Trwa ładowanie...

Mama Pauliny Stańczak-Wypych przyjęła uchodźców do swojego domu. "To ludzie tacy jak my, brutalnie wyrwani ze swojego świata"

 Anna Klimczyk
18.03.2022 11:05
Mama Pauliny Stańczak - Wypych przyjęła uchodźców do swojego domu. "To ludzie tacy jak my, brutalnie wyrwani ze swojego świata"
Mama Pauliny Stańczak - Wypych przyjęła uchodźców do swojego domu. "To ludzie tacy jak my, brutalnie wyrwani ze swojego świata" (Instagram, adw_paulinapoks)

Po ataku Rosji na Ukrainę granicę polsko-ukraińską przekroczyło prawie 1,6 miliona uchodźców. Uciekają przed ostrzałem i bombami, są przerażeni i zagubieni, a po przekroczeniu granicy często nie wiedzą, co dalej robić. Polacy aktywnie włączyli się w pomoc, wielu zdecydowało się przyjąć naszych wschodnich sąsiadów do swojego domu. Natasha, Dima i Anastasia to rodzeństwo, które znalazło schronienie u Pauliny Stańczak-Wypych i jej mamy. - Trudno patrzy się na strach w oczach tych dzieci - opowiada prawniczka w rozmowie z WP Parenting.

spis treści

1. "To ludzie tacy jak my, brutalnie wyrwani ze swojego świata"

Pani Paulina była porażona, gdy dowiedziała się o rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Od początku obserwowała eskalację konfliktu i zastanawiała się, jak może pomóc uciekającym z ogarniętego wojną państwa ludziom.

- Gdy tylko usłyszałyśmy, jak trudna jest sytuacja na granicy i jak wielu uchodźców potrzebuje noclegu, nie zastanawiałyśmy się ani chwili, wiedziałyśmy, że chcemy pomóc. Moja mama mieszka w Otwocku. Dom mieści się w spokojnej okolicy, ma dwie oddzielne sypialnie. Miałyśmy więc warunki na to, aby taką rodzinę przyjąć - relacjonuje kobieta.

Zobacz film: "Matka ocaliła życie dziecka dzięki informacjom z sieci"

Koleżanka z pracy pani Pauliny poinformowała ją, że zna osoby, które uciekły przed wojną toczącą się w Ukrainie.

- W budynku, gdzie znajduje się moja kancelaria, lokal wynajmuje dziewczyna, która pochodzi z okolic Kijowa. Ona też jest bardzo zaangażowana w pomoc naszym wschodnim sąsiadom. I to właśnie dzięki niej te trzy osoby do nas trafiły. Od kilku dni moja mama gości u siebie 25-letnią Natashę, 17-letniego Dimę i 16-letnią Anastasię - mówi.

Prawniczka twierdzi, że ani ona, ani jej mama nie miały żadnych obaw przed przyjęciem rodzeństwa do swojego domu. Decyzję podjęły błyskawicznie.

- My do życia podchodzimy tak, że jeśli się nie zakłada obaw, to one nie przyjdą. Musimy sobie uświadomić, że to są ludzie, tacy jak my, brutalnie wyrwani ze swojego świata. Natasha jest młodą wyedukowaną, podróżującą po całym świecie dziewczyną, Dima zaczął pierwszy rok studiów, a Anastasia powinna uczęszczać do ostatniej klasy liceum. I pewnego dnia oni musieli spakować się w jedną walizkę i uciekać. To mnie najbardziej uderza - opowiada kobieta.

Mama Pauliny Stańczak-Wypych przyjęła uchodźców do swojego domu
Mama Pauliny Stańczak-Wypych przyjęła uchodźców do swojego domu (arch. prywatne)

2. "Chcemy stworzyć im namiastkę domu"

Czasami martwimy się, że przyjmując uchodźców do swojego domu, będziemy musieli zmienić cały swój plan dnia, swoje zwyczaje i przestaniemy czuć się komfortowo. Oczywiście taka sytuacja zmusza nas do wprowadzenia pewnych kompromisów, ale jak zauważa pani Paulina, radość z niesionej pomocy jest tak ogromna, że przesłania wszelkie niedogodności.

- Moja mama do całej sytuacji podchodzi z bardzo pozytywnym nastawieniem. Oczywiście wymaga to od niej odrobiny więcej pracy, np. musi przygotować dodatkowe jedzenie, zaproponować upranie rzeczy, ale nie uważa tego za wielkie poświęcenie. Wczoraj z nią rozmawiałam i powiedziała, że w domu panuje teraz zupełnie inna atmosfera. Zrobiło się bardzo wesoło, gwarnie, nie jest pusto - tłumaczy kobieta.

Pani Paulina mówi, że nawet bariera językowa nie stanowi dużego problemu.

- Porozumiewamy się po angielsku. Szczególnie Natasha bardzo pięknie i płynnie mówi w tym języku. Także z nią ja i mój mąż bez problemu się dogadujemy. Natomiast moja mama mówi takim bardzo średnio-komunikatywnym angielskim, więc oni sobie miksują to wszystko. Mówią po rosyjsku, ukraińsku, angielsku, ale też wspomagają się translatorem - tłumaczy prawniczka.

3. Ten strach cały czas w nich tkwi

Prawniczka zaznacza, że dzieci, mimo że są już bezpieczne, nadal żyją w permanentnym stresie. Widzi, że jej goście bardzo przeżywają, to co się dzieje za naszą wschodnią granicą.

- Trudno patrzy się na strach w oczach tych dzieci. Były takie dwie sytuacje, które szczególnie mnie dotknęły. Pierwszego dnia zorganizowaliśmy kolację. Siedzieliśmy wszyscy razem przy stole, jak jedna wielka rodzina i nagle usłyszeliśmy dźwięk przelatującego helikoptera. Dla osób mieszkających w Warszawie to coś zupełnie normalnego, często nawet nie zwracamy na to uwagi, ale oni zamarli. Momentalnie zrobili się bladzi, spięci, zaczęły się pytania: "co to?", "dlaczego ten helikopter tu leci?", "czy jesteśmy bezpieczni?". Ten dźwięk wywołał u nich tak wielkie emocje - wspomina kobieta.

- Kilka dni później byliśmy na wspólnym spacerze. Nagle usłyszeliśmy wycie syreny. I znowu ta sama reakcja - bladość, spięcie, pytania: "czy coś się dzieje?", "czy wszystko jest dobrze?". Więc te emocje i strach cały czas w nich tkwią - dodaje.

Zresztą sama rozmowa o tym, co się dzieje w Ukrainie, jest bardzo trudna. Pani Paulina stara się nie zadawać wielu pytań, natomiast ma nadzieję, że zapewniła dzieciom przestrzeń do bezpiecznej rozmowy i gdy tylko będą gotowe, opowiedzą jej o tym, co przeżyły.

- My z mamą przyjęłyśmy taką taktykę, że nie za bardzo chcemy od nich wyciągać informacje. Oni funkcjonują u nas w bardzo otwartej atmosferze i myślę, że wiedzą, że mogą podzielić się z nami wszystkim. Gdy zaczynają mówić o inwazji Rosji na Ukrainę, to przede wszystkim widać w nich ogromną wiarę w zwycięstwo. Dla nich to jest tylko sytuacja przejściowa. Nie chcą tu zostawać, chcą wrócić do swojego kraju, gdy tylko to będzie możliwe - mówi kobieta.

Kobiety chcą stworzyć dla dzieci namiastkę domu. Angażują je w codzienne czynności, organizują wolny czas. Robią wszystko, aby choć trochę odciągnąć ich myśli, od tego, co się dzieje w Ukrainie.

- Natasha pracuje zdalnie, więc codziennie jest zajęta. Mimo tego, że dla tych młodszych dzieci staram się wyszukiwać jakieś aktywności, to one ciągle pytają mnie o możliwość zaangażowania się w wolontariat, bardzo chcą pomagać. My też staramy się robić wspólnie codzienne rzeczy. Chodzimy na spacery, pokazujemy im okolicę. Natomiast to wszystko jest okraszone tym, że oni są cały czas bardzo zestresowani. Ciągle sprawdzają wiadomości, chcą być na bieżąco, z tym, co się dzieje. Żyją w permanentnym strachu, przecież ich rodzina została w Ukrainie. Mąż Natashy walczy o wolność swojego kraju, a mama rodzeństwa jest urzędnikiem państwowym, nie mogła wyjechać - mówi poruszona kobieta.

"Chcemy stworzyć im namiastkę domu"
"Chcemy stworzyć im namiastkę domu" (arch. prywatne)

4. Pomoc prawna dla ukraińskich uchodźców

Kancelaria pani Pauliny zorganizowała bezpłatną pomoc prawną dla osób, które w wyniku wojny musiały opuścić Ukrainę.

- Zorganizowaliśmy taki jeden dzień otwarty, w którym obywatele Ukrainy mogli się do nas zgłaszać. Natomiast odzew był raczej niewielki. Także nie wiem, czy jest już zapotrzebowanie na taką kancelaryjną pomoc prawną. Wydaje mi się, że najpierw trzeba zaspokoić podstawowe potrzeby tych ludzi. Ponadto razem z pochodzącą z Ukrainy koleżanką, o której już wspominałam, stworzyłyśmy wzór umowy najmu dla osób, które udostępniają swoje mieszkania dla ukraińskich rodzin. Do każdego akapitu dołączyłyśmy ukraińskie tłumaczenie. I tutaj zapotrzebowanie jest ogromne. Codziennie zgłasza się do mnie kilkadziesiąt osób, do których potem wysyłam taką umowę - wyjaśnia.

5. Niesamowity zryw Polaków!

Na wieść o napaści zbrojnej Rosji na Ukrainę i milionach ludzi, którzy znaleźli się w tragicznej sytuacji, w Polakach obudziła się chęć niesienia pomocy. Prawniczka cały czas zastanawia się, co może zrobić, aby jej pomoc była jeszcze bardziej efektywna.

- Myślę, że powinniśmy skupić się na jednej rzeczy, jednej rodzinie. Nie jesteśmy w stanie uratować całego świata. Skupienie naszej uwagi na konkretnym problemie moim zdaniem jest kluczowe. Te osoby przeżywają prawdopodobnie teraz najgorszy czas w swoim życiu. To niezwykłe, że my nawet niewielkimi działaniami możemy choć trochę poprawić komfort ich życia i zapewnić im bezpieczeństwo - podsumowuje Paulina Stańczak-Wypych.

  • imiona bohaterów zostały zmienione.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze