Wypadki w polskich szkołach
Każdego dnia w polskich szkołach dochodzi do wypadków. Szacuje się, że rocznie jest ich około 70 tys. Najwięcej w szkołach podstawowych. Wśród wszystkich tych zdarzeń, około 300 to wypadki ciężkie, a około 40 – śmiertelne.
Jak szacowało Ministerstwo Edukacji Narodowej, rocznie w szkołach podstawowych dochodzi do ok. 30 tys. incydentów, których skutkiem są urazy dzieci. Na drugim miejscu tego niechlubnego rankingu znajdują się gimnazja. Tam rocznie wypadkom ulega około 25 tys. nastolatków. Ale liczba ta jest mało optymistyczna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że do gimnazjum uczęszcza znacznie mniej dzieci. Jeśli przyjrzymy się więc proporcjom, okaże się, że w szkole podstawowej wypadki zdarzają się jednemu na ok. 70 uczniów, natomiast w gimnazjum – jednemu na ok. 45.
Jakie to wypadki? Połamane ręce i nogi, potłuczone kolana, skaleczenia, złamane nosy, uszkodzone oczy...
Jak wynika z raportu na temat bezpieczeństwa uczniów i studentów przygotowanego w ubiegłym roku przez ekspertów Ergo Hestii, aż 30 proc. zgłaszanych urazów to złamania kończyn. Co ciekawe, do największej liczby wypadków dochodzi w kwietniu i maju. Wtedy to liczba nieszczęśliwych zdarzeń wzrasta nawet o 30 proc. Najmniej wypadków natomiast ma miejsce, kiedy na dworze jest zimno, czyli w listopadzie i lutym.
Najwięcej wypadków zdarza się na lekcjach wychowania fizycznego. Drugim urazowym momentem są przerwy między lekcjami.
Przyczyny wypadków dyrektorzy szkół muszą raportować do MEN. Jako najczęstszą wskazują nieuwagę dzieci. Bardzo rzadko szukają jej w nieodpowiednim nadzorze nad uczniami.
Gdy dziecku zdarzy się wypadek na terenie szkoły lub podczas zajęć przez szkołę organizowanych (w tym wycieczek), rodzice mogą ubiegać się o odszkodowanie z polisy szkolnej. Jeśli jednak uznają, że kwota, którą dostali z tego ubezpieczenia jest zbyt mała w stosunku do krzywdy, jakiej doznało dziecko, mogą wystąpić o odszkodowanie do sądu (wówczas kieruje się je przeciw organowi prowadzącemu, a nie szkole, a więc np. przeciw gminie).
Swojego czasu głośna była sprawa, która ciągnęła się od 2003 roku przez ponad 10 lat, a dotyczyła szkoły w Soloknikach i gminy Niegowa (na terenie której Sokolniki się znajdują). Dzieci ze szkoły podstawowej brały udział w spływie Dunajcem w ramach wycieczki szkolnej. Tratwa, którą płynęły, wywróciła się, a jeden z uczniów, na skutek podtopienia i niedotlenienia mózgu, został sparaliżowany. Ostatecznie sąd orzekł, że to nauczyciele nie dopełnili wszelkich starań, aby zapewnić bezpieczeństwo podopiecznym, a Niegowa (w Śląskiem) musi zapłacić rodzinie poszkodowanego chłopca 690 tys. zł.
Ale żeby było jasne – urazy w szkole dotyczą nie tylko dzieci. Ulegają im także pracownicy oświaty. Rocznie jest to ok. 4000 wypadków przy pracy. Więcej niż w górnictwie, choć nadal mniej niż w branży budowlanej. Oczywiście te ogromne liczby wynikają również z wielkości resortu. W ponad 13 tysiącach samych tylko szkół podstawowych uczą się w Polsce ponad 2 miliony uczniów. W oświacie zatrudnionych około 470 tysięcy nauczycieli, nie licząc innych pracowników.