"Wyskoczę przez okno, jeśli nie zrobią mi cesarki". Tokofobia - czy można ją wyleczyć?
Magdalena straciła przytomność, kiedy kupowała wyprawkę dla dziecka. Lekarze powiedzieli, że przeszła napad lękowy. Judyta na myśl, że w jej ciele miałby rosnąć inny organizm, czuje mdłości. Obie unikają kobiet w ciąży, a nawet rozmów o ciąży i porodzie. Obie cierpią na tokofobię.
Magdalena ma dziś 43 lata. Ze swoim lękiem po raz pierwszy musiała zmierzyć się 20 lat temu, kiedy zaszła w ciążę. – Nie planowałam dzieci w ogóle i zawsze uważałam ciążę i poród za coś obrzydliwego i nienaturalnego. Do samych dzieci nic nie mam, ale muszą wyglądać jak dzieci, czyli nie jak noworodki – przyznaje.
Przez dziewięć miesięcy starała się żyć, jak gdyby nic się nie zmieniło. Myśl o ciąży wypierała. – Udawałam, że nie jestem w ciąży. Jadłam normalnie, przytyłam łącznie może ze 4 kilogramy. Nosiłam luźne ciuchy. Unikałam tematu ciąży z rodziną, mężem i koleżankami. Nie czytałam żadnych książek, nie szykowałam ubranek – wspomina.
Ale lęk dał o sobie znać też w bardziej wymowny sposób. – Z USG w 19. tygodniu ciąży zabrali mnie na pogotowie, bo dostałam duszności. Drugi raz pogotowie zabrało mnie w 7. miesiącu przy zakupach wyprawki. Diagnoza – napad lęku. Po prostu myślałam, że umieram. Zemdlałam na parkingu – opowiada Magdalena.
1. Cesarka albo skok z okna
20 lat temu o tokofobii się nie mówiło. Psychiatra, do którego trafiła Magda twierdził, że ma depresję i stany lękowe. Zresztą dopiero w 2000 roku tokofobia została nazwana, a jeszcze później uznana za jednostkę chorobową. Dziś określamy tak paniczny lęk przed ciąża i porodem.
- Powiedziałam lekarzowi, że wyskoczę prze okno, jeśli nie zrobią mi cesarki i na szczęście uwierzyli, bo na sto procent bym wyskoczyła – podsumowuje Magda. Lekarze dotrzymali słowa i miesiąc przed terminem, przez cesarskie cięcie, na świat przyszła córka Magdy i jej partnera. To jednak nie był koniec koszmaru.
- Parę miesięcy po porodzie dostałam diagnozę – PTSD (zespół stresu pourazowego). Leczyłam się przez trzy lata – mówi.
2. Tata na medal
Większość obowiązków przy noworodku przejął mąż Magdy. Ona nie karmiła piersią, nie wstawała do dziecka w nocy. Nie była w stanie. Pracowała i studiowała pielęgniarstwo. Bliscy nie wiedzieli o jej problemach. – Nie opowiadaliśmy nikomu, jak to u nas wygląda. Ot, tatuś zakochany w córeczce. Koleżanki nawet zazdrościły, że taki dobry tata się trafił – opowiada o tamtym czasie.
Mówi też o trudnych emocjach. – Kochałam córkę, ale nie miałam takiego poczucia, że jest moja albo ze mnie. Równie dobrze mogłaby być adoptowana. Bardzo lubiłam patrzeć, jak się bawi, ale tak jakby mało w tym uczestniczyłam.
– Kiedy miała 4 lata, siedziałam na podłodze i składałam pranie. Przede mną było duże lustro. Córka usiadła mi na kolanach. Patrzyłam na nas w lustrze i to był pierwszy raz, kiedy poczułam, że jest moja, że jest z krwi i kości moją córką. Od tamtej pory było już dobrze, ale nigdy nie wracałam myślami do ciąży – wspomina Magdalena.
Magda nie ma z czasu ciąży żadnych pamiątek. Wyrzuciła nawet dokumentację medyczną. Jej lęk przed ciążą jest tak silny, że unika nawet ciężarnych koleżanek.
3. Złe początki
- Co do ciąży i jej aspektów fizjologicznych, przeraża mnie to na tyle, że nie jestem w stanie nawet patrzeć na kobiety w ciąży. Ich ciała wydają mi się zdeformowane – mówi z kolei Judyta. 31-latka źródła negatywnych odczuć szuka w niełatwej przeszłości.
- Myślę, że to uczucie (lęk przed ciążą i porodem – przyp. red.) ewoluowało od lat młodzieńczych, nastoletnich. Przede wszystkim moja mama była młodą matką. W małżeństwie rodzicom się nie układało, więc zdarzało mi się w domu słyszeć, że przez macierzyństwo mama nie ma żadnych studiów, że byłam wpadką, że przeze mnie i brata rodzice muszą być razem, żeby rodzina była pełna, mimo fatalnej atmosfery w domu – opowiada.
Do tego dochodzi historia koleżanki z klasy, która zaszła w ciążę w wieku 15 lat. – W szkole została napiętnowana. Dzieciaki jej dokuczały. Dziewczyna musiała zmienić szkołę. Na lekcjach WDŻ, od rodziców, ciotek… Wszędzie było tylko słychać głosy, że wczesna ciąża to coś strasznego, haniebnego, żeby się zabezpieczać, a najlepiej w ogóle nie uprawiać seksu – wspomina Judyta.
Z wiekiem jej postrzeganie ciąży nie zmieniło się, czego początkowo oczekiwała. – Zaczęłam się interesować, dlaczego "stan błogosławiony" kojarzy mi się z karą, z czymś strasznym, a nie najszczęśliwszym okresem życia, jak u moich koleżanek – przyznaje.
4. Obcy na pokładzie
Lęk przed ciążą i porodem potrafi być naprawdę silny. Judyta, inaczej niż Magdalena, nie ma problemu z przebywaniem w pobliżu dzieci. Za to trudna jest dla niej myśl, że w jej ciele miałby rosnąć nowy człowiek.
- Dla mnie dzieci są w porządku, maluchy w wózkach nawet mnie rozczulają. Widzę, że koleżanki się spełniają jako matki, spędzam z nimi czas, czasem biorę córkę koleżanki na spacer, żeby mogła chwilę odpocząć. To nie jest problem. Ale ciąża jest nie do przeskoczenia. Jeszcze jak pomyślę, że miałabym mieć w swoim ciele inny organizm – kości, paznokcie, skórę, organy – naprawdę przewraca mi się w żołądku – nie kryje Judyta.
Do tego oczywiście dochodzi cały zestaw ciążowych i pociążowych dolegliwości. Nikt nie może zagwarantować, że kogokolwiek ominą. – Dlaczego miałabym robić sobie coś takiego? Stracić kontrolę nad swoim ciałem. A kwestia porodu to jakaś "totalna rzeźnia" - ból porodowy, nacinanie krocza, poluzowanie zwieraczy, krzyk, ból, bezsilność – dosłownie tortury – wylicza.
5. Poród? Na moich warunkach
Judyta zaczęła zgłębiać wiedzę o ciąży i porodzie, żeby lepiej zrozumieć swój lęk. - Dotarłam do artykułów, reportaży na temat opieki okołoporodowej, stanu polskich szpitali i położnictwa w ogóle – mówi.
Jak nietrudno się domyślić, znalezione informacje tylko pogłębiły jej lęki. Standardy opieki okołoporodowej w polskich szpitalach to często jedynie pusty zapis. Niedofinansowane oddziały, brak kadry, pogardliwy stosunek do pacjentek, brak znieczulenia, brak intymności. Pokazują to m.in. raporty Fundacji Rodzić po Ludzku.
Judyta dziś nie ma dzieci. Na terapii pracuje nad sobą, także swoim postrzeganiem macierzyństwa i nie wyklucza, że kiedyś zdecyduje się na potomstwo.
- Jeśli miałabym kiedykolwiek zdecydować się na donoszenie ciąży, nie wiem na jaki poród bym się zdecydowała. Na pewno będzie to prywatna klinika i podejrzewam, że albo pomoc douli, albo cięcie cesarskie. Na razie ciężko mi hipotetyzować. Naturalny poród w standardzie polskiego szpitala publicznego nie wchodzi nigdy w grę – podkreśla.
6. "W bólu będziesz rodziła"
Kobiety cierpiące na tokofobię spotykają się z lekceważeniem. Słyszą komentarze, że "tyle kobiet rodzi i nic im nie jest", "miłość do dziecka wszystko wynagradza", a o bólu "od razu się zapomina". W końcu ból jest w poród wpisany i to normalne, że się go obawiamy. Jednak tokofobia to nie zwykła obawa.
- Istotnym kryterium jest tutaj poziom odczuwanego cierpienia. Jeżeli lęk jest na tyle duży, że utrudnia normalne funkcjonowanie, możemy podejrzewać tokofobię. Ten lęk może się przejawiać rozmaicie – mogą to być koszmary senne, doświadczanie dużego napięcia, trudności w koncentracji, czy też lęk pod postacią somatyczną, np. niemające uzasadnienia somatycznego bóle, duszności, zawroty głowy – wyjaśnia dr n. hum. Anna Walasek-Bojanowska, psycholog, psychoterapeuta integracyjny w Centrum Terapii Dialog.
Inne oblicze ma fobia w przypadku kobiet niebędących w ciąży. – W takim przypadku tokofobia będzie się przejawiała głównie poprzez zachowania unikające, w tym w decyzje dotyczące antykoncepcji (stosowanie kilku metod naraz) czy nawet w zaprzestaniu uprawiania seksu – mówi ekspertka.
Doktor Walasek podkreśla też, że tokofobia nie musi wiązać się z negatywnymi odczuciami odnośnie ciąży czy samego dziecka. – Takie odczucia same w sobie nie stanowią kryterium diagnostycznego dla tokofobii, której istotą jest lęk przed porodem, niekoniecznie będzie on związany z poczuciem obrzydzenia. Tego typu odczucia mogą świadczyć o innego rodzaju trudnościach natury psychicznej, np. stopnia, w jakim akceptuję ciało i całą fizjologię, a na ile się od tego odcinam. Powiedziałabym – czy jestem swoim ciałem, czy raczej je posiadam - tłumaczy psycholog.
7. Tokofobia – skąd się bierze?
- Boimy się tego, czego nie znamy, to ewolucyjnie ukształtowany mechanizm lęku. Naturalne jest też, że staramy się "oswoić zagrożenie", zdobywając informacje na jego temat. Jeżeli przekaz na ten temat jest silnie negatywnie zabarwiony (np. opowieści innych kobiet o trudnych porodach), to może to sprzyjać rozwojowi lęku przed porodem. Szczególnie, gdy kobieta będąca w ciąży z natury jest osobą raczej lękliwą – mówi dr Walasek na pytanie, czy tokofobię można "nabyć" na przykład przez oglądanie lub czytanie o trudnych porodach.
- W tym kontekście warto również przyjrzeć się, jaki przekaz generacyjny otrzymała kobieta. W jaki sposób o narodzinach dzieci opowiadała matka, babcia lub inne kobiety z rodziny. I niekoniecznie muszą to być opisy "strasznych" porodów, może to być komentarz rzucony mimochodem, np. że "tak to już musi być" lub "dziecko wynagrodzi ci każdy ból" – dodaje.
- Oczywiście, nie jest to jedyne źródło lęku. Badania naukowe pokazują, że zaburzenie to jest uwarunkowane wieloma czynnikami o przeróżnym charakterze – od czynników demograficznych (młodszy wiek, niższe wykształcenie) poprzez te związane z ciążą i porodem (ciąża nieplanowana, brak przygotowania do porodu, wcześniejsze negatywne doświadczenia związane z porodem), doświadczenie wcześniejszych traum i urazów, po charakterystykę samej kobiety (podatność na stres, odporność na ból) i jej sytuacji rodzinnej (wsparcie, jakie ciężarna może uzyskać, jakość relacji z partnerem) – wyjaśnia psycholog.
W grupie "podwyższonego ryzyka" znajdują się także kobiety, które były ofiarami przemocy seksualnej.
8. Oswoić zagrożenie
- Zdecydowanie można pomóc kobiecie z tokofobią. Zaczynając od oddziaływań psychologicznych, praca z kobietą z lękiem przed porodem obejmuje pracę z negatywnymi przekonaniami i wyobrażeniami dotyczącymi porodu, budowanie zaufania do siebie i swojego ciała, naukę relaksacji oraz zdobywanie kontroli poznawczej poprzez zaznajamianie się z przebiegiem porodu, stosowanymi procedurami, etc. – opisuje przebieg terapii dr Walasek.
– W ramach psychoterapii pracuje się również nad źródłem tego lęku. Jeżeli do rozwoju tokofobii przyczyniły się dostępne informacje o ciężkich porodach przy jednoczesnym braku osobistych doświadczeń, to wyżej wymienione oddziaływania powinny wystarczyć. Może się jednak tak zdarzyć, że lęk przed porodem ma swoje głębsze przyczyny i w zależności od ich specyfiki praca terapeutyczna przybiera różny charakter. Warto podkreślić, że źródła tych lęków mogą nie być znane kobiecie doświadczającej tokofobii lub nie być świadomie łączone z pojawieniem się lęku przed porodem. Taką przyczyną może być wcześniejsza trauma lub doświadczenie urazowe, w tym przemoc seksualna, urazowe doświadczenia z dzieciństwa, wcześniejsze urazowe doświadczenia związane z porodem – mówi ekspertka.
I zaznacza, jak ważna dla pacjentki jest terapia. – Chciałabym jeszcze podkreślić, że leczenie tokofobii jest nie tylko istotne z punktu widzenia doświadczanego przez kobietę cierpienia oraz możliwych komplikacji porodowych, ale także (czy może nawet przede wszystkim) daje szansę na dobry poród, czyli na takie doświadczenie, które w psychologii nazywamy doświadczeniem korygującym, pozwalającym uleczyć poprzednią traumę i stanowiącym dla kobiety źródło mocy.
Szacunkowe dane mówią, że z tokofobią może zmagać się nawet co dziesiąta kobieta.