Potrójny cud w Dzień Dziecka. Opuszczony Piotruś znalazł mamę i tatę
Od początku życie go nie rozpieszczało. Został opuszczony przez rodziców. Pierwsze chwile spędził sam w szpitalu. W samotności musiał się borykać z chorobą. W Dzień Dziecka zdarzył się cud. Piotruś znalazł zastępczych rodziców, czwórkę rodzeństwa. Niedługo pojedzie do własnego domu, gdzie czekają na niego dwa psy i trzy koty.
1. Cud potrzebny od zaraz
Telefon z ośrodka preadopcyjnego Tuli Luli w Łodzi redakcja WP Parenting odebrała w lutym.
- Słuchajcie, potrzebny jest cud i to od zaraz. Mamy wspaniałe dziecko, które ma tylko osiem miesięcy i trafi do instytucjonalnego domu dziecka, jeśli nie znajdziemy mu rodziny zastępczej. Mamy tylko cztery miesiące. Czas ucieka - mówiła Aleksandra Marciniak, rzeczniczka fundacji Gajusz, która prowadzi ośrodek.
Według przepisów dziecko w ośrodku preadopcyjnym może być tylko do pierwszych urodzin. Domy małego dziecka w myśl polskiego prawa nie powinny już istnieć. Według przepisów każde dziecko do 10. roku życia ma trafić do rodziny zastępczej lub do rodzinnego domu dziecka. Tak się nie dzieje, bo rodzin zastępczych w Polsce dramatycznie brakuje. Szczególnie w Łodzi sytuacja jest trudna. Tu do pieczy zastępczej trafia ok. 300 dzieci rocznie.
- Zdrowe maluchy z uregulowaną sytuacją prawną znajdują opiekunów błyskawicznie. Piotruś nie ma uregulowanej sytuacji prawnej, więc w grę wchodzi nie adopcja, a rodzina zastępcza. Po drugie, Piotruś ma problemy neurologiczne, choć robi wielkie postępy i rozwija się według szeroko pojętej normy. To od pracy terapeutycznej wykonanej właśnie teraz zależą rokowania na przyszłość. Wiemy, że choroba może potencjalne rodziny odstraszać - mówi Marciniak i dodaje: - Co roku trafia do nas kilkoro dzieci, które adoptowane być nie mogą. Szukamy dla nich wtedy rodzin zastępczych, co nie jest proste, bo takich w Polsce brakuje. W ciągu 25 lat działania fundacji mieliśmy 30 takich sukcesów, że dziecko chore znalazło rodziców.
Po tym, jak po raz pierwszy napisaliśmy o poszukiwaniach rodziców zastępczych dla Piotrusia, do ośrodka Tuli Luli zgłosiło się ponad 100 osób. Kolejne rezygnowały, gdy słyszały o szczegółach związanych z jego zdrowiem. W końcu zdarzył się cud.
2. "W sercu jestem w ciąży"
Chyba trudno wyobrazić sobie lepszy prezent dla opuszczonego przez rodziców, chorego dziecka niż znalezienie rodziny, która pragnie być właśnie jego.
- Piotruś 3 czerwca kończy roczek, więc dosłownie w ostatniej chwili okazało się, że mamy aż potrójną okazję do świętowania: Dzień Dziecka, urodziny i odnalezienie zastępczych rodziców - mówi rzeczniczka fundacji Gajusz. - Znaleźliśmy rodzinę, która wcześniej nic z rodzicielstwem zastępczym nie miała wspólnego. Ale prawda jest taka, że najważniejsza jest miłość, uczucie i czas, który ta rodzina chce ofiarować dziecku. Choć to na ten moment nie jest adopcja, będzie to najpewniej rodzina na zawsze.
Dorota po raz pierwszy zobaczyła Piotrusia na ekranie.
- W domu nikogo nie było. Panowała cisza. Zobaczyłam jego wielkie, ciemne oczy. Stanęłam jak wryta. To była miłość od pierwszego wejrzenia - wspomina Dorota, mama zastępcza Piotrusia. - Mój dom to już takie trochę opuszczone gniazdo. Został jeszcze tylko syn, który jest uczniem szkoły średniej. Rozejrzałam się więc wokół i pomyślałam: możemy to zrobić.
Od razu napisała na Facebooku do fundacji. Odpisano kolejnego dnia, że się skontaktują, że chętnych jest dużo.
- Czułam, że mam w sobie to, czego to dziecko potrzebuje. Jeżeli los będzie chciał, że to ja będę tą osobą, która powinna mu to dawać, to tak się zadzieje. Jeśli nie, to z pokorą pójdę dalej. Tak sobie powtarzałam - mówi Dorota.
- Została jeszcze kwestia przyznania się mężowi. Zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że mam bardzo ważną sprawę. “Coś ty znowu wymyśliła?” - zapytał. Musiałam mu się przyznać, że w sercu jestem w ciąży. Gdy zobaczył Piotrusia, nie był w stanie oprzeć się tej decyzji. Powiedział, że jestem dobrą matką, że damy sobie radę. Mamy na to zresztą cztery dowody - mówi Dorota.
Następnym krokiem było powiedzenie o decyzji dzieciom.
- Córka powiedziała: “ty pewnie w tym wieku byś już dziecka nie chciała urodzić, ale jeśli twoje serce ci tak podpowiedziało, to należy go słuchać” - opowiada mama zastępcza Piotrusia.
Przez ostatni czas Dorota z mężem przynajmniej raz w tygodniu pokonywali ponad 100 km, żeby zobaczyć malucha. Spędzali w Łodzi przynajmniej dwie noce w tygodniu. Budowali więź, załatwiali formalności, a dotychczasowi wychowawcy Piotrusia wystawili im najwyższe oceny.
- Na tę chwilę czekaliśmy bardzo długo. Cud się po prostu wydarzył. Myślę, że spełniło się największe marzenie Piotrusia - mówi Agata Chmiela, dotychczasowa wychowawczyni chłopca. - On robi ogromne postępy. Rozwija się według szeroko przyjętej normy. Codziennie uczy się czegoś nowego. Jestem pewna, że jeszcze nas zaskoczy.
3. Piotruś jedzie do domu
Ostatnie dni Dorocie i jej mężowi wypełniało bieganie po sklepach i przygotowywanie domu na przyjęcie chłopca.
- Będąc w ciąży przygotowujemy się do powitania dziecka w domu przez dziewięć miesięcy. W tym przypadku tak nie było. Moja cała uwaga była skupiona na dziecku i budowaniu z nim więzi. Wiedziałam, że to, co najważniejsze mam w sobie. A w sercu mam ogrom zasobów. Reszta się na pewno znajdzie i poukłada - mówi Dorota.
Jak będzie wyglądał nowy dom Piotrusia?
- Piotruś będzie otoczony dużą rodziną. Sama mam czworo dzieci, z czego dwójkę biologicznych. Jedna z córek ma już własne dziecko. Mamy duże grono bardzo dobrych przyjaciół, którzy czekają, by go poznać i rozpieszczać. W domu na Piotrusia czekają też dwa psy, trzy koty i wąż - mówi Dorota. - Wszechświat wiedział, że musimy się spotkać. To piękna historia miłosna. To decyzja zmieniająca życia, ale ja jestem odważna. Miłość jest odważna - dodaje.
4. Tuli Luli
Łódzki Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny Tuli Luli Fundacji Gajusz powstał z myślą o dzieciach, które są pozostawiane w szpitalu przez biologicznych rodziców.
- Wiemy, że dla rozwoju dziecka pierwsze miesiące są kluczowe. Taki maluch w szpitalu czy w placówce - choćby pielęgniarki i opiekunki były ze złota - często rozwija się słabiej niż w rodzinie. To kluczowy moment dla kształtującego się dopiero mózgu. Dziecko, które wie, że nikt nie podejdzie, gdy płacze, milknie. Staje się obojętne. Zapada się w sobie. Nie ma szansy nawiązać więzi, bo twarze nad nim cały czas się zmieniają. Dlatego stworzyliśmy miejsce, które ma w maksymalny sposób przypominać dom - mówi rzeczniczka fundacji Gajusz.
W Tuli Luli niemowlęciem zajmują się te same trzy ciocie. Ograniczenie liczby opiekunów jest kluczowe w budowaniu więzi i uporaniu się z traumą porzucenia. Dzieci są tu rozpieszczane, tulone, wspiera się ich rozwój i w tym samym czasie poszukuje dla nich nowych rodzin.
- Na prawie 200 dzieci, które trafiły do Tuli Luli, dla wszystkich znalazły się rodziny. Niektóre wróciły do rodziców biologicznych, inne były adoptowane lub otoczone opieką rodzin zastępczych. Bardzo się baliśmy, że historia Piotrusia będzie naszą pierwszą porażką, ale tak się nie stało. Nasza radość jest ogromna - dodaje Marciniak.
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl