Trwa ładowanie...

Myślała, że to zwykła infekcja. W szpitalu przeżyła koszmar

 Katarzyna Prus
Katarzyna Prus 08.11.2022 22:49
Christine Burlison z córką
Christine Burlison z córką (Facebook)

Myślały, że ich dzieci złapały niegroźną infekcję. Skończyło się w szpitalu, gdzie maluchy z trudem walczyły o każdy oddech. "To śmiertelny wirus, o którym nigdy nie słyszałam" - przyznaje Lorna Smith z Southampton i ostrzega przed RSV, który zaatakował jej synka. Jakich objawów nie wolno lekceważyć?

Lorna Smith z synem w szpitalu
Lorna Smith z synem w szpitalu (facebook)

1. Śmiertelnie groźny wirus

RSV to wirus, który atakuje przeważnie dzieci do 5. roku życia (ale chorować mogą także dorośli), a zakażenie daje objawy grypopodobne. Choć takie infekcje są bardzo częste, szczególnie w sezonie jesienno-zimowym, nadal wielu rodziców nie ma świadomości, z jakim zagrożeniem się wiążą i jakie są ich objawy. Tymczasem wirus jest główną przyczyną śmierci niemowląt i zagraża szczególnie wcześniakom.

- To wirus oddechowy, który rozpoczyna się objawami podobnymi do przeziębienia, a następnie schodzi często do dolnych dróg oddechowych i daje uczucie duszności podobne do astmy - tłumaczył w rozmowie z WP abcZdrowie pediatra dr n.med. Wojciech Feleszko. - Część dzieci, która jest zarażona tym wirusem, musi trafić do szpitala i otrzymać tlen - zaznaczył lekarz.

35-letnia Lorna Smith nigdy nie słyszała o RSV, zanim wirus nie zaatakował jej syna Caolana. Chłopczyk, który miał wówczas osiem miesięcy trafił do szpitala. "Widok małego dziecka podłączonego do wielu urządzeń, walczącego o oddychanie, jest jedną z najbardziej traumatycznych rzeczy, jakich może doświadczyć matka" – wyznała Brytyjka w rozmowie z "The Sun".

2. To nie jest "zwykłe przeziębienie"

"Nigdy wcześniej nie słyszałam o RSV, więc nie sądziłam, że może to być coś poważnego. Dzieci cały czas łapią wirusy i nie chciałam marnować czasu naszego lekarza" - tłumaczyła 35-latka.

Niestety w ciągu zaledwie kilku dni stan chłopca znacznie się pogorszył. Miał wysoką temperaturę, ciężko oddychał i nie chciał jeść. Karetka zabrała go do szpitala. Okazało się, że chłopczyk jest poważnie odwodniony i znacznie spadł mu poziom tlenu. Następnego dnia, gdy parametry się ustabilizowały, został wypisany do domu. W ciągu kilku godzin trafił tam jednak z powrotem, bo objawy znowu się nasiliły. Dopiero wtedy lekarze zdiagnozowali RSV i ponownie podali mu tlen. Wtedy jego stan faktycznie zaczął się poprawiać.

Lorna Smith twierdzi, że brakuje odpowiedniej edukacji dla rodziców na temat RSV, a taka wiedza jest niezbędna, żeby wiedzieć, jak chronić swoje dziecko i kiedy zgłosić się do lekarza. 35-latka uważa, że powinny ją przekazywać szkoły rodzenia i walczy o to w ramach kampanii "Razem przeciwko RSV".

Dramatyczne chwile przeżyła też inna mama z Southampton. Christine Burlison nie miała pojęcia, jak groźny może być RSV, do czasu aż zachorowała jej córeczka. Kiedy doszło do zakażenia, dziewczynka miała zaledwie 12 dni.

"Wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy zaczęła z trudem oddychać" - powiedziała 36-latka w rozmowie z "The Sun". Przyznała, że początkowo sądziła, że to przeziębienie, bo córka miała katar i kichała. W ciągu kilku godzin stan małej Arii pogorszył się jednak na tyle, że rodzice musieli wezwać karetkę. W szpitalu dziewczynka od razu dostała tlen.

3. "Koszmar rodziców"

"Najgorszym koszmarem każdego rodzica jest to, że dziecko nie może oddychać i właśnie z tym mieliśmy do czynienia" - przyznała Christine. Aria została wypisana ze szpitala po tygodniu, ale potrzebowała kilku tygodni, żeby w pełni wyzdrowieć.

Nie wszystkie dzieci mają tyle szczęścia. RSV może prowadzić do zapalenia płuc, zapalenia oskrzeli oraz astmy. Tymczasem sezon jesienno-zimowych infekcji już się zaczął, a lekarze obawiają się nawet, że wzrost infekcji RSV nałoży się na wzrost zachorowań na grypę i COVID-19 prowadząc do potrójnej epidemii.

W Wielkiej Brytanii już obserwuje się wzrost przypadków zakażenia RSV. Według Health Service Journal ten wzrost jest na poziomie 8,3 proc..

Przełomem byłaby szczepionka, nad którą pracuje m.in. firma Pfizer. W ubiegłym tygodniu koncern ogłosił, że w blisko 82 proc. chroni ona przed ciężkim przebiegiem choroby i hospitalizacją niemowląt.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze