Musiał chodzić po klasie i krzyczeć. "Nauczycielka widziała, że płaczę"
W wieku szkołach wciąż stosuje się tzw. system punktowy. Ocena z zachowania ucznia zależy nierzadko od tego, czy przyniósł do placówki makulaturę, czy ma kolczyki lub czy nie zapomniał stroju galowego na szkolną uroczystość. Czasem to ostatnie grozi większymi sankcjami niż przemoc wobec innych uczniów lub pracowników placówki.
1. Ocena z zachowania
Magdalena Wieczorek, przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Miasta Katowice, Wojciech Ćwikowski, student Uniwersytetu Jagiellońskiego i Aleksander Piwowarski z Uniwersytetu Śląskiego przeanalizowali treści statutów katowickich szkół. Na zorganizowanej przez siebie konferencji zwrócili uwagę na wady tzw. systemu punktowego dla ocen z zachowania, które stosuje 68 proc. katowickich szkół.
Uczniowie za niewłaściwe zachowanie otrzymują punkty ujemne, a za pożądane dodatnie. Niestety, kryteria oceniania nie zawsze są właściwe, a często wręcz niesprawiedliwe.
- W niektórych szkołach mniej punktów stracimy, uderzając kolegę, niż zapominając o włożeniu tzw. stroju galowego - mówił Ćwikowski cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Faktycznie, w jednej ze szkół za przemoc wobec innych uczeń może otrzymać 10 punktów ujemnych, a za brak stroju galowego aż 30.
Zdarza się też, że punkty ujemne można dostać za nawet najmniejsze przewinienie, np. niepozostawienie okrycia wierzchniego w szatni lub "niewłaściwy" strój.
2. System jest niedostosowany do różnych potrzeb uczniów
Co gorsza, statuty szkolne nie są zwykle dostosowane do uczniów ze stwierdzonymi zaburzeniami i trudnościami w nauce.
- Dla takich uczniów ustawowo przewidziano konieczność zapewnienia im zindywidualizowanego, dostosowanego sposobu oceniania. W statutach często funkcjonuje to jednak jedynie fikcyjnie, a osoby np. w spektrum autyzmu lub z ADHD oceniane są tak samo jak inni uczniowie, ich trudności nie są w ogóle brane pod uwagę - mówił Piwowarski.
W tę myśl wpisuje się jeden z filmików Piotra Białasiewicza, znanego podcastera i influencera, w którym opisał on swoje doświadczenia jako introwertyka. W czasach szkolnych zgłosił się do odpowiedzi, ale przez to, że mówił cicho, nauczycielka kazała mu mówi głośniej, aż w końcu zmusiła go do chodzenia po klasie i krzyczenia. Nie przeszkadzało jej wówczas to, że chłopiec się rozpłakał.
- Kazała mi mówić coraz głośniej, mimo że widziała, że płaczę. Łatwo jest w taki sposób przez nauczyciela dyskryminować introwertyka, bo osoby ciche się wycofają i nie mają takich umiejętności, żeby się postawić. To oczywiście działa na ich niekorzyść - mówi na wideo. Dodaje, że introwertycy mają mniejsze szanse na zdobycie punktów za działania w grupach czy występy publiczne.
@pbialasiewicz Posłuchaj pocastu „banał” na spotify
♬ dźwięk oryginalny - pbialasiewicz
3. To nie wspiera dziecka
O rezygnacji z punktowego systemu oceniania mówi też Bogumiła Cichacz, dyrektorka łódzkiej podstawówki.
- Jeśli chcemy rzeczywiście wspierać dziecko, powinniśmy podążać za jego zachowaniami i rozpatrywać je w kontekście jego możliwości i chęci. Złe jest wsadzanie je między widełki i karcenie, jeśli się w nich z jakichś powodów nie mieści. Punktowy system oceniania niespecjalnie na to pozwala - mówi w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".
- Poza tym, jeżeli uczeń zrobił coś złego, to jakie jest zadanie szkoły? Skarcić, czy wzbudzić refleksję? Przecież rodzice powinni wspierać szkołę w nauczaniu dzieci, a szkoła rodziców w ich wychowaniu. Powinniśmy zatem wzbudzać refleksję, która może poprawić zachowanie dziecka w przyszłości. A my uczymy... liczenia. Ci, którzy rzeczywiście źle się zachowują, schodzą poniżej progu, w którym mają zachowanie naganne i mają w nosie, bo czują, że większa kara ich nie spotka. Ci cwańsi, którzy chcą mieć "wzorowe" na świadectwie, kalkulują pod koniec roku, jak nabić sobie licznik punktów - przynieść książkę, zapisać się na zawody, może powiedzieć jakiś wiersz na akademii - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl