Pracuje jako św. Mikołaj. "Dzieci proszą mnie na ucho, by rodzice je kochali"
Codzienność świętego Mikołaja nie zawsze jest usłana różami. - Często po otwarciu prezentu widzę na twarzy dziecka zawód. Płaczą, obrażają się, rzucają prezentem o podłogę albo w choinkę - opowiada Michał Boniec, który przez cztery lata pracował w Mikołaj24.pl.
1. Kłopotliwe prośby
Czerwony strój z czapką, długa biała broda, okulary na nosie i koniecznie worek z prezentami. Nawet dzieci, a może przede wszystkim one, po takim opisie wiedzą już, o kim mowa. Co roku w grudniu setki świętych Mikołajów odwiedzają supermarkety, żłobki, przedszkola i domy prywatne, by nieść radość najmłodszym.
Jak podkreślają panowie, którzy rokrocznie za Mikołajów się przebierają, choć ich praca wydaje się łatwa, szybka i przyjemna, to nie chodzi tylko o to, by dać dzieciom prezenty i wrócić do domu. Każda wizyta to wielka niewiadoma.
- Raz rodzice zostawili worek z prezentami poza mieszkaniem w bloku. Miałem go przejąć i wejść z nim do ich domu. Niestety, na miejscu zobaczyłem, że worek zniknął. Rozpoczęły się poszukiwania. Myśleliśmy, że ktoś go ukradł. Na szczęście okazało się, że znalazł go ochroniarz i zabrał do siebie na przechowanie - opowiada Michał Boniec z Mikołaj24.pl, który jako Mikołaj pracował przez cztery lata. - Improwizacja w tym zawodzie to podstawa. Mikołaj to tak naprawdę taki mały teatrzyk: trzeba wystąpić, zaangażować najmłodszych. Nigdy nie wiemy, jak przyjmą nas dzieci, rodzice, nauczyciele, jaka będzie atmosfera. Musimy reagować na bieżąco.
Szczególnie, że na widok osobliwie ubranego starca z długą brodą najmłodsze dzieci często zaczynają płakać. Rolą Mikołaja jest wtedy przekonanie ich do siebie, co nie zawsze jest łatwe.
- Najtrudniej jest w przypadku małych dzieci, takich do czterech lat. One zwykle jeszcze nie rozumieją, co chcę im przekazać jako Mikołaj i zdarza się, że trochę przeszkadzają: zabiorą dzwonek, zaczynają grzebać w moim worku, nie mogąc się doczekać prezentów. To mnie trochę rozprasza, ale muszę umieć wtedy wybrnąć z sytuacji z humorem - dodaje Michał Witczak z Warszawy, który od 16 lat pracuje w MikołajNaŚwięta.pl.
Chociaż dzieci to wymagający klienci, zdarza się, że dużo trudniej jest z dorosłymi.
- Bywa, że podpity dziadek czy wujek przeszkadza w zabawie. Wtedy przenoszę na chwilę na taką osobę uwagę i mówię: a może pan nam coś zaśpiewa? Dzięki temu odwracam uwagę dziecka od tej nieprzyjemnej sytuacji, a delikwent dostaje pstryczka w nos - wyjaśnia Michał Boniec.
- Zdarzały mi się sytuacje niezręczne, gdy nie wiedziałem, jak się zachować. Np. w przedszkolach. Wchodzę do dzieci i któreś zaczyna płakać. Nauczycielka nie wytrzymuje nerwowo i szarpie dziecko lub próbuje je wyprosić z sali. Bywa też tak, że w domu czy supermarkecie dziecko nie chce podejść do mnie, bo się boi. A rodzicom tak zależy na tym zdjęciu z Mikołajem, że zdarza im się takie dziecko na siłę namawiać, szarpnąć czy krzyknąć na nie. Zawsze mówię wtedy, by tego nie robili, świat się nie skończy, jak nie będzie tej fotografii - opowiada Michał Witczak.
Rodzice i dziadkowie miewają też do świętego Mikołaja dość osobliwe prośby. Wśród nich króluje ta związana z wchodzeniem do mieszkania przez balkon.
- Zdarzają się pytania, czy Mikołaj zajedzie na miejsce saniami. Kiedyś zostałem poproszony, by wejść do mieszkania znajdującego się na drugim piętrze. Chciałem rodzicom wyperswadować ten pomysł, ale nalegali, że przecież to nic trudnego, bo sąsiad piętro niżej ma kratę na oknie i mogę się wspiąć - opowiada Boniec.
- Kiedyś poproszono mnie o wejście na pierwsze piętro i musiałem przyjechać z drabiną. Wszedłem po niej na taras sąsiada i stamtąd do właściwego mieszkania. Reakcja dzieci była bezcenna - opowiada Wojciech Salamon z Rzeszowa, który od 13 lat pracuje jako święty Mikołaj w firmie Wodzirej dla Dzieci.
- Niektórzy rodzice dzwonią i chcą się dowiedzieć, na ile realistyczny będzie Mikołaj. Pytają, czy będzie miał prawdziwą brodę - mówi ze śmiechem Witczak. - Raz klientka poprosiła mnie, abym zaparkował sanie na dachu i wszedł do mieszkania przez okno. Odparłem, że dobrze, postaram się wejść przez balkon. Niestety, nie dopytałem o piętro… Na miejscu okazało się, że rodzina mieszka na czwartym. Przed wejściem do klatki byłem mocno skonsternowany i zadzwoniłem do tej pani mówiąc, że chętnie zrobiłbym to, o co prosi, ale nie jestem Spider-Manem. O dziwo była zaskoczona moją odmową, ale zaproponowała, że weźmie dziecko do łazienki, a ja w tym czasie wejdę przez drzwi wejściowe i poczekam na balkonie. Tak też zrobiłem, ale pech chciał, że ta mama (chyba odruchowo) mnie tam zamknęła. Nie mogłem więc wyjść, a ona niecierpliwiła się, dlaczego nie wchodzę do salonu.
Co rodzina, to inna wizyta, wielu rodziców ma jednak pewną cechę wspólną: w Mikołaju widzą możliwość załatwienia swoich spraw wychowawczych.
- To jest nagminne. Gdy przekazują nam informacje na temat dziecka przed wizytą domową, zamiast pisać, co syn czy córka lubi, pochwalić ich, to wypisują swoje prośby: "żeby pogrozić Justynce palcem, bo była niegrzeczna w przedszkolu", "proszę powiedzieć Stasiowi, żeby jadł mięsko i warzywa". Koncert życzeń. Myślą, że my dziecko "naprawimy" - mówi Boniec.
2. (Nie)typowe prezenty
Z czym dzieciom kojarzy się święty Mikołaj? Oczywiście z prezentami. Te zazwyczaj są materialne: zabawki, ubrania, gry. Często im droższe, tym lepsze.
- Co zauważam na przestrzeni ostatnich lat? Obecnie dzieci dostają bardziej kosztowne prezenty - przyznaje Wojciech Salamon.
- Od trzech-czterech lat dzieci są bardziej rozpieszczone, jeśli chodzi o prezenty. Zdarzało mi się, że dziecko było niezadowolone, bo dostało nie takiego smartfona, jakiego chciało. Od kilku ostatnich świąt proszą głównie o elektronikę: konsole, telefony - mówi Witczak.
- Najczęściej dzieci chcą tego, co jest obecnie w modzie: PlayStation, gry, laptopy, hulajnogi elektryczne, komputery. To jest standard. Dziewczynki często proszą o lalki, chłopcy częściej o gry, np. związane z piłką nożną - wylicza Boniec. - Problemem jest, gdy dziecko kojarzy święta tylko z prezentami i ma konsumpcyjne nastawienie. To kwestia wychowania. Często po otwarciu prezentu widzę na twarzy dziecka zawód. Mówią: "chciałam inną lalkę", "pisałem w liście do Mikołaja o czymś innym", "prosiłem o PlayStation". Płaczą, obrażają się, rzucają prezentem o podłogę albo w choinkę.
Bywa jednak, że dziecko zaskoczy Mikołaja nietypowym życzeniem. Niektóre z nich, jak przyznają panowie przebierający się za Mikołaja, potrafią wzruszyć.
- Jeden chłopiec bardzo prosił mnie o zdrowie dla swojej ciężko chorej siostrzyczki. Bardzo się o nią martwił. Łza w oku mi się zakręciła - wspomina Witczak.
- Raz dziecko powiedziało, że nie chce prezentów, które przyniosłem, że zamierza je przekazać dla biednych dzieci. To było wzruszające. Mikołaj zamawiany do domów prywatnych nie chodzi po biednych rodzinach. Kogoś, kogo na to stać, jest raczej lepiej sytuowany. Dlatego empatia dzieci w takich przypadkach jest rzadkością - wyjaśnia Boniec.
- Proszą o rodzeństwo, o święta z dziadkami. Takie życzenia najbardziej mnie zaskakują - dodaje Salamon.
Dla wielu dzieci spotkanie świętego Mikołaja jest zetknięciem się z kimś wyjątkowym - kimś, komu można powierzyć swoje sekrety i najskrytsze pragnienia. Ten krótki moment, gdy w supermarkecie czy we własnym salonie mogą usiąść mu na kolanach i porozmawiać, starają się wykorzystać jak najlepiej.
- Niektóre dzieci mi się zwierzają. Mówią na przykład na ucho, że chciałyby, aby rodzice je kochali, albo by mama z tatą już się nie kłócili. Dzieciaki są świetnym obserwatorami. Wiedzą, że rodzice są w separacji albo się rozwiedli i do ich spotkania dochodzi przy wigilijnym stole tylko dlatego, że "trzeba", ze względu na dzieci. Dla nich Mikołaj to święty, który może zdziałać cuda, i chcą, by tym cudem była miłość mamy i taty - mówi Boniec.
Mikołajowie, którzy z nami rozmawiali, o swojej pracy mówią jednym głosem: jest trudna, ale piękna, bo choć usłana wieloma nieprzewidzianymi incydentami, zwyczajnie sprawia przyjemność.
- Dzięki tej pracy mogę poczuć prawdziwą magię świąt i przekazać ją innym. Nie jest łatwo - nie mogę np. pokazywać, że mam gorszy humor. To jest swego rodzaju misja, ale bardzo ją lubię - mówi Salamon.
- Nie chodzi o to, by dać prezenty i tyle. Ciąży na nas odpowiedzialność związana z tym, by wizyta Mikołaja była dla dziecka czasem wyjątkowym i przyjemnym. Jeśli ktoś podchodzi do tej pracy ambitnie, to do każdej wizyty przygotowuje się w 100 proc. tak, aby nic nie mogło go zaskoczyć na miejscu. Mi ta praca daje mnóstwo satysfakcji z kontaktu z dziećmi. One świetnie reagują, przytulają się - tego uczucia nie da się do niczego porównać - dodaje Boniec.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl