Bez remontu domu dzieci zostaną zabrane matce
Zamarznięta woda w rurach, pękające, zagrzybione ściany i spróchniałe belki mogące w każdej chwili runąć – właśnie w takich warunkach mieszka ta rodzina. 35-letnia Beata Siwa z Frysztaka (woj. podkarpackie) samotnie wychowuje trójkę dzieci: dwóch synów (13 i 15 lat) oraz siedmioletnią córkę. Na jej utrzymaniu jest także schorowana matka. Kobiety nie stać na remont domu. Bez niego sąd może odebrać jej dzieci.
1. Dom w ruinie
– Dom, w którym mieszkamy, ma ponad sto lat, stoi na kamieniach. Nie ma żadnego fundamentu, dlatego z każdym rokiem opada. Tylko w jednym pomieszczeniu, tam gdzie stoi stary piec, jest ciepło. Dzieci marzną – mówi WP parenting Beata Siwa.
Rodzina utrzymuje się z alimentów na dzieci, zasiłków 500+ i rodzinnego. Wydaje się, że to dużo? Po opłaceniu wszystkich rachunków nie wystarcza nawet na jedzenie. - Za prąd wychodzi nam 600 zł miesięcznie, ponieważ mamy bojler. Musimy go używać, inaczej dzieci musiałyby się myć w lodowatej wodzie – dodaje kobieta. Beata robi, co może, by jej dzieci miały dobre dzieciństwo.
W rozpadającym się domu mieszka także matka kobiety, schorowana 71-latka. – Mama cierpi na niedoczynność tarczycy oraz miażdżycę. Jest po jednej operacji nogi, niedługo czeka ją druga. Lekarz, który ją prowadzi, kazał nam cieszyć się tym, co jest. W każdej chwili może dojść do amputacji. Ja już nie mam siły – mówi Beata. Starsza kobieta również jest na utrzymaniu rodziny. Komornik zajął jej rentę.
Beata Siwa została właścicielką domu, gdy jej matka, chcąc go wyremontować, zapożyczyła się w pięciu bankach. W rezultacie matka Beaty została z samymi długami, których nie potrafiła spłacić. Środki nie wystarczyły nawet na część wewnętrznych napraw. Remont i tak nic nie dał. Położone kilka lat temu panele i płyty gipsowe teraz się łamią, a spróchniały dom coraz bardziej osiada na rozpadających się kamieniach.
Kobieta zgłosiła się o pomoc do opieki społecznej. Tam dowiedziała się, że jej dochód przekracza o 7,50 zł limity przyjmowania wniosków. Może więc liczyć tylko na dożywianie dzieci. Dwójka najmłodszych dostaje darmowe obiady w szkole.
Przeczytaj koniecznie
- Podróż bez niepotrzebnych problemów, czyli jak ułatwić sobie życie
- Po co sprzątać? Zobacz, jak uniknąć nadmiaru obowiązków
- Obalamy mity na temat rozszerzania diety niemowlaka
- Pediatra odpowiada na wasze pytania
- Nie daj się oszukać! Czy wiesz, jak rozpoznać prawdziwy tran?
- Nowa technologia w domu. Zobacz, jak zmieni twoje życie
2. Pogarszający się stan zdrowia
Rodziny nie stać na wynajęcie lokalu zastępczego lub remont domu. Ten, w którym mieszkają, w każdej chwili może się zawalić. Według specjalistów, to ruina, a nie dom. Trzeba go wyburzyć i postawić na nowo. Tutaj nie ma już czego ratować.
– Gdy dom się zawali, mogą zabrać moje dzieci. Wylądują w domu dziecka albo u rodzin zastępczych. Ja tego nie przeżyję – mówi kobieta. Złe warunki mieszkalne przyczyniają się do częstych chorób u dzieci. Zagrzybione ściany wywołują u nich kłopoty z oddychaniem, a niska temperatura pomieszczenia sprawia, że najmłodsi nieustannie zmagają się z infekcjami. W najgorszym stanie jest jednak 15-letni syn Beaty.
– Od pięciu lat walczymy z jego chorobą. Boi się szkoły, cierpi na fobię i lęki. Miał nawet pouczenie w sądzie, ale nic to nie dało. Powtarzał klasę, dostał kuratora. Groził mu poprawczak, chociaż sam opiekun mówił, że się nie nadaje – wymienia Beata.
15-latek przez trzy miesiące przebywał na oddziale nerwic młodzieżowych w Szpitalu Mazowieckim w Garwolinie. Jego pobyt w większości opłacił NFZ. Nie udało się go w pełni wyleczyć. – Syn zaczął ze mną rozmawiać, już nie dusi się w sobie. Problem z wyjściem do szkoły jednak został. To grzeczny chłopak, te fobie to nie jego wina – dodaje kobieta.
Patrykowi w wyjściu z choroby nie pomaga szkoła, do której chodzi. Chłopiec jest izolowany, a ze względu na brak systematyczności w uczęszczaniu na lekcje nie może uczestniczyć w wycieczkach klasowych czy wyjściach do kina. Według ordynator szpitala w Garwolinie to duży problem. Szkoła powinna pomóc takiemu uczniowi, zintegrować go z grupą, a nie odpychać.
3. Walka za cenę zdrowia
Beata chciałaby zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom. Nie jest jednak w stanie, ponieważ nie ma pracy. Już będąc nastolatką, została matką. Swoje życie poświęciła wychowaniu trójki dzieci. Na pracę zawodową nie było czasu. Skończyło się na szkole handlowej i praktykach.
– Wszędzie wysyłam CV, ale mi odmawiają. Miałam różne szkolenia: przedstawiciela handlowego z prawem jazdy, obsługi kasy fiskalnej. Nie mam jednak doświadczenia, a pracodawcy wolą przyjmować kogoś po znajomości, nawet na staż – mówi kobieta.
W listopadzie 2016 roku Beata podjęła ryzykowną decyzję o stworzeniu zbiórki pieniędzy przez internet. Skończyła się całkowitą porażką. Zamiast pomocy, kobieta otrzymała jedynie publiczne wyzwiska. – Teraz dzieci są wyśmiewane w szkole. Dostały nadzieję, że ktoś nam pomoże, a potem ta bańka mydlana pękła. Słyszałam też opinie, że zamiast wziąć się do roboty, czekam aż manna spadnie mi z nieba. Ja już nie proszę, ja błagam o pomoc. Muszę coś zrobić, żeby zacząć żyć – dodaje załamana matka.
Nieustanny stres również u Beaty spowodował pogorszenie się stanu zdrowia. Kobieta od marca 2016 r. przyjmuje leki psychotropowe. - Zaczęłam tracić przytomność. Dzieci znalazły mnie koło domu, zdiagnozowano u mnie wycieńczenie organizmu. Oprócz tego lekarze podejrzewają anoreksję. Wolałam dać jedzenie dzieciom niż sama zjeść – mówi Beata.
Niedawno kobieta postanowiła po raz kolejny poprosić o pomoc. Za ostatnie pieniądze wypromowała swoją zbiórkę w internecie. Do tej pory udało się zebrać 31 zł. Czasu zostało niewiele, ściany coraz bardziej się łamią. Bez remontu Beata zostanie sama. Możemy pomóc rodzinie. Trwa zbiórka pieniędzy.