Czym jest sharenting? Kiedy zdjęcie naszego dziecka na Facebooku może trafić w niepowołane ręce
Mama 5-letniego Adama prowadzi mu konto na portalu społecznościowym od dwóch lat. Uważa, że to wspaniała kolekcja wspomnień, które kiedyś przekaże synowi. Czy rodzice zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie zagraża ich dzieciom, kiedy udostępniają ich fotki? Czy ktoś pyta dzieci o zgodę przed umieszczeniem ich wizerunku w sieci? Zbadał to Państwowy Instytut Badawczy NASK i niestety, nie ma dobrych informacji.
1. Zdjęcia dzieci wrzucane do sieci
Niewiele osób o tym wie, ale rodzice mogą zostać pozwani do sądu przez swoje dzieci, jeśli te zażądają usunięcia zdjęć ze swoim wizerunkiem, a ich prośba nie zostanie spełniona. Przekonała się o tym pewna Włoszka pozwana dwa lata temu, przez swojego 16-letniego syna. Chłopak wytoczył matce oddzielny proces w trakcie rozwodu swoich rodziców, kiedy ta odmówiła ich usunięcia ze swojego facebookowego profilu.
Domagał się w nim usunięcia wszystkich zdjęć ze swoim wizerunkiem, które kobieta zamieszczała, mimo jego wyraźnego sprzeciwu. Co więcej, chciał, by matkę ukarano grzywną. Sąd częściowo przychylił się do prośby 16-latka. Nakazał matce usunięcie wszelkich zdjęć z chłopcem. Wymierzył również grzywnę 10 tysięcy euro, która miała obciążyć kobietę, gdyby ta nie wykonała wyroku lub gdyby umieściła zdjęcie syna bez jego zgody w przyszłości.
Co ciekawe, podobne przepisy funkcjonują w Polsce. Co prawda autor zdjęcia ma prawa autorskie, jednak osoba widniejąca na fotografii ma tzw. prawo do wizerunku, którym może dowolnie rozporządzać. Oznacza to, że jeśli nie mamy zgody (najlepiej na piśmie), to nie możemy upubliczniać czyjegoś wizerunku. W przypadku dzieci, szczególnie starszych, ryzykujemy pozwem.
Media społecznościowe "zalewają" zdjęcia dzieci. Przeglądając swoją tablicę podczas wczorajszego wieczoru, widziałem przynajmniej kilka uśmiechniętych dzieciaków w wieku od kilku miesięcy do kilku lat. Mały Adaś machał łopatką w Jastarni, córka znajomych szła dzielnie szlakiem na Morskie Oko, a 4-letnia Malwinka malowała laurkę dla babci, strojąc śmieszne miny. Dlaczego rodzice tak chętnie wrzucają do sieci zdjęcia swoich maluchów?
- Ona tak szybko rośnie, że aż szkoda tego nie uwieczniać na zdjęciach! Ma już 4 lata, a ja nadal czuję, że to mój bobasek - mówi mama Malwiny.
Wśród moich znajomych znaleźli się i tacy, którzy założyli swoim dwuletnim dzieciom profil na Facebooku. Po co?
- To będzie wspaniała pamiątka. Oznaczam syna, gdy oglądamy jakiś film, wrzucam jego zabawne zdjęcia, patrzę jak rośnie. Kiedyś dam mu login i hasło, to będzie lepsze niż album. Poza tym już nie wywołuję zdjęć - mówi mama 5-letniego Adasia, którego profil prowadzi już od dwóch lat.
2. Sharenting - co to jest?
Czy to bezpieczne? Rodzice nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą udostępnianie wizerunku dziecka w sieci?
- Obowiązkiem rodzica jest nie tylko zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Prawo mówi jasno, musimy wychowywać dzieci z poszanowaniem ich godności. To szczególnie ważna kwestia w dobie internetu. Do przestrzeni cyfrowej trafiają bowiem zdjęcia naszych dzieci, które mogą wyrządzić więcej szkody, niż pożytku. Takie zachowanie zostało przez naukowców nazwane "sharentingiem" – mówi, w rozmowie z WP Parenting, Marta Witkowska psycholog i terapeutka z Działu Edukacji Cyfrowej NASK.
Czym dokładnie jest sharenting?
-Sharenting to, najkrócej mówiąc, publikowanie, udostępnianie przez rodziców treści dotyczących ich dzieci w internecie. Choć warto przyznać, że nie tylko rodzice dzielą się takimi treściami w sieci. Często robią to również dziadkowie. To mogą być różne materiały – najczęściej są to zdjęcia i filmy, ale mogą być to również komentarze, opisy, wpisy (na przykład na blogach). Takie treści mogą dużo za dużo powiedzieć na temat naszych dzieci. My też wiemy, z takich polskich badań "sharenting po polsku", że około 40 proc. rodziców mówi, że udostępnia zdjęcia swoich dzieci w internecie, z czego 42 proc. udostępnia te materiały grupom większym niż dwustu znajomym. Stwarza to ogromne zagrożenie. Jeśli mamy dwustu znajomych, to czy są to do końca nasi znajomi? Czy wiemy, co się dzieje z takimi materiałami po wrzuceniu do sieci? – pyta Witkowska.
3. Zdjęcia w sieci. Polacy wrzucają je na potęgę
Problem w Polsce jest szczególnie wyraźny. Należymy do krajów, w których rodzice niezwykle chętnie dzielą się zdjęciami swoich pociech. Niewiele osób pyta dziecko o zgodę na wrzucenie konkretnego materiału. A nawet jeśli, to pyta już nastolatka. Do tego czasu w sieci może być już kilka tysięcy zdjęć z jego wizerunkiem.
-Z badań wiemy, że przeciętny Polak wrzuca do sieci ok. 96 materiałów rocznie. 72 zdjęcia i 24 filmy. Pamiętajmy, że do tego dochodzą również opisy, historie, komentarze, których liczby nie znamy. To jest naprawdę dużo. A my nie wiemy, kto to będzie oglądał. Zapominamy też często, że jak coś publikujemy w sieci, to taki materiał przestaje być naszą własnością. Nawet jeśli robimy to w zamkniętym gronie. Nie wiemy tak naprawdę, czy ktoś z naszych znajomych tego materiału nie udostępni dalej. Badaczy niepokoi to, że zdjęcia mogą trafić potencjalnie wszędzie – dodaje psycholog.
Dlaczego ważne jest pytanie dziecka o zgodę? Nie chodzi już nawet o obowiązek prawny. Badania pokazują, że dzieci zupełnie inaczej zarządzają swoim cyfrowym wizerunkiem. Blisko połowa usuwa znaczniki ze zdjęć, na których nie chcą być widziane.
4. Niebezpieczeństwo w sieci
Pierwsze podejrzenie, jakie nam się nasuwa, to wykorzystanie zdjęć dziecka przez grupy pedofilskie. Materiały udostępnione na naszych portalach społecznościowych mogą łatwo trafić do baz pedofilów. Australijczycy zrobili badania dotyczące tego, skąd pedofile pobierają dane do swoich serwerów. Okazało się, że ok. 50 proc. takich materiałów było pobranych z kont rodziców bez ich wiedzy, czy zgody. To wszystko dlatego, że po prostu była taka możliwość. Albo ich profile były zupełnie otwarte, albo po prostu wrzucali tam nieodpowiednie treści. I to jest takie najpoważniejsze zagrożenie.
-Wizerunek dziecka może być wykorzystany do wyłudzeń. Możemy znaleźć zdjęcie naszego syna czy córki na portalu, który zbiera pieniądze na leczenie chorych dzieci. Twarz naszego dziecka może posłużyć jako narzędzie przestępstwa. Kolejnym zagrożeniem jest tzw. cyfrowy kidnaping. To jest zjawisko wykradania materiałów z dziećmi. Sprawcy tworzą takie "fejkowe" profile, gdzie tworzona jest alternatywna historia dziecka. Najczęściej są to historie stworzone przez pedofilów. Są to opowieści seksualizujące to dziecko. Sprawcy używają tej tożsamości jako narzędzia – mówi Marta Witkowska.
Nikt z nas nie rozwieszałby odbitek zdjęć naszego dziecka na każdym słupie ogłoszeniowym w mieście. Dlaczego zatem rezygnujemy z kontroli nad fotografiami naszego dziecka w sieci?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl