede wszystkim w dużych miastach. Jak dowiedzieliśmy się w stołecznym magistracie, pod koniec sierpnia w samej tylko Warszawie na podstawie projektów arkuszy organizacyjnych na rok szkolny 2023/2024 w przedszkolach wskazano ponad 640 wakatów. Z kolei we Wrocławiu sytuacja nie jest jeszcze jasna.

- W ubiegłym roku mieliśmy ok. 220 wakatów i przypuszczamy, że w tym roku będzie podobnie, nawet nie wykluczamy, że ta liczba może wzrosnąć. Ostateczne dane poznamy pod koniec września po zatwierdzeniu arkuszy organizacyjnych - wyjaśnia Monika Dubiec z biura prasowego Urzędu Miejskiego Wrocławia.

Dyrektorzy twierdzą, że problemu zdaje się nie zauważać minister edukacji Przemysław Czarnek, który twierdzi, że "mamy normalny ruch kadrowy". Z tą tezą nie zgadza się chociażby wiceprezes Zarządu Głównego ZNP Krzysztof Baszczyński, który w rozmowie z WP Parenting podkreślił, że "minister Czarnek mija się z prawdą".

- To, co mówi minister Czarnek, jest dalekie od sytuacji faktycznej. Przecież można na stronach nadzoru pedagogicznego kuratorium oświaty zobaczyć ogromne potrzeby kadrowe. Nie da się wymazać tych problemów. Wolałbym, żeby minister się nie mylił, ale niestety się myli. Nawet porównując liczbę wakatów tegorocznych z poprzednim rokiem, widać, że się ona powiększyła - mówi.

Wiceprezes ZG ZNP Krzysztof Baszczyński
Wiceprezes ZG ZNP Krzysztof Baszczyński (archiwum prywatne)

Nasi rozmówcy zwracają uwagę na to, że absolwenci uczelni nie garną się do pracy w placówkach oświatowych. Szczególnie szerokim łukiem wydają się omijać przedszkola. Problemem są niskie płace i wysokie wymagania. Nauczyciele wychowania przedszkolnego w odróżnieniu od tych pracujących w szkołach nie korzystają z gotowych podręczników, często muszą więc samodzielnie przygotowywać pomoce, a do tego mają niekorzystny wymiar etatów. Nie obowiązują ich także ferie.

- Jak do pracy w przedszkolu może przyjść młoda absolwentka uczelni, gdy proponuje jej się dokładnie 3690 zł brutto? To tylko o 90 zł więcej niż płaca minimalna. Natomiast zgodnie z zapowiedzianym projektem budżetu na rok 2024 wynagrodzenie nauczyciela będzie od tej płacy minimalnej mniejsze. To jest kwota, która uniemożliwia chociażby wynajem mieszkania. To jest kompromitacja - podkreśla Baszczyński.

Rzeczywiście, według rozporządzenia z 24 lutego 2023 r. nauczyciel początkujący może liczyć na 3690 zł brutto, mianowany - na 3890 zł brutto, zaś dyplomowany - 4550 zł brutto. Ekonomistka Alicja Defratyka zauważa, że taka pensja wypada blado na przykład w zestawieniu z zarobkami, które można uzyskać, pracując w popularnych dyskontach: według jej wyliczeń początkujący pracownik Biedronki dostaje od 3950 do 4300 zł brutto, zaś Lidla - od 4200 do 5150 zł brutto.

Brak godziwego wynagrodzenia powoduje, że nauczyciele łatają domowy budżet, pracując na kilku stanowiskach.

- Ten problem narasta od lat. Przez niskie zarobki nauczyciele muszą pracować dodatkowo w innych przedszkolach lub szkołach bądź prywatnych gabinetach. Często pracują na 2-3 etatach, żeby móc się utrzymać. Taka nauczycielka jest stale w rozjazdach, w pośpiechu i nie ma czasu skupić się na pracy z dziećmi - mówi Miękus.

Dyrektorki przedszkoli, z którymi rozmawialiśmy, zwracają także uwagę na codzienne trudy pracy w placówkach związane chociażby z - jak mówią - "roszczeniowymi rodzicami". To również zniechęca młodych od pracy w przedszkolach.

- Niektórzy rodzice są niezadowoleni, że przedszkole jest czynne tylko 10 godzin, od 7 do 17. Najchętniej zostawialiby dzieci do 18 - mówi Miękus. - Zdarza się, że przed 7 rano potrafią dziecko zostawić samo pod drzwiami przedszkola. Ostatnio mieliśmy takiego czterolatka. Stał i czekał. Uczulamy panie z kuchni lub sprzątające, by takie dzieci wpuszczały, jak je zauważą. Rodzice tłumaczą, że zostawili, bo już nie mieli czasu z nimi zostać - dodaje.

3. I co teraz?

Nie dość, że nie ma chętnych do pracy w przedszkolu, to nie ma też studentów zainteresowanych praktykami w placówce. Niegdyś to właśnie oni wypełniali ewentualne luki kadrowe.

- Do tej pory często mi się zdarzało, że studentki odbywające praktyki w przedszkolu już w nim zostawały. Po skończeniu studiów zaczynały pracę jako nauczycielki. Teraz nikt już nie przychodzi do przedszkola na praktyki - mówi dyrektor Rusek.

Miękus przyznaje, że pierwszy raz jest w takiej sytuacji.

- Liczymy na cud, tylko cud się może wydarzyć, że ktoś przyjdzie - mówi.

Wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Krzysztof Baszczyński pytany o to, co poradziłby dyrektorom przedszkoli, mówi, że w cuda nie wierzy. Wskazuje, że wszystko zmierza w złym kierunku i tylko od polityków zależy to, czy coś się w tym temacie zmieni.

- Niedobór kadry może mieć przykre konsekwencje przede wszystkim dla rodziców. Sytuacja zwłaszcza w tym rozpoczynającym się roku szkolnym jest naprawdę dramatyczna i jeśli to nie dotrze do polityków, to obudzimy się w bardzo niebezpiecznym miejscu. Mamy do czynienia z zapaścią kadrową. Uderzy ona w system edukacji i w dzieci. My, jako dorośli, zapłacimy za to ogromną cenę - dodaje.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze