Trwa ładowanie...

Koronawirus w Polsce. Czy polskie szkoły są gotowe na epidemię?

Avatar placeholder
30.03.2020 10:20
Potrzeba ustalenia procedur w szkołach jest pilna
Potrzeba ustalenia procedur w szkołach jest pilna (iStock)

W jednej z polskich szkół na zajęciach pojawiła się nauczycielka z objawami przypominającymi koronawirusa. Symptomy pojawiły się u kobiety po powrocie z Rzymu. Czy szkoły wiedzą, co robić w sytuacji zagrożenia? Okazuje się, że dyrektorzy często działają intuicyjnie, bo nie mają konkretnych wytycznych.

1. Polska szkoła a koronawirus

Nauczycielka, która wróciła z Włoch zgłosiła się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej. Powodem zgłoszenia się kobiety było ogólne osłabienie, problemy z oddychaniem i wysoka gorączka. Nauczycielka nie poinformowała szkoły o swoich problemach zdrowotnych i prowadziła zajęcia z dziećmi. Szkołę zamknięto i zdezynfekowano.

Można obwiniać nauczycielkę o nierozsądne zachowanie, ale z drugiej strony rodzi się pytanie, czy szkoła była przygotowana na taką sytuację... Godne pochwały jest to, że jedna z podstawówek na warszawskim Żoliborzu pozwoliła zostać w domu uczniom, którzy wrócili z ferii we Włoszech. Pamiętajmy, że okres wylęgania się groźnego wirusa wynosi od około 2-14 dni.

Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19, która objawami przypomina grypę i manifestuje się najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni, zmęczeniem. Wirus przenosi się drogą kropelkową, więc jeśli jesteś zbyt blisko, istnieje ryzyko, że możesz wdychać wirusa.

Zobacz film: "Co jedzą dzieci w szkołach? Odpowiedź może zaskoczyć"
Podejrzenie koronawirusa u jednej z nauczycielek, szkołę zamknięto i zdezynfekowano
Podejrzenie koronawirusa u jednej z nauczycielek, szkołę zamknięto i zdezynfekowano (iStock)

Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) doradza stosowanie maseczek na twarz, gdy ktoś ma objawy ze strony układu oddechowego (kaszel lub kichanie), podejrzewa u siebie infekcję SARS-Cov-2 przebiegającą z łagodnymi objawami lub opiekuje się osobą z podejrzeniem koronawirusa.

Jednak maseczki w szkole zdają się być abstrakcją w sytuacji, gdy czasami brakuje nawet mydła do rąk. Natomiast dokładne mycie dłoni to w tej chwili najskuteczniejszy sposób na powstrzymanie rozprzestrzeniania się koronawirusa.

2. Mycie rąk to podstawa

Zadzwoniłam do jednej ze szkół na warszawskim Żoliborzu i chociaż nikt z dzieci czy pracowników nie zgłaszał problemów ze zdrowiem po powrocie z wyjazdu do Włoch, to widać tam dużą świadomość zagrożenia.

"Staramy się zachować czystość, namawiamy dzieci do częstego mycia rąk i dbamy o czystość w szkole. Zawsze jest mydło w łazienkach. Nauczycielki - szczególnie klas młodszych - na każdej przerwie prowadzą dzieci do łazienki, żeby dodatkowo umyły ręce. Szykujemy się też do pogadanki na temat zasad higieny" – usłyszałam od pani z sekretariatu szkoły na Żoliborzu.

Tymczasem nie wszędzie dyrektorzy szkół przygotowują dzieci i nauczycieli na koronawirusa. Nikt raczej nie wychodzi z inicjatywą, by zalecić nauczycielom na tzw. godzinie wychowawczej rozmowę z dziećmi, podpytać o to, co robili w czasie ferii i czy wiedzą, jak ustrzec się zakażenia.

Co prawda jedna ze szkół podstawowych we Wrocławiu wyszła z inicjatywą powieszenia na tablicach przy wejściu instrukcje ze strony Ministerstwa Zdrowia, tyle że pani z sekretariatu nie była w stanie powtórzyć, co na tych kartkach jest napisane. Wiadomo, że samo powieszenie kartki nie załatwia sprawy.

Dzieci skarżą się, że czasem brakuje mydła do rąk w szkołach
Dzieci skarżą się, że czasem brakuje mydła do rąk w szkołach (iStock)

Trudno też oprzeć się wrażeniu, że sekretariaty szkół nie mają informacji na temat tego, co planuje szkoła w związku z koronawirusem i czy ktoś z personelu lub uczniów był ostatnio we Włoszech. Tymczasem to sekretariat jest podstawowym źródłem informacji dla rodziców, czy pracowników szkoły. Najczęściej po tym, jak zadawałam pytania, byłam odsyłana do dyrekcji szkoły.

"Do mnie do sekretariatu nie docierają takie informacje bezpośrednio. Może pani dyrektor wie, czy ktoś z pracowników czy dzieci wrócił z Włoch" – takie odpowiedzi słyszałam najczęściej od personelu szkół.

W innej szkole słyszę z kolei coś, co mnie nie uspokaja: "Mniej więcej wiemy, kto skąd wrócił. Na razie nie ma zagrożenia".

Czy samo "mniej więcej" wystarczy? I czy musi się najpierw pojawić w szkole przypadek koronawirusa, żeby uznano, że zagrożenie jest realne?

"W sytuacji, kiedy pojawiłoby się w szkole podejrzenie zakażenia koronawirusem, szkoła byłaby natychmiast zamknięta. Zrobiłby to Sanepid. Mamy te same wytyczne jak wszyscy w kraju, czyli to, co jest na stronie MZ i Sanepidu" – informuje mnie pracownica szkoły.

Uruchomiono specjalną infolinię dotyczącą koronawirusa
Uruchomiono specjalną infolinię dotyczącą koronawirusa (KPRM)

Natomiast dyrektorka tej samej szkoły potwierdza, że nie otrzymała żadnego maila z ministerstwa z instrukcjami, co robić w sytuacji podejrzenia koronawirusa u pracowników lub dzieci w ich szkole. Zapewnia jednak, że wie, jak postąpić.

"Mamy procedury bezpieczeństwa w szkole i była pogadanka z pielęgniarką na temat mycia rąk, bo to jeden z podstawowych sposobów unikania zarażeń. Nie brakuje mydła w szkole. Wiem dokładnie, co robić w sytuacji zagrożenia koronawirusem"- uspokaja osoba odpowiedzialna za funkcjonowanie szkoły.

Już po tych kilku rozmowach telefonicznych rodzi się wniosek o potrzebie pilnych działań w zakresie ustalenia procedur postępowania w szkołach wobec zagrożenia koronawirusem. Świadomi działań powinni być wszyscy pracownicy, począwszy od dyrekcji, dzieci, aż po woźną.

Minister Zdrowia Łukasz Szumowski podczas środowej konferencji prasowej zaprosił kuratorów na rozmowę. Ma ona być instrukcją działań dla szkoły w sytuacji, gdyby uczeń lub pracownik placówki został zarażony, lub miał kontakt z taką osobą.

DOWIEDZ SIĘ, dlaczego kobiety ciężarne są szczególnie narażone na koronawirusa.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze