Trwa ładowanie...

"Dla mnie to nie był płód, tylko moje dziecko". Elwira po poronieniu walczyła o pogrzeb nienarodzonego dziecka

Pani Elwira postanowiła walczyła, by pochować swoje nienarodzone dziecko.
Pani Elwira postanowiła walczyła, by pochować swoje nienarodzone dziecko. (mat. prywatne)

"Im więcej ludzi o tym usłyszy, tym lepiej, bo kobieta w takim momencie jest w szoku" – podkreśla Elwira, która zdecydowała się opowiedzieć nam o poronieniu dziecka. Kobiety nie znają swoich praw, a personel szpitala korzysta z tej niewiedzy. Nikt nie przejmuje się tym, co czuje matka.

Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

1. "Nie ma stópek tak małych, żeby nie zostawiły po sobie śladów"

Kiedy Elwira trafiła na izbę przyjęć, lekarze stwierdzili obumarcie płodu. Była w 10 tygodniu ciąży. Gdyby wtedy się poddała, pewnie na tym skończyłaby się ta historia. Ale nie w tym przypadku.

Elwira w rozmowie z WP parenting opowiada o koszmarze, przez który przeszła w szpitalu i walce o pogrzeb dziecka.

Zobacz film: "Poronienie"

W twoim przypadku do poronienia doszło w domu?

Kilka dni wcześniej lekarz stwierdził, że ciąży nie da się uratować i kazał mi czekać na naturalne poronienie. Więc ja się tego spodziewałam. Kiedy w pewnym momencie się zorientowałam, że właśnie poroniłam, czułam, że nie mogę tego tak zostawić. Starałam się zabezpieczyć szczątki dziecka na tyle, na ile to było możliwe w warunkach domowych. To jest oczywiście sytuacja skrajna, kiedy się roni w warunkach domowych i w ten sposób się zawozi szczątki dziecka do szpitala.

Najczęstsze przyczyny poronień
Najczęstsze przyczyny poronień [9 zdjęć]

W 50 proc.przypadków do poronień dochodzi tuż przed zagnieżdżeniem się zarodka w jamie macicy, w 25

zobacz galerię

Jakie było podejście personelu do kobiety, która właśnie straciła dziecko?

Pojechałam na izbę przyjęć jednego z warszawskich szpitali. Mam wrażenie, że oni pierwszy raz się spotkali z taką sytuacją, że przychodzi pacjentka i mówi, że poroniła i że chciałaby coś zrobić ze szczątkami dziecka, które straciła. Personel nie miał pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.

Pierwsza lekarka zbadała mnie, powiedziała, że rzeczywiście widzi, że doszło do poronienia i że już nie jestem w ciąży. Powiedziała też, że od strony medycznej nie może mi więcej pomóc. I to, co ze sobą przywiozłam, jest moim problemem.

Elwira poroniła dziecko w 10 tygodniu ciąży.
Elwira poroniła dziecko w 10 tygodniu ciąży. (iStock)

Na szczęście w gabinecie była też położna i to ona ostatecznie ci pomogła?

Tak, ja siedziałam pod tym gabinetem długo. Lekarka, która mnie badała akurat kończyła dyżur, po dłuższym czasie ta położna wyszła do mnie, wykonała kilka telefonów i w końcu przekazała mi namiar na inną położną, która zajmuje się pochówkami dzieci. Dała mi numer i tyle. Ja byłam zdesperowana.

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, ale nie chciałam potraktować tego, jak zwykły odpad medyczny. Wiec stwierdziłam, że będę się chwytała każdego możliwego sposobu. I zadzwoniłam do tej kobiety, dzięki niej wszystko potoczyło się później prawidłowo, bo ona przede wszystkim wiedziała, jak należy postąpić, jakie są procedury.

Czyli problem tkwi nie w braku przepisów, tylko w ludziach? Może to zwyczajny brak empatii?

Problem polega na tym, że wszystkie procedury były dostępne w segregatorach na izbie przyjęć, tylko tamten personel ich nie znał. Być może wynika to z faktu, że większość kobiet jest w szoku w takich sytuacjach i po prostu nie egzekwuje swoich praw, bo nie wie, że ma jakieś prawa.

Pewnie większość kobiet w takiej sytuacji rezygnuje, nie ma siły nawet na samo czekanie, bo to wszystko trwało długie godziny. Kiedy w końcu się okazało, że przyjmą ode mnie te szczątki, to był dla mnie najważniejszy komunikat.

To jakie prawa przysługują kobiecie, która poroni?

Kluczowe jest ustalenie płci dziecka, na wczesnych etapach ciąży nie zawsze jest to możliwe. Szpital wykonuje badanie genetyczne na nasz koszt. W tym momencie to ok. 300 zł.

Jeżeli uda się ustalić płeć dziecka, przysługuje ci m.in. prawo do urlopu macierzyńskiego. Zawsze jest też prawo do pochówku, oczywiście można scedować to na szpital. Przede wszystkim to są szczątki ludzkie i wszystkie przepisy dotyczące zwłok odnoszą się też do tych poronień, więc szpital nie może tego utylizować jak odpad medyczny, tylko dokonuje pochówku tych dzieci. Ale można też samemu zdecydować się na pogrzeb, wówczas w grę wchodzi taka sama procedura, jakby to dotyczyło osoby dorosłej. Jest odbiór zwłok, wynajęcie zakładu pogrzebowego, zakup miejsca na cmentarzu, trumny itp. Potem przysługuje ci zasiłek pogrzebowy w wysokości 4 tys. zł.

Ważne, że te prawa nie są zależne od czasu, kiedy dojdzie do poronienia, czy to będzie w 10 tygodniu czy w 40.

Wiele kobiet nie radzi sobie psychicznie z cierpieniem po utracie dziecka.
Wiele kobiet nie radzi sobie psychicznie z cierpieniem po utracie dziecka. (iStock)

A jak było w waszym przypadku? Musieliście przejść przez te wszystkie procedury?

Tak, to był normalny pogrzeb. Musiałam podpisać umowę z firmą pogrzebową, wybrać trumnę. To było bardzo trudne, wtedy jeszcze bardziej dochodzi do ciebie świadomość, że to jest twoje dziecko. Ja tak miałam.

Tak jak kupujesz dla nowonarodzonego dziecka nowy wózek, nowe ubranka, tak we mnie pojawiło się jeszcze mocniej takie poczucie, że to było moje dziecko i chce je pięknie pożegnać. Nie oszczędzasz na tym, nie patrzysz na to, ile kosztuje ta trumna. Po prostu to było twoje dziecko.

(mat. prywatne)

A jak w tym wszystkim odnajdywał się twój mąż, czy z męskiego punktu widzenia taka walka o upamiętnienie dziecka ma sens?

Dzięki temu, że był ten pogrzeb i go wspólnie zorganizowaliśmy, to dziecko zmaterializowało się także dla niego. Cała historia związana z moim zajściem w ciążę, potem z poronieniem, była tak naprawdę tylko moja, bo to była wczesna ciąża, a dla faceta, jak nie zobaczy na USG rączek, nóżek i buzi to ciąża jest pewnym rodzajem abstrakcji.

A potem, jak dostaliśmy akt urodzenia tego dziecka, formalny dokument potwierdzający, że to dziecko istniało, że miało imię, to dopiero do niego dotarło, bardziej, niż kiedy się to wszystko działo.

A dla ciebie, który moment był najtrudniejszy?

Trzy momenty były kluczowe: pierwszy - to jak dostałam akt urodzenia. Drugi taki przełomowy moment był, jak chodziliśmy po cmentarzu, żeby wybrać grób dla naszego dziecka i to było też takie bardzo realne i namacalne. A trzeci to moment odbioru ze szpitala. Pojechaliśmy tam we trójkę z naszą starszą córką.

I to też była tak bardzo wyraźna personifikacja tego dziecka, które żyło tylko kilka tygodni w moim brzuchu i które było tylko moje i generalnie świata w ogóle nie obchodziło. W momencie kiedy się ten pogrzeb odbywał, to dziecko stało się też częścią tego świata zewnętrznego.

Pogrzeb to jest ogromny bagaż emocjonalny. Czy to nie było dodatkowe rozgrzebywanie ran?

Gdybym nie miała tego pogrzebu, to pewnie szybciej bym próbowała o tym zapomnieć i wyprzeć, że ta historia w ogóle miała miejsce. Sam pogrzeb był bardzo trudny, ale myślę, że był też takim koniecznym elementem przeżywania żałoby, poczucia, że ja zrobiłam wszystko co mogłam, łącznie z tym, że pochowałam to dziecko. Wiem, że teraz będzie mi tez dużo trudniej o niej zapomnieć, bo ona była i zostawiła realny ślad.

Obok na grobie innego dziecka nienarodzonego przeczytałam takie zdanie: "nie ma stópek tak małych, żeby nie zostawiły po sobie śladów". Nie da się tego zapomnieć. Dla mnie jest to bardzo ważne, że mała ma grób i mogę ją odwiedzać.

Pogrzeb dziecka pomaga wielu rodzicom pogodzić się z utratą dziecka.
Pogrzeb dziecka pomaga wielu rodzicom pogodzić się z utratą dziecka. (mat. prywatne)

Jest jeszcze coś, co mnie bardzo poruszyło w tym ostatnim pożegnaniu. Położna nam zasugerowała, że do trumny możemy włożyć różne rzeczy. Są ludzie, którzy wkładają zabawki, chusteczki. To jest nasz moment pożegnania z tym dzieckiem. I tak zrobiliśmy, schowaliśmy do trumny smoczek i misia. A moja druga córka na pożegnanie powiedziała "Zuzia papa...". Oboje jesteśmy przekonani z mężem, że ona coś z tego pogrzebu zapamięta. To była jej siostra.

Jak ludzie reagują na poronienie?

Najgorsza reakcja z jaką się spotkałam, to była reakcja pani psycholog, do której trafiłam. Pocieszała mnie, że są lekarze, którzy uważają, że ten etap ciąży to jeszcze nie dziecko, a to jest zupełnie niegodne z moim światopoglądem. Mówiła, że może dobrze, że tak się stało, bo może dziecko było chore. I że jestem nadal płodna, więc jak będę chciała, to mogę mieć kolejne dziecko. Najgorsze, co można powiedzieć w takiej sytuacji, to to, że mogę mieć kolejne. Spotkałam się też z takimi reakcjami w pracy.

Co w takim razie mówić?

W takich sytuacjach chyba lepiej milczeć.

Po pierwsze nie pocieszać na siłę, nie mówić: "będzie dobrze", no bo co będzie dobrze? To było moje dziecko. Ja myślę, że ja za nim będę tęskniła do końca życia. Oczywiście, że potem będzie łatwej, bo teraz to jest bardzo świeże, ale ta tęsknota gdzieś zostanie…

Wiele kobiet w takiej sytuacji nie ma wystarczająco dużo siły i determinacji, żeby przejść przez te wszystkie procedury. Mówią, że chcą jak najszybciej zapomnieć. Czy tak nie byłoby prościej?

Mnie się wydaje, że to tylko pozorne ułatwienie. Psycholog, do której później trafiłam, powiedziała mi, że płacz jest wyrazem siły i żeby sobie dać prawo do żałoby. I tak mi się wydaje, że chowanie tego w sercu, wypieranie, kiedyś wróci. I ta tęsknota za nim, myślenie czemu się nie urodziło i jakie by było. Dużo łatwiej tę tęsknotę ukoić, kiedy wiesz, że ono gdzieś na ciebie czeka, a ty zrobiłaś dla niego wszystko, co mogłaś.

Często chodzisz na cmentarz?

Tak, kilka razy w tygodniu. Pewnie z czasem będę rzadziej, ale taką mam teraz potrzebę. To dziwne uczucie. Zwłaszcza, że obok Sary jest wiele innych grobów dziecięcych. Każdy to inna historia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze