Mama do wynajęcia
Każdy potrzebuje matki. Czasem tylko nie tej, która nas urodziła. Z takiego założenia wychodzi Nina Keneally, pierwsza na świecie matka do wynajęcia, która za opłatą oferuje szereg matczynych usług. Niecodzienny pomysł na biznes okazał się strzałem w dziesiątkę. Firma cieszy się coraz większym zainteresowaniem.
Nie pyta o życiowe wybory, nie ocenia fryzury, garderoby, przyjaciół i diety. Nie porównuje do rodzeństwa, nie oczekuje prezentów, nie zmusza do niekończących się telefonicznych rozmów o niczym i do wspólnego selfie.
63-letnia Nina Keneally z Brooklynu doświadczenie rodzicielskie zdobywała, wychowując dwóch, dziś dorosłych już synów. Swoje umiejętności postanowiła wykorzystać w nietypowy sposób. Założyła firmę NeedAMom i swoje usługi proponuje wszystkim, którzy spragnieni są matczynego ciepła lub najzwyczajniej potrzebują towarzystwa i rozmowy.
Jak sama twierdzi, jest osobą, która wysłucha przy kubku kawy, czekolady lub lampki wina, pomoże stworzyć CV, wypełnić dokumenty i uprasuje koszulę na rozmowę kwalifikacyjną. Proponuje wspólne oglądanie filmów i pieczenie pysznego ciasta. Jest nawet gotowa kupić prezent prawdziwej mamie, kiedy będą zbliżać się święta albo jej urodziny. A wszystko za 40 dolarów za godzinę.
– Nie oczekuj, że będę czyścić toaletę i robić pranie. Nie jestem twoją służącą! – zastrzega w ogłoszeniu. – NeedAMom to ramię, na którym możesz się wypłakać, a nie serwis sprzątający – podkreśla. Dodaje także, że co prawda nie jest psychologiem, ale proponuje matczyne porady i wsparcie, a w razie problemów pomoże skontaktować się ze specjalistą.
Nina jest prawdziwym człowiekiem-instytucją. Zdobyła prestiżową nagrodę Tony dla twórców teatralnych, pracowała jako asystentka menadżerów, reżyserów, producentów i agentów prasowych. Była terapeutką uzależnień i hostessą w restauracji. Robiąc to wszystko, wychowała własne dzieci – nie przegapiła żadnego meczu, odwoziła pociechy na lekcje karate, pomagała odrabiać lekcje, urządzała przyjęcia urodzinowe, szyła stroje na Halloween, opiekowała się synami w chorobie.
Świetnie gotuje, kocha muzykę, literaturę i sztukę. Żyje zgodnie z dewizą „Życie jest piekłem i najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest troska o innych”.
Częsty kontakt z młodzieżą – czy to przyjaciółmi synów, czy wolontariuszami teatralnymi – pozwolił jej zauważyć, jak bardzo młodzi ludzie potrzebują pomocy i porady kogoś, kto nie jest obciążony ich rodzinnym bagażem emocjonalnym. Kogoś, kto na ich problemy spojrzy z dystansu i będzie mógł choć na chwilę wcielić się w życiowego mentora.
Ci młodzi ludzie najczęściej kochają swoich rodziców, ale nie potrafią znieść faktu, że są przez nich ciągle osądzani. Niektórzy z kolei czują się przytłoczeni życiem w wielkim mieście – z dala od rodziny. – Nowy Jork jest pełen ludzi, ale wydaje się, że wszyscy są strasznie zajęci. Na pozór szczęśliwi, nie mają czasu na zwykłą rozmowę.
Swoją działalność Nina rozpoczęła niedawno, jednak już zdążyła wyciągnąć pewne wnioski. Osoby, które się do niej zgłaszają, najczęściej potrzebują porady dotyczącej relacji z innymi. Zdarza się także, że chcą, aby po prostu poszła z nimi do lekarza.