Trwa ładowanie...

Nie budzą się jak na filmach. "Czasem to przekleństwo. Nieraz cała wiązanka"

 Marta Słupska
Marta Słupska 16.10.2024 18:39
Wybudzone dzieci wypowiadają zwykle jedno słowo. "Matki płaczą, że dziecko wreszcie przemówiło"
Wybudzone dzieci wypowiadają zwykle jedno słowo. "Matki płaczą, że dziecko wreszcie przemówiło" (Getty Images)

Grymas twarzy, mruganie, czasem słowo "mama", czasem wulgarne "spier..." - w klinice Budzik cieszą się z każdego sygnału, nieważne, jaki jest. Świadczy o jednym: dziecko zaczyna wychodzić ze śpiączki.

spis treści

1. Klinika niczym dom

Słoneczny jesienny dzień. Przed wejściem przechadza się mama z nastoletnim synem na wózku. - Czujesz, jak pachną sosny? - pyta, uśmiechając się ciepło. Odpowiedzi nie będzie. Szczupły brunet w granatowym dresie pogrążony jest w śpiączce.

Do dziecięcej kliniki Budzik, działającej przy warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka, pacjenci przywożeni są najczęściej z oddziałów intensywnej terapii. Do uszkodzenia ich mózgów dochodzi na różne sposoby: niektóre dzieci uczestniczyły w nieszczęśliwych wypadkach, inne przeżyły powikłania chorób lub operacji. W Budziku na ok. 250 przyjętych obudziła się ponad połowa - 130.

Zobacz film: "Cudowne narodziny"

W środku jest cicho i spokojnie. W klinice przebywa z reguły 15 małych pacjentów wraz z opiekunami. Teraz jest ich jednak tylko jedenaścioro, bo wkrótce zacznie się remont jednego z pięter.

Drzwi do każdego pokoju są podpisane, wiele z nich jest udekorowanych lub wiszą na nich zdjęcia dziecka, które mieszka w środku
Drzwi do każdego pokoju są podpisane, wiele z nich jest udekorowanych lub wiszą na nich zdjęcia dziecka, które mieszka w środku (Wp.pl)

Każdy pokój jest niczym miniaturowe mieszkanie: malutki stoliczek, ekspres do kawy, elektryczny czajnik, lodówka, składane łóżko dla opiekuna. Na balkonach suszy się pranie. Wszystko musi być tak urządzone, bo rodzice - zazwyczaj matka - zostawiają dotychczasowe życie za sobą i decydują się spędzić cały czas przy pogrążonym w śpiączce synu lub córce.

Pokój w klinice Budzik to namiastka domu
Pokój w klinice Budzik to namiastka domu (Wp.pl)

Centralnym punktem każdego pokoju jest łóżko dziecka, a wokół mnóstwo zdjęć. Fotografie wiszą na ścianach, inne przyczepione są do okien. Przypominają o życiu sprzed wypadku lub zdarzenia, które przywiodło rodzinę do Budzika. Na zdjęciach uśmiechnięte dzieci obejmują przyjaciół i rodzinę, wygłupiają się przed aparatem. I tylko rozstawiony dookoła sprzęt przypomina, że to pokój w klinice, a nie w domu.

Życie dziecka i rodzica mieści się w jednym pokoju
Życie dziecka i rodzica mieści się w jednym pokoju (Wp.pl)

- Dzieci, które do nas trafiają, przyjmowane są zazwyczaj z oddziałów intensywnej terapii. Wszystkie są w śpiączce, ale muszą samodzielnie oddychać - mówi dr Maciej Piróg, dyrektor kliniki.

- Coraz częściej pacjentami są dzieci po próbach samobójczych. Najmłodszy z nich właśnie wyszedł do domu. W chwili zdarzenia miał 11 lat - mówi dr Elżbieta Dróżdż-Kubicka, pielęgniarka koordynująca pracę pielęgniarek w klinice.

W niektóre przypadki, po których dzieci zapadły w śpiączkę, aż trudno uwierzyć. W Budziku była dziewczynka, która zadławiła się winogronem. Trafiły tu też nieszczepione dzieci po chorobach zakaźnych, u których doszło do zapalenia mózgu. Są też takie po wylewach, które miały niewykryte wcześniej wrodzone zmiany naczyniowe. Historie niektórych pacjentów są jednak tak wstrząsające, że zapadną w pamięć do końca życia.

- Mieliśmy chłopca, który zapadł w śpiączkę po tym, gdy próbował bronić mamę przed ojcem. Ona zmarła, on nie ma szans na to, by się wybudzić - mówi dr Piróg.

2. To jak praca z noworodkami

Gdy dziecko trafia do kliniki, rozpoczyna proces rehabilitacji obejmujący pracę m.in. z fizjoterapeutą, neurologopedą czy psychologiem.

- W uproszczeniu naszym założeniem jest, by dziecko jak najszybciej opuściło łóżko. Jak najwcześniej więc chcemy je spionizować i zabrać na salę ćwiczeń - podkreśla Piotr Pawlak, fizjoterapeuta, koordynator zespołu terapeutów w klinice.

Praca z leżącym dzieckiem to nie tylko ruch, ale też dotyk, temperatura dłoni, dźwięki. Napięcie mięśniowe pacjenta zmienia się nawet poprzez modulowanie głosu osoby, która z nim ćwiczy. Znaczenie ma nawet rodzaj podłoża: czy jest twarde, czy miękkie. Jedna sesja fizjoterapeutyczna trwa do godziny.

Piotr Pawlak, fizjoterapeuta, koordynator zespołu terapeutów w klinice
Piotr Pawlak, fizjoterapeuta, koordynator zespołu terapeutów w klinice (archiwum prywatne)

Zadanie stojące przed fizjoterapeutami nie jest łatwe, bo w Budziku pacjenci określani są jako "bez kontaktu".

- My się ich uczymy. Gdy leżeli na OIOM-ie, otoczenie mogło po prostu nie umieć odczytywać ich gestów. Czasem są one bardzo subtelne: ruch ręką, grymas twarzy. W ten sposób dzieci są w stanie odpowiadać na proste komunikaty na zasadzie "tak" i "nie". Po jakimś czasie z niektórymi jesteśmy w stanie złapać kontakt, ale nie ze wszystkimi. Chcemy osiągnąć maksimum tego, co możliwe. Dla niektórych dzieci trzymanie głowy czy pozycja siedząca to szczyt możliwości - mówi Pawlak.

Fizjoterapeuta porównuje pracę w Budziku do pracy z noworodkami.

- Te dzieci nie potrafią początkowo nic: utrzymać głowy, obrócić się, siedzieć, chodzić. Uczymy ich kolejnych etapów: kontroli głowy, tułowia, pionizowania. Tego, czego "zapomnieli" wskutek uszkodzenia środkowego układu nerwowego - opisuje Pawlak. - Często w fizjoterapii bazujemy na tym, co dziecko lubi. Mieliśmy chłopaka, który przed wypadkiem lubił jeździć na deskorolce, przynieśliśmy więc deskorolkę i wykorzystywaliśmy ją do ćwiczeń. Mieliśmy dziewczynę, która lubiła się malować, więc w czasie zajęć próbowała używać tuszu do rzęs.

Fizjoterapia w Budziku
Fizjoterapia w Budziku (Wp.pl)

Pacjenci, chociaż są w śpiączce, mają swój rytm dobowy: czuwają w dzień, nocą śpią. Mimo że dla laika kontakt z nimi jest praktycznie zerowy, nie są - co z całą mocą podkreślają eksperci Budzika - w stanie wegetatywnym.

- Dzieci w śpiączce dużo rozumieją. Musimy więc uważać na to, co przy nich mówimy i często zwracamy uwagę opiekunom, by nie mówili o dziecku bezosobowo. Zdarza się, że rodzice, siedząc przy dziecku, które jest bez kontaktu, opowiadają o wypadku, jaki doprowadził do jego stanu. I dziecko zaczyna płakać. Ciekną mu łzy. To znak, że ono nie tylko słyszy, ale i rozumie - zaznacza dr Piróg.

- Najtrudniejsi pacjenci to ci, którzy są w śpiączce bardzo pobudzeni ruchowo. My ich nie unieruchamiamy. Leżą, ale się kręcą, mogą wypaść z łóżka, krzyczą i jest to krzyk zwany potocznie mózgowym: nieartykułowany - dodaje.

Maciej Piróg, dyrektor kliniki Budzik
Maciej Piróg, dyrektor kliniki Budzik (Wp.pl)

3. Nie budzą się jak na filmach

Moment wybudzenia, wbrew powszechnej opinii, nie wygląda jak w filmie. Pacjent nie otwiera nagle oczu, nie poznaje otoczenia, nie zaczyna mówić. To proces, który może trwać miesiącami. Kończy się zebraniem ekspertów i formalnym stwierdzeniem, że od danego dnia dziecko nie jest już w śpiączce.

- Kiedyś jedna babcia, która przebywała u nas z dzieckiem, po ok. pięciu miesiącach intensywnej rehabilitacji zapytała nas: "A kiedy wreszcie zaczniecie go budzić?". Zupełnie nie rozumiała tego procesu, myślała, że dziecko wybudzi się nagle - opowiada Pawlak.

O tym, że pacjent zaczyna się budzić, świadczą początkowo drobne sygnały.

- Pierwszym objawem kontaktu, jaki możemy zaobserwować, jest to, że pacjent nas słyszy - mówi Piróg.

- Czasem mówimy, że wzrok pacjenta staje się "bardziej obecny" - dodaje Pawlak.

Zdarza się, że o rychłym wybudzeniu świadczą wyjątkowe reakcje.

- Jeden z naszych pacjentów pojechał raz na badania do szpitala karetką. Stanęli w korku, więc kierowca włączył sygnał. Głośny dźwięk sprawił, że chłopiec zaczął się bardzo śmiać. Nigdy wcześniej tego nie robił. To był dla nas znak, że może się wkrótce wybudzić - wspomina dr Piróg.

W Budziku dzieci mają zapewnione 2,5 godziny ćwiczeń rehabilitacyjnych od poniedziałku do piątku
W Budziku dzieci mają zapewnione 2,5 godziny ćwiczeń rehabilitacyjnych od poniedziałku do piątku (Wp.pl)

Pierwszym sygnałem wybudzania jest jednak zwykle powtarzalna adekwatna do sytuacji reakcja, np. grymas twarzy, mruganie czy podnoszenie ręki. To znak, że z dzieckiem jest kontakt. Z czasem staje się on coraz wyraźniejszy. Końcowym etapem jest mówienie: najpierw sylab, potem całych słów.

- Spektakularny i chwytający za serce jest moment, gdy pacjent mówi pierwsze słowo. Zwykle jest to "mama". Matki, słysząc je, przychodzą do nas i płaczą, że dziecko wreszcie przemówiło - mówi dr Piróg.

Pierwsze słowa wybudzonych pacjentów nie zawsze są jednak tym, co opiekunowie chcieliby usłyszeć.

- Czasem to przekleństwo. Nieraz cała wiązanka. Dzieje się tak, gdy uszkodzony jest płat czołowy. Dziecko nie jest wtedy sobą, puszczają wszystkie hamulce. Wchodzę do sali, mówię "dzień dobry" i w odpowiedzi słyszę "spierd…" - mówi ze śmiechem Piróg.

- Mama się robi czerwona, a my myślimy: "super!", bo taki pacjent dobrze rokuje - dodaje Pawlak. - Są też pacjenci, którzy po wybudzeniu zaczynają wszystkich kochać. Wchodzę do pokoju i słyszę wyznania miłości.

Śpiączka wymazała jej pamięć. "Straciłam 15 lat mojego życia"
Śpiączka wymazała jej pamięć. "Straciłam 15 lat mojego życia"

Kiedy lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej, jej mąż modlił się tylko o to, by ukochana

przeczytaj artykuł

Zdarza się też, że u dziecka najpierw wracają funkcje motoryczne.

- Mieliśmy pacjentkę, która po trzech miesiącach od wypadku biegała i skakała, ale poznawczo zachowywała się jak dwuletnie dziecko: oglądała wszystkie przedmioty, dotykała, wkładała do buzi - opowiada Pawlak.

Na samym końcu wraca pamięć.

- Był kiedyś w klinice chłopiec, wybudził się dopiero po powrocie do domu. Któregoś dnia mama zabrała go do centrum handlowego, gdzie trafili na występ Czerwonych Nosków - grupy artystycznej, którą występowała w klinice, gdy był jeszcze w śpiączce. Rozpoznał ich mówiąc, że zna ich z Budzika. Już wtedy więc docierały do niego bodźce, przede wszystkim słuchowe - wspomina Piróg.

Łazienka w jednym z pokoi w Budziku
Łazienka w jednym z pokoi w Budziku (Wp.pl)

4. Nie płacz przy dziecku

Eksperci pracują nie tylko z trafiającymi do Budzika dziećmi, ale i ich bliskimi, zwykle matkami. Zamieszkują one w klinice i bywa, że nieraz nie opuszczają jej nawet na jeden dzień przez cały rok, bo tyle zazwyczaj trwa pobyt.

- Przy rodzinach wielodzietnych nie jest proste, by ktoś z rodziców był przy dziecku cały czas. W grę wchodzi rezygnacja z opieki nad resztą dzieci, odejście z pracy. To trudne decyzje - mówi dr Maciej Piróg. - Mamy, które nie wyjeżdżają z Budzika, zwykle samotnie wychowują jedno dziecko. Często namawiam je, by ktoś zmienił je choć na krótko, również dla dobra dziecka. Bo jeśli mama siedzi przy nim i bez przerwy płacze, jest zrozpaczona i zrezygnowana, to fatalnie wpływa na dziecko.

Zdarza się, że rozpacz jest zawiniona, bo dziecko trafia do Budzika z powodu niefrasobliwości rodzica. Tak jak chłopiec, który wypadł ojcu ze ślizgacza na jeziorze, czy dwulatek, który prawie utopił się w przydomowym basenie, niedopilnowany przez matkę. Dyrektor Piróg wspomina też mężczyznę, który jechał 100 km/h na motorze na obwodnicy Krakowa, wioząc na siedzeniu z przodu 5-letniego synka. Malec spadł.

Rodzice cierpią, ale w klinice panuje niepisana zasada: przy dziecku płakać nie wolno. Do tego służy pokój wyciszeń, gdzie dodatkowo można się pomodlić w małej kapliczce. To też miejsce odpoczynku - gdy do niej wchodzę, na kanapie leży jedna z mam.

Dr Elżbieta Dróżdż-Kubicka, pielęgniarka koordynująca pracę pielęgniarek w klinice Budzik
Dr Elżbieta Dróżdż-Kubicka, pielęgniarka koordynująca pracę pielęgniarek w klinice Budzik (Wp.pl)

- Wspieramy rodziców psychologicznie. Na początku często płaczą, pytają, dlaczego to się stało akurat ich dziecku, a niektórzy, nie mogąc się pogodzić ze stanem syna czy córki, stają się agresywni - mówi dr Dróżdż-Kubicka.

- To nie jest ich zła wola, tylko trauma. Gdy dzieci są na OIOM-ach, rodzicami nikt się nie zajmuje. Myślą: "w szpitalu dziecku uratowali życie, w Budziku na pewno zaraz wstanie i wróci do szkoły". Tłumaczymy, że będzie lepiej, ale to nie znaczy, że tak jak przed wypadkiem. Rodzicom trudno to zrozumieć, nie mogą się z tym pogodzić - dodaje.

Do kliniki przyjeżdżają z wielką nadzieją, pobyt w niej uczy jednak cierpliwości.

- Często ich oczekiwania są nierealne. Różnice w stanie pacjentów są widoczne po trzech, czterech miesiącach. Rodzice dzieci, które wolniej robią postępy, są często zniecierpliwieni, zniechęceni. Bywa że obwiniają innych o to, że dziecko nie zdrowieje tak szybko, jak by oczekiwali - mówi Piróg.

Mama z dzieckiem w klinice Budzik
Mama z dzieckiem w klinice Budzik (Wp.pl)

Cuda się jednak zdarzają. Bywa, że z Budzika o własnych siłach wychodzą pacjenci, którym nie dawano większych szans.

- Krótko po tym, jak zacząłem tu pracę, trafił do nas ok. 15-letni chłopiec, który nie miał 1/4 czaszki. Stracił ją w wyniku urazu. Wyszedł od nas na własnych nogach w całkiem dobrym kontakcie. Jego mama, co pamiętam do dziś, nie opuściła go w klinice nawet na jeden dzień. Była przy nim przez 15 miesięcy - wspomina Pawlak.

- Ok. 20 proc. wybudzeń to spektakularne wyjścia: dziecko samo lub o kulach wsiada do auta - mówi dr Piróg.

Uległa wypadkowi w 2023 roku. W Budziku jest od 10. miesięcy. Jej stan ulega systematycznej poprawie - eksperci wierzą, że opuści klinikę jako osoba wybudzona
Uległa wypadkowi w 2023 roku. W Budziku jest od 10. miesięcy. Jej stan ulega systematycznej poprawie - eksperci wierzą, że opuści klinikę jako osoba wybudzona (Wp.pl)

- Największe zaskoczenie? Gdy dzieci wracają na oddziały, skąd do nas przyjechały. Niedawno 15-letni chłopiec pojechał od nas na oddział neurochirurgii, gdzie przebywał po wypadku. Lekarze i pielęgniarki go nie poznali. Tym bardziej że dawano mu niewielkie szanse na wybudzenie. Miał tętniaka. Teraz jest w dobrym kontakcie, rozmawia - dodaje.

Niektórym jednak brakuje motywacji.

- Pamiętam 17-latka, który był chuliganem. Został potrącony przez taksówkę. Zapadł w śpiączkę. Wybudził się w klinice i szybko wracał do zdrowia. Zaczął mówić, jeździć na wózku i… stwierdził, że to mu wystarczy. Nie chciał więcej ćwiczyć. Mówił: "Wolę jeździć na wózku, przynajmniej będę mieć zasiłek, a na piwo to i na wózku pojadę" - wspomina dr Piróg.

Klinika Budzik dla dzieci
Klinika Budzik dla dzieci (Wp.pl)

Eksperci kliniki zgodnie twierdzą, że to, co buduje ich najbardziej, to odwiedziny dzieci wybudzonych w Budziku.

- Niedawno przyjechał do nas chłopiec, który opuścił klinikę trzy lata temu. Chodzi, jeździ na rowerze, próbuje grać w piłkę. Inny wybudził się, zdał maturę i dostał się na studia. Jest dziewczynka, która wybudziła się jako jedna z pierwszych. Wyszła za mąż, urodziła dziecko. To spektakularne przypadki, ale pokazują, że wszystko jest możliwe - podkreśla dr Piróg.

- Te osoby trafiały do nas w takim samym stanie śpiączki, bez kontaktu. Na OIOM-ach dawano im 10-20 proc. szans na przeżycie. Dlatego mówię, że szpital jest od tego, by ratować życie, a my w Budziku od tego, by to życie miało sens - dodaje.

Wybudzeni w Budziku
Wybudzeni w Budziku (Wp.pl)

Klinika Budzik dla dzieci działa od lipca 2013 roku przy warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. To pierwszy w Polsce wzorcowy szpital dla dzieci po ciężkich urazach mózgu. Leczenie w nim jest bezpłatne dzięki finansowaniu ze środków NFZ - także dla rodziców pacjentów, którzy przebywają w Budziku z dzieckiem przez 24h na dobę i są włączani w proces rehabilitacji. Budowa kliniki została sfinansowana przez Fundację Ewy Błaszczyk "Akogo?". W lutym 2023 roku w Warszawie zaczął działać Budzik dla Dorosłych, w którym może przebywać dwudziestu pełnoletnich pacjentów.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze