Ostatki
Huczne zabawy ostatkowe, które z przytupem rozpoczął Tłusty Czwartek, zakończy Zapustny Wtorek, czyli Ostatki, choć nazwa ta w tradycji odnosiła się do całego okresu zamykającego karnawał. Wraz z wybiciem północy z wtorku na środę, hulankom i swawolom należy powiedzieć stop. Tak przynajmniej tradycja nakazuje. Ostatni dzień karnawału nazywano miedzy innymi Kusym Wtorkiem, niby dlatego, że tego dnia po ziemi diabeł człapie.
A żeby go odgonić i złu dostępu do siebie nie dać, koniecznie należało się przebrać. Zwyczaj ten szczególnie popularny był we wsiach kujawskich, mazowieckich i na Podlasiu, gdzie po domach chodziły grupy przebierańców. Sama pamiętam z dzieciństwa, jak poprzebierana dzieciarnia po sąsiadach w blokowiskach chodziła z przyśpiewką na ustach, licząc na pączki lub pieniążki. Teraz zwyczaj ten zanika i chętniej, szczególnie w dużych miastach, bawimy się w przebierańców w Halloween. A może warto by przywrócić dawny zwyczaj? Maluchy na pewno by się ucieszyły.
1. Babski Comber
Ciekawy zwyczaj ostatkowy znany był w Krakowie. Już sama jego nazwa intrygowała. Babski Comber. Comber to kawał mięsa z kością, więc zrozumiała jest pewna konsternacja czytelnika. No bo przecież nie może chodzić o, dajmy na to, babskie udo…. Oczywiście nikt w Krakowie o kanibalizm i tortury się nie ocierał.
Babski Comber oznaczał (wg jednej z wersji) babskie swawolenie. W Krakowie oznaczało to, ni mniej ni więcej, tylko jednodniowe babskie rządy. Jak one wyglądały?
Oto jedna z wersji:
We wtorkowy ranek, w różnych miejscach Krakowa zbierały się kwiaciarki i przekupki. Przywdziewały na tę okazję dość oryginalną garderobę. Kreując się na damy korzystały z siermiężnych worów, słomy, wiórów, itp. „cudeniek”. „Eleganckie paniusie” szykowały się do przemarszu przez miasto na rynek. Na czele niesiono słomianą kukłę przypominającą mężczyznę.
Za nią maszerował marszałek w spódnicy oraz reszta babskiego pochodu. Taki to orszak: roześmiany, rozbawiony, niekoniecznie cichy i wcale nie najtrzeźwiejszy zmierzał na rynek. Gdy pojawiły się na nim wszystkie przekupki symbolicznie przejmowały władzę nad miastem. I zaczynała się dla wszystkich prawdziwa zabawa.
Choć uczciwiej byłoby powiedzieć, że zaczynała się zabawa dla kobiet. Panowie musieli mieć się na baczności, bo baby były wyjątkowo na nich cięte tego dnia. Najgorzej mieli kawalerowie. Za karę, że w czasie karnawału stanu cywilnego nie zmienili, przykuwano ich do drewnianej kłody, na szyi wieszano im wieniec z suchych grochowin, i dalej niech krąży po rynku. Nikt z gawiedzi specjalnie „biedakom” nie współczuł. Wręcz przeciwnie, bawiono się przednio ich kosztem. Jedynym ratunkiem było wykupne. Kawalerowie, chcąc wyzwolić się z niewoli, musieli sypnąć groszem i całusami. Kulminacyjnym punktem programu było wyrzucenie i rozszarpanie kukły. Dość znamienny punkt programu.
Tego, jakże ciekawego i „malowniczego” zwyczaju, w roku 1846 zakazała austriacka policja. Czyżby władza bała się jednodniowych rządów kobiet? Mówi się: co kraj to obyczaj, a co chałupa to zwyczaj. Comber w różnych regionach przyjmował nieco inną formę. W radomskich wsiach kobiety chodziły po domach ze słomianą kukłą, wymuszając okup, tym razem od panien, a nie kawalerów. W poznańskim była to zabawa, którą dziewczęta urządzały prababkom. Na Śląsku, Comber to karnawałowy bal dla kucharek.
2. „Popielcowe kazanie”
W Polsce Zapustny Wtorek nazywano również Śledzikiem. Władysław Syrokomla tak o nim pisał:
„ I ostatni wtorek bieży
Choć się dawno w głowie kręci
Rozhulany rój młodzieży
Leci w taniec bez pamięci
Strugi wina jak fontanny
Jak ulewne płyną deszcze
Choć żar w piersiach nieustanny Wina! Wina! Wina jeszcze! Tańca jeszcze!...”
Zapustny Wtorek kończył się Popielcowym Kazaniem. Jego wygłoszenie powierzano jednemu z uczestników zabawy. Przebrany za księdza, na zaimprowizowanej ambonie, musiał zabłysnąć dowcipem, erudycją, znajomością łacińskich sentencji. Kazanie miało być płynne, acz wcale nie logiczne i sensem wypełnione. Wręcz przeciwnie. Jedyny jego cel to bawienie słuchaczy. Kaznodzieja musiał jedynie pamiętać, by niczyich uczuć religijnych nie obrazić i nie robić osobistych komentarzy wobec gości.
Choć dziś raczej powrót Babskiego Combra czy kazań popielcowych w grę nie wchodzi, to nie zapominajmy o zabawie. Jak nie da się poszaleć we wtorek, to wykorzystajmy zaczynający się ostatni weekend karnawału. Tańczmy, bawmy się, spotykajmy z przyjaciółmi, jedzmy i … co tam, kto chce. Byle było hucznie i radośnie. To na szczęście, jak staropolskie powiedzenia mówią.