"Nasilenie jest ogromne". Groźny wirus opanował polskie szpitale
- Obecnie wśród najmłodszych dominują wyjazdy z powodu RSV - mówi ratownik medyczny. Lekarze potwierdzają, że oddziały pediatryczne zmagają się z epidemią. - Statystycznie na dziesięcioro dzieci hospitalizowanych obecnie w polskich szpitalach, sześć z nich znalazło się w nim z powodu RSV, a reszta to powikłane przypadki grypy i COVID-19 - zaznacza dr Grzesiowski.
1. Najczęstsza przyczyna hospitalizacji dzieci
- Mamy obecnie epidemię RSV. Najciężej chorują dzieci do szóstego miesiąca życia i u nich wirus powoduje zapalenie i zwężenie oskrzelików, czyli najwęższych oskrzeli, które doprowadzają powietrze do pęcherzyków płucnych, co w konsekwencji prowadzi do tego, że dziecko się dusi i nie jest w stanie złapać tchu - wyjaśnia w rozmowie z WP Parenting dr n. med. Lidia Stopyra, specjalista chorób zakaźnych oraz pediatrii, a także ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii w Szpitalu Specjalistycznym im. S. Żeromskiego w Krakowie.
- To jest problem także dlatego, że nie mamy leku przeciwwirusowego, którym potrafilibyśmy wirusa RSV zwalczyć, więc pozostaje jedynie leczenie objawowe - dodaje.
W tym samym tonie wypowiadają się ratownicy medyczni, którzy w ostatnim czasie szczególnie często wyjeżdżają do dzieci, mających poważne problemy z oddychaniem.
- To, co teraz przeważa, to infekcje wywołane wirusem RSV. Nasilenie jest ogromne. Przywozimy na Szpitalny Oddział Ratunkowy dzieci z dusznościami. Oprócz tego wozimy na SOR dzieci z przeróżnymi urazami. Zarówno tymi, które powstały w wyniku domowej zabawy, jak urazy nosa, warg, jak i te, do których doszło na lodowiskach i stokach. Tutaj przeważają urazy głowy i kończyn - mówi w rozmowie z WP Parenting Daniel Łuszczak.
Choć mogłoby się wydawać, że dzieci korzystają z pogody i głównie w efekcie zimowego szaleństwa trafiają do szpitali, to właśnie wirus RSV zawładnął oddziałami pediatrycznymi.
- Są ferie, więc wydaje się, że to urazy powinny być głównym problemem, a obecnie wśród najmłodszych dominują wyjazdy z powodu RSV. W szpitalach, do których przywozimy chorych, widzimy wzrost zachorowań, bo gdy jedziemy do małego pacjenta, nie mamy ze sobą testu i tylko na podstawie objawów, takich jak gorączka i duszności, możemy podejrzewać przyczynę dolegliwości, ale gdy już jesteśmy w szpitalach dziecięcych, to widzimy, że za więcej wyjazdów odpowiada RSV - tłumaczy w rozmowie z WP Parenting Dariusz Gruda, ratownik medyczny.
2. "Sytuacja jest niekorzystna"
- Obserwujemy od kilkunastu tygodni duży wzrost zachorowań na RSV i wiele dzieci trafia do szpitali z powodu niewydolności oddechowej. Ten wirus jest groźny dla dróg oddechowych i prowadzi do ciężkiego zapalenia oskrzelików, dlatego dziecko wymaga tlenu oraz hospitalizacji. Sytuacja jest niekorzystna, ponieważ obecnie częściej dzieci z RSV trafiają do szpitala niż z powodu grypy lub COVID-19 - zaznacza w rozmowie z WP Parenting pediatra, ekspert w dziedzinie immunologii, profilaktyki i terapii zakażeń dr n. med. Paweł Grzesiowski.
- Jeśli wzięlibyśmy statystycznie dziesięcioro dzieci hospitalizowanych obecnie w polskich szpitalach, sześć z nich znalazłoby się w nim z powodu RSV, a reszta to po dwa powikłane przypadki grypy i COVID-19, czyli zupełnie odwrócona proporcja niż u dorosłych, gdzie dominują hospitalizacje z powodu COVID-19, potem grypy i dopiero na końcu jest RSV - podkreśla dr Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych.
O problemach małych pacjentów, którzy przechorowali infekcję i teraz walczą z powikłaniami, mówi dr Stopyra.
- Mamy także epidemię grypy i dużo jest dzieci z powikłaniami tej infekcji, po których najczęściej karetki nie wyjeżdżają, ale to rodzice przywożą je do szpitali. Obserwujemy bardzo ciężkie przypadki zapalenia płuc, które spowodowane są wirusem grypy, ale także nadkażeniami bakteryjnymi - wyjaśnia lekarka.
- Są dzieci, które przestają chodzić z powodu zapalenia mięśni po infekcji, ale najgroźniejsze są przypadki, które prowadzą do zgonu w wyniku piorunującego zapalenia mięśnia sercowego. Dużo jest także rzadszych powikłań, takich jak zapalenie trzustki czy wątroby, także i one wymagają hospitalizacji - dodaje.
3. "Dzięki testom wiemy, że to RSV"
Eksperci podkreślają, że pik przypadków to także efekt lepszej diagnostyki.
- Wcześniej nie testowaliśmy tak szeroko, jak w tej chwili, dlatego należy podkreślić, że obecnie trudno będzie interpretować dane, bo w przeszłości było mniej testów, a więc i mniej rozpoznań, więc na to należy wziąć poprawkę. Ale ten duży wzrost zachorowań obserwujemy również w krajach, gdzie testowanie wcześniej było powszechne - wyjaśnia ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych.
- Przypadków jest bardzo dużo, ale dzięki testom wiemy, że to RSV. Gdy jeden z rodziców w grupie przedszkolnej robi test, to się roznosi, więc mamy innych dzieci biegną do apteki po testy, które są powszechnie dostępne i mamy je także w POZ-ach, a to powoduje, że nie mówimy o "jakiejś" infekcji, tylko mamy konkretną etiologię. To efekt lepszej diagnostyki - zaznacza w rozmowie z WP Parenting lek. Łukasz Durajski, konsultant WHO i członek American Academy of Pediatrics (AAP).
- Obserwuję na teleporadach rodziców, którzy mówią, że dziecko ma kaszel, a on nie przechodzi, stan podgorączkowy i nie zawsze te objawy są bardzo nasilone, więc wcześniej rodzice często myśleli, że to zwykłe przeziębienie, które czasami "przerodziło się" w zapalenie płuc, a tak naprawdę od początku to było RSV, które dawało łagodniejsze objawy - dodaje.
4. Co robić, gdy podejrzewamy infekcję RSV?
Pediatra podkreśla, że gdy rodzic podejrzewa RSV, warto wykonać test i od razu zgłosić się do lekarza, bo początkowo każda z popularnych infekcji może u dzieci przebiegać łagodnie.
- W teorii łatwo napisać zalecenia, by pójść do lekarza, ale realia są, jakie są i nie zawsze rodzic ma szybki termin i dostanie się z dzieckiem do pediatry, więc alternatywą może być teleporada. Nie zastąpi wizyty w gabinecie, ale w sytuacjach, gdy przychodnie są przepełnione, może wspomóc rodzica, bo lekarz doradzi, co dalej, a być może od razu stwierdzi, że dziecko wymaga hospitalizacji albo zaleci dodatkowe badania, jak rentgen, a w międzyczasie rodzic otrzyma już termin wizyty - mówi dr Łukasz Durajski.
- Gdy w trakcie teleporady podejrzewam, że to może być RSV, włączam leczenie objawowe w zależności od symptomów, jakie ma dziecko, ale zalecam test z prośbą, by dać znać, jaki jest wynik. Gdy podejrzenia się potwierdzą, wtedy dopasowujemy leczenie pod RSV, co jest szczególnie ważne u małych dzieci, bo im młodszy pacjent, tym większe ryzyko ciężkiego przebiegu. Noworodki i najmłodsze dzieci bezwzględnie wymagają hospitalizacji, bo RSV jest dla nich na tyle groźny, że potrzebna jest opieka szpitalna - dodaje.
Lekarz przypomina także, że w zeszłym roku zarejestrowano szczepionkę przeciwko RSV dla kobiet w ciąży.
- To jest szansa dla dziecka, ponieważ mama poprzez szczepienie daje mu odporność na przyszłość, szczególnie w początkowym okresie życia, gdzie dziecko jest najbardziej narażone na ciężki przebieg zakażenia i ewentualne powikłania - zaznacza dr Durajski.
Patrycja Pupiec, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl