"Miałam takie poczucie, że nie istnieję". W psychiatryku nastolatkowie walczą o życie
"Na niebie obłoki, po wsiach pełno bzu, gdzież ten świat daleki, pełen dobrych snów." Słowa piosenki, śpiewane przez jednego z pacjentów, przywitały mnie, gdy weszłam na oddział psychiatrii dziecięcej w Lublinie. Bo psychiatryk to walka. O zdrowie. Czasem o życie.
1. Epizod I
"Deszcze niespokojne potargały sad, a my na tej wojnie ładnych parę lat..." - słowa piosenki odbijają się od ścian szpitala.
Alicja z Lublina marzy o studiowaniu medycyny weterynaryjnej. Interesuje się biologią, ciekawi ją funkcjonowanie świata. Skończyła 18 lat, w tym roku chciałaby napisać maturę. Może złożyć papiery na studia. Gdyby jednak nie ten pobyt w szpitalu...
Dziewczyna od 8 lat walczy z anoreksją. Jej codziennością jest życie na oddziale psychiatrii dzieci i młodzieży Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. Jak sama mówi, różnie z tą walką było. Na oddział psychiatryka trafiła już kolejny raz.
- Miałam 11 lat, kiedy po prostu chciałam jeść zdrowiej. Potem nabrałam też ochoty do ćwiczeń, zaczęłam wcześnie dojrzewać i bardzo mi to nie pasowało. Stąd ta moja dbałość o dietę – opowiada dziewczyna cichym głosem.
W dobrej wierze zaczęła więc omijać szkolną stołówkę, w domu mówiąc jednocześnie, że obiad zjadła. Pomijała posiłki. A potem straciła nad tym kontrolę.
- Mama zobaczyła, że chudnę. Zabrała mnie do lekarza, ten dał skierowanie na oddział psychiatryczny. I tak to trwa i trwa – wyznaje dziewczyna.
Gdy wyszła ze szpitala, wszystko wróciło do normy. Uczucie, że Alicja jest zdrowa trwało 2 lata. Dziewczyna skończyła gimnazjum i poszła do liceum. A tam stres, nadmiar zajęć i omijanie posiłków. Pewnego razu poszła z koleżanką na siłownię. To był impuls – choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Alicja podkreśla, że nie chciała wtedy chudnąć. Samo tak wyszło. I, co gorsza, zaczęło jej się to podobać.
- To było poza moją kontrolą. Miałam takie ogromne poczucie satysfakcji, że w końcu robię coś dobrze, że coś mi wychodzi. A potem ludzie zaczęli mówić, że coraz gorzej wyglądam – wspomina.
Matka zareagowała szybko i wysłała córkę na terapię do psychologa, ale efektów nie było widać. Dziewczyna trafiła do szpitala w stanie, który już zagrażał jej życiu. Przytyła, ale wyszła z placówki w fatalnej kondycji psychicznej. Później jeszcze dwukrotnie przebywała w prywatnym ośrodku leczenia zaburzeń odżywiania.
- To wszystko pomagało na chwilę. Choroba wracała, gdy ja szłam do szkoły. Jestem w jednej z lepszych klas. Stres i dużo nauki przyczyniały się do tego, że zapominałam jeść. I znowu walczę od początku. Już zaczyna brakować mi sił – wyznaje.
Alicja na oko waży ok. 35 kg. Jest szczupła, niepewna siebie, ale widać w niej potencjał. Błysk w oczach czasami matowieje, ale znowu się pojawia, gdy dziewczyna nieśmiało się uśmiecha.
Jak u większości dzieci, które trafiają na oddział zamknięty. Przychodzą tu najczęściej już po leczeniu na oddziałach pediatrycznych czy intensywnej terapii. Niejednokrotnie są wyciągane z ciężkich zatruć, głównie dopalaczami, po próbach samobójczych czy w ciężkich stanach depresyjnych.
Choć w takich przypadkach trudno mówić o winie, choroby tych dzieci to często skutek bezmyślności dorosłych. W czasach wyjazdów rodziców za granicę, poświęcania się karierze przy jednoczesnym braku zainteresowania rodziną, stany depresyjne u dzieci i młodzieży diagnozuje się coraz częściej.
Według uśrednionych danych, zaburzenia psychiczne ma ok. 20 proc. populacji dzieci i młodzieży w Polsce. Liczby te stale rosną i zaczynają przerażać. Z analiz prof. Jacka Bomby wynika, że nawet 40 proc. tej populacji ma objawy depresyjne. Czy to możliwe?
- To dane obejmujące również łagodniejsze zaburzenia nie wychodzące poza ramy kryzysu nastoletniego. Jeśli natomiast chodzi o kliniczną depresję, która spełnia kryteria diagnostyczne, to moim zdaniem nie stanowi ona nawet 20 proc., a znacznie mniej – wyjaśnia dr Agata Makarewicz z Kliniki Psychiatrii, Psychoterapii i Wczesnej Interwencji Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
- Dlatego, że wśród populacji dorosłej wszystkie zaburzenia psychiczne to ok. 10 proc., z czego 1 proc. stanowi schizofrenia i to stały poziom. Podobnie jest w populacji młodzieżowej. Jednak z uwagi na okres adolescencji rozpowszechnienie różnego rodzaju zaburzeń może być nieco większe. Co oczywiście nie oznacza, że takie osoby powinny być leczone psychiatrycznie – dodaje.
Podkreśla jednak, że liczba dzieci z tego typu zaburzaniami zauważalnie rośnie. - Depresyjność dzieciaków wynika z kryzysu rodziny. Wielu rodziców wyjechało za granicę zostawiając dzieci w Polsce, inni są zajęci pracą. Kilkulatki są podrzucane znajomym, zmieniają się opiekunki, czasem zostają same w domu. To wpływa na psychikę – wskazuje dr Makarewicz.
Z drugiej strony, dzieci coraz rzadziej podejmują naturalnie kontakty społeczne. Nie siedzą na trzepakach, nie biegają po podwórku. Takie zachowania pozwalały im na kształtowanie umiejętności społecznych. Dzisiaj za to siedzą przy komputerze czy w telefonie, co upośledza je społecznie.
2. Epizod II
"Na łąkach kaczeńce, a na niebie wiatr, a my na wojence oglądamy świat. Na łąki wrócimy, tylko załatwimy parę ważnych spraw. Może nie ci sami, wrócimy do mamy ze szkolnych ław."
Brak klamek, białe ściany i cisza. Tak nie wygląda oddział psychiatryczny dla dzieci. Tu życie toczy się własnym torem, młodzież chodzi do szkoły, po południu ma organizowane zajęcia plastyczne, trwają rozgrywki w planszówki. Choć oddział jest zamknięty, na korytarzu można swobodnie porozmawiać, na ścianach wiszą prace plastyczne, będące dowodem na terapię przez sztukę.
Miejsc w oddziale lubelskim jest 12, ale pacjentów ok. 20. Pełne obłożenie.
- Rano wstajemy, ubieramy się, idziemy na śniadanie. Potem na lekcje, drugie śniadanie, obiad – opowiada Julia. Ma 18 lat.
Gdy wchodzi do pokoju, wygląda jak anioł. Biała spódniczka, biały sweter, blond włosy. Ciemny makijaż. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na osobę chorą. W rozmowie okazuje się, że już 3 lata jest "na wojnie". Walczy z depresją.
- Zaczęło się od silnego poczucia wstydu, nie chciało mi się wychodzić z domu. W końcu doszły ataki paniki, stany lękowe. To jest tak, że czułam silne bicie serca i miałam poczucie, że umieram. W końcu trafiłam do szpitala, a potem tu – do psychiatryka – opowiada Julia.
Za pierwszym razem była na oddziale zamkniętym 5 tygodni. Sama widziała u siebie poprawę, cieszyła się z większej pewności siebie. Ale po jakimś czasie wszystko wróciło, a lekarz zdiagnozował u niej proces psychotyczny. To stan, w którym występują poważne zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości. Ala poszła na terapię.
- Miałam takie poczucie, że nie istnieję, jakby mnie tu emocjonalnie nie było, jakbym nie miała duszy. Zaczęłam zapominać swoją przeszłość, nie miałam żadnych obrazów z niej, nie potrafiłam logicznie myśleć – wylicza Julia. To zaczęło się w 2017 roku, a ona miała wrażenie, że jest tylko ciałem.
Po terapii wcale nie było lepiej. - Miałam taki mętlik w głowie, że nie wiedziałam, kim jestem. Widziałam, że staję się jakby obcą osobą, na pewno nie sobą. A ja lubię w sobie charakter, swoją wrażliwość, lubię pomagać innym. Innych cech nie widzę... - zawiesza głos Julia.
Chwilę później mówi jednak, że lubi te momenty, gdy rozmawia z koleżankami, słucha muzyki. Na wyjście ze szpitala nie jest jednak gotowa. Jeszcze go potrzebuje. Czuje się tu bezpiecznie. I czeka, aż odezwie się do niej przyjaciel. Marzy o miłości.
Z kolei Ala już nie może doczekać się wyjścia. Tęskni za mamą, za domem. I to jedzenie. Cały czas jest dla niej problemem, choć porcje nie są przecież duże, a personel wie o jej chorobie. W niej jest jednak blokada.
- Nie cierpię tego uczucia sytości. Nie smakują mi dania. Nie mam ochoty na mięso, w domu jadłam głównie owoce, warzywa, kasze... a tu muszę jeść to mięso – podkreśla ze skwaszoną miną.
Rozpromienia się, gdy zaczyna mówić o czasie wolnym. O zajęciach plastycznych, malowaniu jajek styropianowych, lepieniu figurek z masy solnej, dzbanków z gipsu. Ale najbardziej lubi biologię. Marzy, by zdać egzaminy i zostać lekarzem weterynarii.
Martwi się jednak o maturę, nie ma pewności, czy będzie w stanie do niej podejść. - Przez chorobę mam zaniżoną koncentrację, utrudnione zapamiętywanie, nie mogę się skupić. I nie wiem, jak to będzie... - zastanawia się. - Chciałam też pojechać na wakacje, ale też nie wiem...
- Ja naprawdę nikomu nie życzę takiej choroby. Jeśli tylko ktoś zauważy, że jedzenie staje się jego obsesją, że boi się zjeść czegoś niezdrowego, że je mało, ciągle liczy kalorie, izoluje się i chudnie, niech idzie do lekarza. Kto tego nie przeszedł, ten nie zrozumie niestety. To jest tak ciężkie... ja jestem już zmęczona.
3. Epizod III
"Do domu wrócimy, w piecu napalimy, nakarmimy psa. Przed nocą zdążymy, tylko zwyciężymy, a to ważna gra!"
WP Parenting, 2017 rok: "W Polsce brakuje psychiatrów dziecięcych". WP Kobieta, 2017 rok: "Kiedyś dzieci były bite, dziś są ignorowane. W dziecięcych szpitalach psychiatrycznych nie ma miejsc".
To nagłówek tylko dwóch publikacji z ostatniego czasu, ale o beznadziejnej kondycji leczenia zaburzeń psychicznych u dzieci na szczęście zaczyna mówić się coraz głośniej. Ta dziedzina lat przechodzi kryzys. Brakuje lekarzy, pieniędzy, chętnych na specjalizację. A w tle toczy się dramat setek dzieci, które miesiącami czekają na pomoc.
- Czasem, kiedy przychodzę na oddział, mam wrażenie, że jestem na wojnie. Wielokrotnie musiałam wybierać pomiedzy dwoma pacjentami i oceniać, który z nich bardziej nadaje się do przyjęcia – otwarcie mówi dr Agata Makarewicz. Podkreśla, że problem jest bardzo złożony i nawarstwiał się przez wiele lat, bo psychiatria od zawsze była nieco zaniedbana, czasem nawet zapomniana.
Podstawą jest oczywiście niedobór kadry. Widać to nawet w statystykach. Z danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że w Polsce pracuje ok. 400 psychiatrów dziecięcych. Dla porównania – psychiatrów osób dorosłych jest ponad 4 tys., a pediatrów – ponad 14,8 tys. Jednocześnie specjalizacja została wpisana na listę deficytowych. Rezydentowi, który się jej podejmie, państwo płaci więcej niż innym młodym lekarzom. Mimo to chętnych brakuje.
- Młodzi lekarze nie wiedzą, na czym taka specjalizacja polega. Z roku na rok na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie zmniejsza się liczbę godzin z psychiatrii, a tej dziecięcej nie ma w ogóle. Tymczasem to bardzo trudna i wymagająca dziedzina. Może też nie być tak atrakcyjna jak inne specjalizacje – podkreśla dr Makarewicz.
Ale nie tylko lekarzy brakuje. Widać także niedobór oddziałów dziennych, poradni dziecięcych i młodzieżowych, ośrodków leczenia zaburzeń odżywiania. Bolączką jest także kolejka. Pacjenci oddziałów psychiatrycznych niejednokrotnie przebywają na oddziale po kilka tygodni, zdarza się, że nawet pół roku. Następni muszą więc długo czekać.
- Nie jesteśmy w stanie pokonać tej kolejki. Nie możemy nikomu odmówić wpisania na nią, szczególnie jeśli ktoś ma skierowanie, a z drugiej strony nie można też przewidzieć, kiedy ta kolejka będzie rozładowana, ponieważ niektóre dzieci nie mogą czekać, muszą być przyjęte w nagłym trybie – wyjaśnia dr Makarewicz.
Lubelski oddział psychiatrii dziecięcej i tak nie jest w najgorszej sytuacji. Choć od wielu lat jest przeładowany, ponieważ trafiają tu dzieci nie tylko z całego województwa lubelskiego, ale też z całej Polski, teraz pojawiło się światełko w tunelu.
- Inwestycja przy ul. Głuskiej dotyczy infrastruktury dla dwóch Klinik Psychiatrii SPSK 1 i jest jednym z etapów realizowanych w ramach programu wieloletniego pod nazwą "Przebudowa i rozbudowa Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 UM w Lublinie" – mówi Anna Guzowska, rzecznik prasowy SPSK 1. Łączny koszt programu, na który składa się kilka zadań, to 324 mln zł - część tej kwoty przeznaczono właśnie na Centrum Zdrowia Psychicznego.
- Oddział Dzieci i Młodzieży, zgodnie z planami, pozostanie w starym budynku, będzie tylko większy od obecnego. W nowym budynku planowane są zaś oddziały dzienne, ambulatoria i część dydaktyczno-naukowa. W planach jest utworzenie oddzielnej poradni dla dzieci i młodzieży oraz dziecięcego oddziału dziennego – dodaje prof. Hanna Karakuła-Juchnowicz, kierownik I Kliniki Psychiatrii, Psychoterapii i Wczesnej Interwencji i Zakładu Neuropsychiatrii Klinicznej Katedry Psychiatrii UM w Lublinie.
Zakończenie inwestycji planowane jest na III kwartał 2019 roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.