2-letnia Natalka chce powiedzieć "kocham cię". Ale nie ma do kogo
Scenariusze były najgorsze. Lekarze przewidywali, że Natalka nie będzie sama oddychać, nie stanie, nie usiądzie, będzie dzieckiem leżącym podpiętym do aparatury. Miała zostać w hospicjum do końca życia. Nic z tego nie okazało się prawdą.
1. Natalka tu nie pasuje
W hospicjum większość dzieci leży. W łóżku, w wózku, na kocyku w sali sensorycznej. Pikają maszyny, ktoś czasem zapłacze. Panuje względna cisza.
Mieszka tu ktoś, kto jakby już na pierwszy rzut oka, trochę tu nie pasuje.
Gdy tylko otwierają się drzwi, biegnie ona. Rezolutna dwulatka, która chce nam coś pokazać i opowiedzieć, choć słów jej jeszcze brakuje. Pakuje się na kolana, wyciąga z szuflady w hospicyjnej kuchni chrupki, ciągnie za rękę, żeby pokazać swoje łóżko, ucieka przed pielęgniarką w nadziei, że ta będzie ją gonić. Upiera się, że będzie jeść sama. Ma własne zdanie i opinie. I śmieje się bez przerwy. Z daleka żadnej choroby nie widać.
Niedługo po urodzeniu trafiła do łódzkiego ośrodka preadopcyjnego Tuli Luli prowadzonego przez Fundację Gajusz, gdzie dzieci do pierwszego roku życia czekają na rodzinę adopcyjną lub zastępczą. Okazało się, że ma nieuleczalną chorobą układu kostnego. Skierowano ją do Pałacu - Hospicjum stacjonarnego dla dzieci, które mieści się w tym samym budynku. Miała tam być dożywotnio.
Bo prognozy lekarzy zakładały najgorszy scenariusz. Że będzie dzieckiem leżącym, zależnym od aparatury, że będą problemy z oddychaniem.
2. Nawet Pałac nie zastąpi domu
Po kilku miesiącach zebrało się grono specjalistów. Lekarze, fizjoterapeuci, psychologowie. Wszyscy zaskoczeni. Żaden z nich nie miał wątpliwości. Postęp choroby nie jest tak gwałtowny, jak zakładano. Natalka nie powinna zostać w hospicjum. Powinna jak większość dzieci chodzić z mamą na plac zabaw.
- Zaskoczyła lekarzy. Okazało się, że jest absolutnie za zdrowa na hospicjum. Nie wymaga 24-godzinnej opieki medycznej. Ale ma potrzeby, które - choćby opiekunki i pielęgniarki były ze złota - w placówce nie zostaną spełnione. Choćby bardzo się starały, to Natalka mieszka w placówce, a nie w domu. Kto inny kładzie ją do snu, kto inny budzi. I tak bardzo ciągnie ją do dzieci, że zapisaliśmy ją nawet do żłobka, żeby wspomóc jej rozwój - mówi w rozmowie z WP Parenting Aleksandra Marciniak z Fundacji Gajusz, która prowadzi Pałac - Hospicjum dla Dzieci w Łodzi.
Natalka chciałaby powiedzieć "kocham cię”, ale nie ma do kogo. Byłaby wniebowzięta, gdyby ktoś jeszcze całował na dobranoc, czytał książki, czesał figlarne kucyki i - co najważniejsze - całe serce skupił właśnie na niej.
- Łaknie uwagi i miłości - tak bardzo, że aż serce nam pęka. Uwielbia być fotografowana. Gdy kiedyś pojawił się u nas fotoreporter, była w siódmym niebie. Kazała sobie pokazywać, jak wyszła, powtarzać ujęcia. Gdy ktoś jest skupiony tylko na niej, po prostu odżywa. Oczy jej się świecą jak gwiazdy - mówi Marciniak i dodaje:
- Ostatnio ujawniła się u niej kolejna pasja. Pojechała z hospicyjną ciocią na zakupy do galerii. Chcieliśmy jej kupić buty. Gdy zobaczyła wiele par ustawionych na półce, po prostu oszalała. Nie mogła się zdecydować: z kokardką, z motylkiem, z kwiatuszkiem, wiązane. Przymierzała bardzo chętnie i długo. Wybrała dwie pary różowych i ciągle o nich po swojemu opowiada.
3. Szukamy domu dla Natalki
Rodzina biologiczna podjęła się opieki nad córką, ale szybko okazało się, że Natalka nie może z nimi zostać. Jej krewni sami są bardzo chorzy.
- Zaczynamy poszukiwania rodziny zastępczej już drugi raz. Próbowaliśmy już w sierpniu. Zgłosiło się kilka rodzin. Wybraliśmy jednych kandydatów, którzy rokowali dobrze. Poznali Natalkę. Założenie było takie: dopóki nie złożą wniosku do sądu, mają nie nawiązywać bardzo bliskiej relacji z dzieckiem. Mieli nie składać emocjonalnych obietnic, pilnować się, żeby nie wymsknęło się "moja córeczko", "zabiorę cię do domu" itp. Ich znajomość trwała dwa miesiące i wszystko było na najlepszej drodze. Nagle w ich życiu pojawiła się tak ogromna zmiana, że okazało się, że nie mogą zająć się Natalką - wspomina Marciniak.
- W całej Polsce, a zwłaszcza w Łodzi dramatycznie brakuje rodzin zastępczych. A znalezienie takiej dla dziecka chorego graniczy z cudem - dodaje.
Kandydaci na rodziców zastępczych muszą być przygotowani, że Natalka jest pod opieką lekarzy i będzie musiała odwiedzać regularnie specjalistów: neurologa, okulistę, ortopedę.
- My we wszystkim pomożemy, podpowiemy, doradzimy - obiecuje Marciniak i dodaje: - Ponieważ jest jeszcze mała, trudno powiedzieć, jak będzie się rozwijała. Przy tej chorobie największe trudności pojawiają się w fazie intensywnego wzrostu. Być może w przyszłości - np. w okresie nastoletnim - będzie mieć problemy z poruszaniem się. Trudno powiedzieć, bo jak na razie Natalka zaskakuje postępami. Mamy nadzieję, że przed nią jeszcze lata normalnego życia. Tylko że to życie normalne nie będzie, póki nie będzie miała rodziny.
Kto może stać się rodziną dla Natalki?
- Rodziną zastępczą może zostać nie tylko małżeństwo. Może to być para w nieformalnym związku, ale także osoba samotna. Płeć nie ma znaczenia. Nie ma też granicy wieku. Kandydaci mogą być z całej Polski. Najważniejsze jest duże serce i świadomość, jak ważną rolę w życiu dziewczynki mamy odegrać - mówi Marciniak.
Chętni mogą się zgłaszać mailowo: rodzinazastepcza@gajusz.org.pl.
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl