Pierwszym objawem była wysypka. "Lekarz pobladł"
Co maluchy przynoszą z przedszkola? Ospę, wirusa RSV, niekiedy bostonkę, dlatego dla wielu rodziców katar czy wysypka u dziecka nie jest żadnym sygnałem alarmowym. Podobnie było w przypadku tej rodziny. Jednak szybko wyszło na jaw, że niewinna wysypka to objaw groźnego nowotworu.
1. Wysypka jako objaw
W wywiadzie dla serwisu Kidspot mama małego Liama, Ballina, opowiada, że pierwsze objawy nie zaniepokoiły ich. Zauważyła, że synek wrócił z przedszkola z czerwoną wysypką na buzi, miał też oznaki infekcji. W przededniu Dnia Matki kobieta zaobserwowała kolejne dziwne dolegliwości: synek był cały czas zmęczony, niechętnie się poruszał, zaczął też kuleć.
Liam urodził się z zespołem Downa, co powoduje, że ma niskie napięcie mięśniowe i przewraca się częściej niż inne dzieci. Dlatego też jego mama pomyślała, że chłopiec po prostu skręcił kostkę podczas jakiegoś upadku.
Następnego dnia w pracy zaniepokojona kobieta zadzwoniła do domu, by dowiedzieć się, jak się miewa Liam. Mąż kobiety, Stephen, przyznał, że ich syn nadal jest ospały i nieswój.
Rodzice uświadomili sobie, że dzieje się coś złego. Zabrali chłopca do szpitala. Kiedy lekarz spojrzał na wyniki badań, powiedział do rodziców:
- Lekarz pobladł i powiedział, że coś jest nie tak ze szpikiem kostnym Liama. Musieliśmy zabrać go do innego szpitala w celu dalszych badań – relacjonuje kobieta.
2. Onkolodzy nie mieli dobrych wieści
W drugiej placówce onkolodzy przekazali zrozpaczonym rodzicom, że chłopiec ma ostrą białaczkę szpikową. To złośliwy nowotwór wywodzący się z komórek szpiku kostnego. Głównymi objawami choroby jest spadek odporności, małopłytkowość powodująca krwawienia z dziąseł i nosa oraz wybroczyny na skórze, a także niedokrwistość przebiegająca z osłabieniem, dusznościami i zmniejszoną tolerancją wysiłkową.
- Stephen zapytał: "czy on przeżyje?" Ja nie byłam w stanie myśleć. Mój umysł był pusty. Nie mieliśmy pojęcia, czego się spodziewać – wspomina Ballina.
Choć mały Liam z uwagi na wady wrodzone musiał otrzymać aż sześć zamiast czterech rund chemioterapii, to jego stan dobrze rokował. Maluch cechował się też ogromnym hartem ducha, co przyznawali nawet lekarze. Jego mama wspomina, że chłopiec w szpitalu uwielbiał tańczyć i śpiewać.
- Pracownicy szpitala odwiedzali go, ponieważ Liam ich rozweselał! W szczególności jeden lekarz powiedział: "kiedy mam zły dzień, po prostu przychodzę odwiedzić Liama" – opowiada Ballina.
Chłopiec znajduje się teraz w stanie remisji, ale jego rodzice co sześć tygodni muszą go zabierać na badania krwi. Za każdym razem boją się, że rak powrócił. Mimo to próbują żyć jak dawniej, a chłopiec znów uczęszcza do przedszkola.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl