Trwa ładowanie...

Miała szarpać i popychać chore dzieci. Onkolożka stanęła przed sądem

Avatar placeholder
13.12.2023 15:23
Szarpała i popychała śmiertelnie chore dzieci. Onkolożka stanęła przed sądem
Szarpała i popychała śmiertelnie chore dzieci. Onkolożka stanęła przed sądem (East News)

Miała krzyczeć, popychać i szarpać chore dzieci, a do tego wyśmiewać i obrażać ich rodziców - tak w skrócie można opisać relację świadków z działań onkolożki Aleksandry R. ze szpitala klinicznego im. Jonschera w Poznaniu. Prokuratura oskarża ją o naruszenie nietykalności cielesnej.

spis treści

1. Strach na oddziale

Według personelu szpitala lekarki bały się zarówno dzieci, jak i ich rodzice oraz lekarze stażyści.

- Prokuratura oskarża onkolożkę Aleksandrę R. o przestępstwo z art. 217 par 1 k.k., czyli naruszenie nietykalności cielesnej pokrzywdzonego - potwierdził "Gazecie Wyborczej", która opisała historię lekarki, Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Zobacz film: "Narzekał na ból nóg. Diagnozą był rak"

Jedna z matek chorych dzieci, które leczyła onkolożka, napisała skargę do konsultanta wojewódzkiego ds. hematologii i onkologii dziecięcej prof. Jacka Wachowiaka. Z opisanej w niej historii wynika, że w 2021 roku Aleksandra R. podczas rutynowych badań miała popychać i szarpać bardzo ciężko chorego dwuletniego chłopca z ostrą białaczką limfoblastyczną.

"Różne złe rzeczy dzieją się na III oddziale, dużo by opowiadać. Każdy boi się mówić ze względu na dobro dziecka. Mamy już tu tyle stresów, nerwów, nie potrzebuję kolejnych. Nie mogę jednak dłużej milczeć. Dziś podczas badania mój synek (2 lata i 3 miesiące) dotknął panią doktor R. paluszkiem, a wtedy pani doktor chwyciła go za rękę i - cytuję - powiedziała: 'Gdzie mi z tym paluchem! Najpierw dłubiesz w nosie, a teraz chcesz mnie dotykać, nienormalny jesteś?'" - opisuje matka.

Kobieta pisze, że chłopczyk, w dziecięcym odruchu, lekko klepnął lekarkę w rękę. W odpowiedzi ta mocno go chwyciła.

"Potrząsnęła nim i mówiła donośnym głosem: 'Co ty sobie myślisz, że będziesz mnie tu bił?'. Byłam w szoku, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po wyjściu lekarki z pokoju rozpłakałam się" - dodaje matka.

W końcu ojciec innego dwulatka złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez onkolożkę. Jak twierdzi, bulwersujące zachowanie kobiety odbywało się za cichym przyzwoleniem przełożonych.

"Gazeta Wyborcza" dotarła do wypowiedzi rodziców pokrzywdzonych przez lekarkę dzieci:

"Najdrobniejsze badanie wykonane przez doktor R. było piekłem okupionym nerwami, strachem i płaczem dzieci. Szarpanie dziećmi, podniesiony ton, krzyki, wydawanie bezosobowych komend dwulatkom, trzylatkom w stylu - 'stój', 'siadaj', 'odwróć się' - było na porządku dziennym. Nie było w tym ani grama cierpliwości, ani grama empatii. A przecież chodziło o malutkie dzieci, przestraszone, wycieńczone terapiami, często umierające".

"Była wyjątkowo niemiła, wprowadziła bardzo nieprzyjazną atmosferę i dzieci jej nie lubiły do tego stopnia, że nie chciały się dać jej zbadać".

"Zmieniała leczenie, nie informując nas, kwestionowała decyzje innych, bardziej doświadczonych lekarzy, mimo wyraźnych, pisemnych wskazań. Kiedy poprosiłam o konsylium on-line z udziałem onkologów z innych ośrodków, bo mieliśmy z mężem poważne wątpliwości co do słuszności prowadzonej terapii, wyśmiała mnie: 'Ojoj, jakie żądania. I to od kogo? Ma pani jakieś wykształcenie? Zrobiła pani choć maturę?'. Rzecznik Praw Pacjenta przyznał nam rację, że możemy ubiegać się o takie konsultacje".

"Potrafiła się obrazić za 'niewłaściwie zadawane pytania' i traktować nas jak powietrze przez tydzień, dwa. Nie konsultowała z nami ważnych decyzji dotyczących np. chemioterapii, opóźniała podanie leku ostatniej szansy, choć lek sprowadzono z zagranicy. O tym, że moje dziecko trafiło do hospicjum, oddział III nie poinformował mnie osobiście. Dowiedziałam się o tym w rejestracji, kiedy stałam w kolejce z innymi matkami, żeby zapisać dziecko na badania. - 'To pani nic nie wie... - dziwiła się rejestratorka'".

2. Rozprawa

Aleksandra R. odeszła z pracy i nie pracuje już na oddziale III. Poznańska prokuratura wszczęła w jej sprawie śledztwo, ale 28 kwietnia skierowała do Sądu Rejonowego Poznań-Grunwald wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. Sąd dał oskarżonej szansę "na rehabilitację".

- Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury. I skierował sprawę na rozprawę - mówi Katarzyna Błaszczak z biura rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Poznaniu.

Jedna rozprawa odbyła się pod koniec października, druga jest zaplanowana na grudzień.

Wcześniej sprawa naruszenia nietykalności przez onkolożkę toczyła się przed sądem lekarskim.

- W toku postępowania zgromadzono obszerny materiał dowodowy w postaci skargi i zeznań złożonych przez matkę pacjenta, zeznań lekarki, dokumentacji medycznej i opinii biegłego. Analiza całości materiału dowodowego nie pozwoliła w sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości przyjąć, iż postępowanie lekarki wyczerpało znamiona przewinienia zawodowego - mówi Przemysław Ciupka, rzecznik prasowy Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze