Nauczyciele wspominają prezenty na koniec roku. "Wolałabym już chyba nic nie dostać"
Oceny już wystawione. 23 czerwca uczniowie w całej Polsce ruszą do szkół po odbiór świadectw. Zgodnie ze zwyczajem, pojawią się też prezenty dla nauczycieli. - I choć to nie jest wymagany przez żadnego z nas gest, wiele mówi o relacji z uczniami - opowiada nauczycielka z jednego ze stołecznych liceów.
1. Prezent dla nauczyciela. Kiedy jest za drogi?
Czy regulaminy szkolne wskazują, jakie prezenty mogą otrzymać nauczyciele?
- W szkole takiego regulaminu nie ma, ale podlegamy pod miejską politykę antykorupcyjną, z której przeszkolił nas stołeczny ratusz. Nie wolno nam przyjąć od ucznia prezentu droższego niż 100 zł. Ale jeśli na prezent zrzuca się grupa uczniów, czy cała klasa, to kryterium jest takie, że wartość prezentu podzielona przez liczbę tych osób nie może być wyższa niż te 100 zł. Czyli jak dostanę od całej klasy bukiet za 120 zł, to jest ok. Jak od jednego ucznia, to już nie - tłumaczy Joanna, nauczycielka z Warszawy.
Kwestie rozróżnienia łapówki od prezentu reguluje nie tylko polityka miasta stołecznego Warszawy dotycząca funkcjonariuszy publicznych, ale także kodeks karny. Art. 228. mówi, że "kto w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat ośmiu".
W doktrynie prawnej są trzy kryteria, które rozróżniają prezent od łapówki. To:
czas (prezent zostaje wręczony lekarzowi już po zakończeniu leczenia, a nauczycielowi już po wystawieniu ocen),
rodzaj prezentu (co do zasady za prezent nie uznaje się pieniędzy),
wartość (nie powinna przekraczać 100 zł).
Jak pisze dla portalu infor.pl dr Aleksandra Rychlewska-Hotel, specjalista z zakresu prawa karnego gospodarczego i skarbowego, te kryteria nie mają charakteru stricte ustawowego. Stanowią raczej ogólnoprzyjęty standard, który opiera się na wydawanych do tej pory decyzjach sądu. Dlatego sąd czy inny organ (np. dyrektor szkoły) nie musi brać ich pod uwagę. Każdy przypadek bada się osobno.
Takie wewnętrzne postępowanie antykorupcyjne było kiedyś w szkole Agnieszki, nauczycielki uczącej w łódzkich szkołach podstawowych.
- Chodziło o klasę I. Rodzice kupili wychowawczyni wyjazd do luksusowego spa. Na takim bonie podarunkowym jest napisane, ile to kosztuje. Policzyliśmy z dyrektorem, że nie wydali więcej niż 100 zł na osobę. Ostatecznie koleżanka pojechała, ale wcześniej miała dużo stresu. Prosiła, żeby więcej takich prezentów jej nie robić - opowiada.
- Co roku mówimy, żeby prezentów nie kupować, że to dla nas niekomfortowe. Ale to jest chyba już tak zakorzenione w naszej kulturze, że tego się nie da wyplenić - dodaje Joanna.
2. Jakie prezenty nauczyciele lubią najbardziej?
- Najbardziej lubię prezenty, które są przemyślane i nawiązują do naszych relacji, tego, co o sobie wiemy nawzajem. Dzieciaki wiedziały, że pani od polskiego to zapalona działkowiczka. Powiedziała zimą, że lubi porzeczki i nie może się doczekać lata, żeby je zjeść. Kilka miesięcy po tym wyznaniu, na koniec roku, kupiły jej sadzonkę porzeczki w ślicznej doniczce - mówi nauczycielka z łódzkiej podstawówki. - Taka sadzonka kosztuje kilkanaście złotych, ale to wszystkich w pokoju nauczycielskim naprawdę bardzo rozczuliło. Widać było, że to wyszło od dzieci, bo to one, a nie rodzice, wiedzieli o tej miłości do porzeczek - dodaje.
Agnieszka mówi, że najbardziej lubi prezenty wykonane samodzielnie. - Ja do tych dzieci naprawdę się przywiązuje. Pracuję w zawodzie 15 lat i wszystkie pamiętam, poznaje je na ulicy. Laurki, listy, rysunki, zdjęcia - wszystko to mam i lubię do tego wracać - mówi.
- Raz dostałam prezent nawiązujący do kraju, który uwielbiam. Innym razem do żartu sytuacyjnego z lekcji. Jest też taka klasa, która - oczywiście dla żartów - na każdą okazję kupuje mi różne rzeczy ze sklepu kibicowskiego Legii Warszawa, czyli ich ulubionego klubu. Dostałam już kubek Legii, szalik Legii, zestaw zeszytów z herbem Legii. Nie żebym ja ten szal kibicowski gdziekolwiek nosiła, ale to było oryginalne i na swój sposób zabawne. Wiem, że tego nie wymyślili i kupili rodzice, ale młodzież. Ja piłką nożną się nie interesuje, ale to są najlepsze prezenty, bo są właśnie od uczniów i nawiązują do naszej relacji - mówi nauczycielka z warszawskiego liceum.
3. Za kwiaty dziękujemy
- Wciąż uczniowie przynoszą nam kwiaty, ale tych ciętych z roku na rok jest coraz mniej. Na całe szczęście, bo nawet jak człowiek je lubi, to nie ma co z nimi robić. Starsze koleżanki wynoszą je co roku na cmentarz. Te kwiaty są zresztą często w złym stanie. To wymięte róże, oklapnięty słonecznik. Dla mnie to najgorszy prezent - mówi Agnieszka, która dodaje, że aby uchronić się przed naręczem ciętych kwiatów, często powtarza - niby bez żadnego powodu - że woli te w donicy. - A potem stawiam je w klasie, żeby cieszyły wszystkich - mówi.
- Najczęściej dostaje się gotowe kosze z kawą, herbatą, słodyczami. W modzie są nadal bombonierki, czekoladki itd. Ja słodyczy nie lubię, więc zostawiam je w pokoju nauczycielskim. Kto ma ochotę, to się częstuje. Albo oddaje nauczycielom, którzy mają w domu dzieci - mówi Joanna.
4. Najgorsze prezenty dla nauczycieli
Zdarzają się też nieprzyjemne sytuacje. Bo nie każdy nauczyciel ma takie samo poczucie humoru, jak młodzież. Nauczycielka, która dostała kubek z napisem "łzy uczniów", śmiertelnie się obraziła. Joanna - jako wychowawczyni - musiała stać się rozjemcą.
- Inna klasa chciała być śmieszna i kupiła niezbyt lubianej nauczycielce herbatę z pokrzywy. Byłoby może nawet zabawne, gdyby nie to, że to była najtańsza herbata z apteki. Nawet jej nie zapakowali. Został niesmak - mówi Joanna.
Wspomina też młodą nauczycielkę, która od klasy, w której większość stanowili chłopcy, dostała bieliznę.
- Zaznaczyli, żeby otworzyła prezent w domu. Na szczęście to była klasa, która już naukę kończyła, więc nikt nie robił dramy. Koleżanka musiała ich jeszcze zobaczyć podczas matur i to było dość trudne - wspomina nauczycielka z warszawskiego liceum, która dodaje, że na wszelki wypadek rok później do zagadnień poruszanych na godzinie wychowawczej dodała temat: "co wypada, a czego nie wypada w relacji nauczyciel-uczeń". Poruszany jest też temat prezentów.
Nasze rozmówczynie twierdzą, że alkohol - choć według przepisów nie może być wnoszony na teren szkoły - jest najczęstszym prezentem dawanym mężczyznom, ale niemal nigdy kobietom. Wódka, whiskey, burbon to norma. Sama tylko raz dostała likier w koszu pełnym prezentów. Uważa, że przez pomyłkę.
- Raz na zakończenie roku przed maturą od mojej klasy wychowawczej dostałam małe czekoladki. A to była klasa, w której dużo się działo. Poświęcałam im dużo wolnego czasu. Nie o to chodzi, że spodziewałam się drogiego prezentu, ale jeśli już chcesz coś komuś dać, to niech to będzie przemyślane. Wolałabym już chyba nic nie dostać. Długo potem myślałam, co zrobiłam nie tak - dodaje.
*imiona bohaterek zostały zmienione
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl