Nosiła martwy płód. Twierdzi, że kazano jej wrócić za 2 tygodnie
Kobieta otrzymała skierowanie do szpitala. Miała udać się na oddział ginekologiczny z racji obumarcia płodu w 7. tygodniu ciąży. Trafiła do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Pacjentka twierdzi, że tam usłyszała, że może zostać przyjęta za dwa tygodnie.
1. W 7. tygodniu jej płód obumarł
Sprawę opisał portal eska.pl, z którym skontaktowała się kobieta. Słuchaczka mówi, że otrzymała skierowanie od lekarza, by udać się do szpitala na oddział ginekologiczny. Wszystko przez to, że w 7. tygodniu płód obumarł.
Z jej relacji wynika, że 14 czerwca w godzinach porannych pojawiła się wraz z narzeczonym w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Udała się na izbę przyjęć. Tam usłyszała, że z racji, iż skierowanie nie jest wystawione na cito, musi się najpierw zapisać. Poinstruowano ją, że w tym celu ma pojechać na piąte piętro.
- Tam natomiast panie pracujące spojrzały na mnie dość...dziwnie, z miną "co ja tu w ogóle robię", że oni mają terminy dopiero na październik, więc na pewno u nich na oddziale nie zostanę przyjęta. Poinformowały mnie, żebym zjechała sobie na piętro numer dwa i tam może uda się jakiś bliższy termin znaleźć - relacjonuje kobieta w rozmowie z dziennikarzami portalu eska.pl.
Pacjentka twierdzi, że na drugim piętrze również usłyszała, że terminów na teraz nie ma. Są na wrzesień. Miała też usłyszeć, że może sprawdzić, czy są miejsca na piętrze numer cztery.
- To wszystko mnie dziwi, bo wydaje mi się, że ta pani z sekretariatu na jakimkolwiek piętrze mogła po prostu przedzwonić po tych piętrach, popytać się, czy są jakieś terminy, a nie mnie wypuszcza, ja latam. No ale dobrze, pojechaliśmy na czwarte piętro. Znaleźliśmy sekretariat. Tutaj był najbliższy termin, bo mogli mnie zapisać na za dwa tygodnie. A czas leci, niestety płód już obumarł tydzień wcześniej, więc kolejne dwa tygodnie czekać to stwierdziłam, że jest już chyba troszkę bez sensu. Pani jednak zaproponowała, by jeszcze sprawdzić piętro trzecie, bo tam też jest oddział ginekologiczny. A więc kolejny raz zostałam odesłana z kwitkiem - relacjonuje.
2. W szpitalu usłyszała, że mogą ją przyjąć za dwa tygodnie
Jednak na piętrze trzecim - jak wynika z opowieści kobiety - terminy były na sierpień. Pacjentka wspomina, że miała już dość. Zaczęła płakać.
- Po ludzku zapytałam się: proszę mi powiedzieć, co ja mam zrobić? Czy naprawdę mam czekać do sierpnia i do sierpnia chodzić z martwym płodem, bo wy nie macie miejsc? - opowiada.
W odpowiedzi miała usłyszeć, że niestety nic nie można na to poradzić.
- Poczułam się potraktowana jak śmieć - wspomina.
Dziennikarze portalu eska.pl skontaktowali się z Instytutem Centrum Zdrowia Matki Polki. Adam Czerwniski, rzecznik placówki zapewnił, że sytuacja wymaga gruntownego wyjaśnienia.
- Do sprawdzenia jest między innymi, czy w ogóle taka sytuacja miała miejsce, a jeśli miała - jak do niej mogło dojść w świetle obowiązujących w szpitalu procedur. Jeżeli taka sytuacja faktycznie się wydarzyła, jest nam bardzo przykro, przepraszamy pacjentkę z całego serca i zrobimy wszystko, żeby takich sytuacji w przyszłości uniknąć - powiedział Czerwiński.
Ostatecznie kobieta udała się do szpitala im. Madurowicza w Łodzi. Relacjonuje, że na izbie przyjęć od razu została zbadana przez lekarza ginekologa. Została też przyjęta na oddział.
- Tak naprawdę, jedyne, co wystarczyło zrobić w Matce Polce, to dostać leki na poronienie. Bo tyle wystarczyło zrobić w Madurowiczu. [...] Wszystko się ładnie oczyściło, w tym momencie wszystko jest ok. Ale nie wiem, jakby to się skończyło, gdybym chodziła przez nawet okres dwóch tygodni z martwym płodem w sobie - opowiada.
Po dwóch dniach kobieta została wypisana do domu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl