Od 5 lat są w domu dziecka. Same zadzwoniły do Rzeczniczki Praw Dziecka
Ze względu na trudny rozwód rodziców i zawieszenie praw rodzicielskich matce dwie 10-letnie siostry zostały umieszczone w domu dziecka, gdzie spędziły pięć lat. Trafiły do placówki, bo nie chciały przebywać pod opieką ojca. - One się panicznie boją, że znowu trafią do piekła, z którego uciekłyśmy - mówi ich mama.
1. Nastolatki tęsknią za mamą
Elżbieta Chełkowska, dyrektorka Centrum Wspierania Rodzin "Swoboda" w Poznaniu, zaznacza, że stan psychiczny dziewczynek, mimo że są wspierane przez wielu specjalistów, jest bardzo trudny.
- Dzieci były świadkami przemocy wobec mnie i były też ofiarami przemocy. One się panicznie boją, że znowu trafią do piekła, z którego uciekłyśmy - mówi Marta, mama dziewczynek, w programie "Uwaga!" TVN.
- Pani psycholog i pedagog wpisały, że są u mnie przeciwskazania do opieki nad dziećmi. Napisali, że mogą u mnie wystąpić omamy wzrokowe i słuchowe. Leczyłam się, byłam pod opieką lekarza, który wystawił opinię, że nie ma przeciwskazań do opieki nad dziećmi - dodaje.
- Pierwsza opinia kuratora środowiskowego mówiła, że dziewczynki nie są gotowe na kontakty z ojcem, z powodu przemocy i nadużywania alkoholu. W tej opinii nie ma w ogóle wzmianki o tym dokumencie - podkreśla.
Przez dwa pierwsze lata w placówce dziewczynki nie mogły spotkać się z babcią. Zgodnie z decyzją sądu spotkania mogły odbywać się tylko na terenie placówki. Mają też zakaz widywania się z mamą.
"W placówce opiekuńczo-wychowawczej dziewczynki trafiły pod opiekę psychiatry, który zalecał kontakt z matką. Ale sąd uznał, że ulgę w kryzysie emocjonalnym dziewczynkom miała przynieść terapia" - czytamy w "Uwadze!".
W 2024 roku 15-letnie obecnie siostry uciekły z domu dziecka.
- Chciały przyjść do mamy i się przytulić - tłumaczy ich babcia Krystyna.
- Dziewczynki płakały i ja płakałam, ze szczęścia, bo prawie po pięciu latach przytuliłam moje dzieci. Były małe, a teraz są już takie duże. Bardzo się tuliły, a jak już się wytuliły, to tuliły kotki - opowiada Marta.
Dziewczynki nie chciały wyjść z domu nawet, gdy przyjechały po nie służby.
- Czułam bezsilność, że nie mogłam uratować moich dzieci przed kolejną traumą, kolejnym cierpieniem i bólem. Nie było z kim rozmawiać - mówi Marta.
- Dzieci, w akcie desperacji, same podjęły decyzję, że skoro nikt ich nie słucha, sąd ignoruje ich wolę od czterech i pół roku, to chciały pokazać to, co chcą - tłumaczy.
- One nie rozumieją, czemu są w placówce. Bardzo za mną tęsknią - dodaje.
Zapłakane dziewczęta trafiły do powrotem do placówki.
2. Mediacje dla rodziców
Sprawą zajęła się Rzeczniczka Praw Dziecka, do której biura dziewczynki same zadzwoniły. Zwróciła się do sądu o zobowiązanie uczestników do indywidualnej terapii oraz podjęcia systematycznej współpracy z asystentem rodziny.
Dziennikarze programu "Uwaga!" próbowali zachęcić skłóconych rodziców do podjęcia mediacji.
- Nie podjęliśmy takiej próby, ponieważ nie ma takiej możliwości. Są ludzie, z którymi można rozmawiać i są ludzie, z którymi nie da się rozmawiać - mówi Marta dodając, że zgodziłaby się na spotkanie z mediatorem.
- Sytuacja przedstawia się diametralnie inaczej niż przedstawia państwu matka dzieci. Tu żadnego pola do mediacji nie ma i być nie może - mówi pełnomocniczka ojca dziewczynek.
- Wydaje się, że w tej sprawie nie doszło do zaktualizowania oceny obecnego stanu i to prawnego, i to faktycznego. Chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, kilka lat temu matce zarzucano, że stosunek córek do ojca i do niej wynika z manipulacji z jej strony. Ale ten stosunek utrzymuje się po pięciu latach, w związku z tym ciężko uwierzyć, że córki ciągle znajdują się pod wpływem tej manipulacji. To nie jest możliwe, żeby przez taki czas ten stan się utrzymywał. Moim zdaniem priorytetem jest umożliwienie dzieciom bezpośredniego kontaktu z mamą - mówi adwokat Paweł Gronek, pełnomocnik mamy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl