Koronawirus w Polsce. Otwierają żłobki i przedszkola, ale rodzice mają mnóstwo obaw
Otwarcie żłobków i przedszkoli przebiega w atmosferze chaosu i lęku. Tylko część placówek działa od 6 maja. Zarówno dyrektorzy, jak i rodzice przyznają, że brakuje szczegółowych informacji dotyczących funkcjonowania placówek w dłuższej perspektywie. Pewne jest jedno - we wszystkich placówkach grupy muszą być ograniczone do 12 dzieci.
1. Powrót do przedszkoli i żłobków w atmosferze niepewności
Wiele państwowych placówek przeprowadziło ankiety, by zweryfikować, które dzieci naprawdę muszą być objęte opieką. Pierwszeństwo mają samotni rodzice i osoby, które nie są w stanie pracować zdalnie.
Na facebookowym profilu "WP Dzieci" zapytaliśmy rodziców o to, co sądzą o otwarciu placówek i czy zdecydują się wysyłać do nich swoje dzieci. Wielu rodziców otwarcie przyznaje, że boi się o zdrowie i bezpieczeństwo maluchów, boi się, że większe skupiska mogą sprzyjać przenoszeniu koronawirusa.
"Serce mi mówi: nie, a rozum: tak" - pisze pan Rafał. Pani Edyta przyznaje, że są rodzice, którzy muszą wrócić do pracy i nie mają innego wyjścia. "Ja na razie nie pracuję, więc nie muszę i nie ma potrzeby, żeby dawać syna do przedszkola" - dodaje. I to kluczowy wniosek, jaki płynie z rozmów z rodzicami
Na tym etapie na wysłanie dzieci do placówek decydują się głównie ci, którzy muszą wracać do pracy - tak jak pani Paulina. "Ja muszę wrócić albo będę bezrobotna. Jest strach o dzieci, ale żyć trzeba" - wyjaśnia mama pod naszym postem na Facebooku.
Podobne wnioski płyną z rozmów z dyrektorami i właścicielami poszczególnych placówek.
Zobacz także: Koronawirus u dzieci. COVID-19 może dawać nietypowe objawy
2. Wielu rodziców jest w sytuacji bez wyjścia. Muszą wrócić do pracy
Dyrektorzy żłobków i przedszkoli kontaktują się z rodzicami i proszą o deklarację, czy ich dziecko będzie uczęszczało do danej placówki. Wnioski są jasne: na powrót maluchów na razie decydują się tylko ci, którzy naprawdę muszą - mówi właściciel, który prowadzi w Warszawie dwie placówki zapewniające opiekę najmłodszym. Mężczyzna chce pozostać anonimowy.
- Do jednego żłobka wraca 3 dzieci, do drugiego 7, normalnie mamy pod swoją opieką 40 dzieci. Ja podjąłem decyzję o otwarciu od 6 maja, bo część rodziców tego ode mnie oczekiwała. Są oni świadomi zagrożeń, ale też swoich możliwości związanych z kwestiami zawodowymi. Po pierwsze - praca z dzieckiem w domu jest mało komfortowa, poza tym cześć rodziców nie ma nawet fizycznie możliwości pracy zdalnej. Mamy lekarzy i osoby pracujące w sklepach, oni nie są w stanie wziąć dziecka ze sobą do pracy - mówi właściciel żłobka. - Ta część opiekunów, która już naprawdę musi - zdecydowała się wysłać dzieci do żłobka, a pozostali mówią, że poczekają jeszcze tydzień, dwa, zobaczą jak to się wszystko rozwinie - dodaje.
Dyrektorzy są zobligowani do zaopatrzenia pracowników w rękawiczki i maseczki ochronne. "Jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie, że dziecko jest chore i może zarażać inne dzieci nie wpuszczaj go do instytucji, poproś rodzica o zabranie dziecka do domu i skontaktowanie się z lekarzem" - czytamy w zaleceniach Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Jakie warunki musi spełnić placówka, by mogła przyjąć dzieci? Konkretne wytyczne przekazał Główny Inspektor Sanitarny.
Podstawy wytycznych:
— Kancelaria Premiera (@PremierRP) April 30, 2020
➡️Ograniczona liczba dzieci w grupie
➡️Dostępność środków do dezynfekcji
➡️Nieprzyjmowanie dzieci z objawami chorobowymi podobnymi do COVID-19
➡️Ograniczenie możliwości przebywania osób z zewnątrz
➡️Brak kontaktu pomiędzy poszczególnymi grupami dzieci pic.twitter.com/bX0zSmbugu
Sale powinny być wietrzone raz na godzinę, a do przedszkoli i żłobków mogą przychodzić tylko dzieci zdrowe "bez objawów chorobowych sugerujących chorobę zakaźną", maluchy nie mogą też przynosić ze sobą z domu własnych zabawek czy pluszaków. Jakie zmiany oznacza to w praktyce?
- Główny Inspektor Sanitarny wydał zalecenia i do tego trzeba się zastosować. Grupy nie mogą liczyć więcej niż 12 dzieci. Jest też wymóg minimalnego kontaktu z rodzicami, najlepiej gdyby tylko jeden z rodziców stale przyprowadzał dziecko. Trzeba dezynfekować wszystkie zabawki, a tego czego nie da się zdezynfekować, jak np. pluszaków - musieliśmy się po prostu pozbyć. Dwa razy dziennie musimy mierzyć dzieciom temperaturę. Opiekunowie zakładają środki ochrony osobistej, kiedy kontaktują się z opiekunem, który przyprowadza lub odbiera dziecko - mówi właściciel placówki dla maluchów.
- To, co GIS proponuje to jest jedno, a drugie - jak wprowadzić to w życie. Musieliśmy stworzyć wewnętrzne procedury tego, jak mamy funkcjonować. Musieliśmy przeorganizować całą pracę żłobka. Na przykład na placu zabaw trzeba było zablokować dostęp do piaskownic. Wiadomo, że teraz to byłaby największa frajda na dworze dla dzieciaków, ale nie jesteśmy w stanie jej dezynfekować - dodaje.
Właściciel żłobków przyznaje, że nie ma obaw związanych z otwarciem placówek. Jego zdaniem przy zachowaniu reżimów sanitarnych nie powinno to stanowić zagrożenia dla dzieci. - Wierzę, że to otwarcie nie spowoduje dużej fali zarażeń - tłumaczy.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Żłobki i przedszkola otwarte od 6 maja. Lekarz komentuje decyzję rządu (WIDEO)
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl