Jej najmłodsi pacjenci czasami nie mają nawet doby życia. O ratowaniu maleńkich istot opowiada chirurg Agata Mikołajczyk
O pacjentach, którym uratowała życie i zdrowie mówi, że są to ”trochę jej dzieci”. Przeprowadza operacje od 17 lat. Najdłuższa trwała aż 18 godzin. //O niezwykłej pracy i życiu opowiada Agata Mikołajczyk - chirurg z Kliniki Chirurgii Dziecięcej i Transplantacji Narządów Centrum Zdrowia Dziecka.
1. "Największa radość, to patrzeć jak dziecko, które miało nie żyć, ładnie się rozwija..."
Pokonała zaspy Antarktydy, tropem kangurów biegała po Australii, ma na swoim koncie 24 maratony na wszystkich kontynentach. Niezwykła chirurg z CZD w rozmowie z WP Parenting opowiada, jak to jest żyć ze świadomością, że uratowało się komuś życie.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP Parenting: Ile przeprowadziła pani operacji? Czy pani to w ogóle liczy?
Agata Mikołajczyk, chirurg z Kliniki Chirurgii Dziecięcej i Transplantacji Narządów IP CZD: Już nie liczę. W chwili, kiedy operuję, skupiam się bez reszty na tym, co mam zrobić. Po kilkunastu latach operowanie jest nadal dla mnie niezmiernie ciekawe i fascynujące. Jeśli praca sprawia przyjemność, to przestaje być pracą. To jest moja pasja.
Pamięta pani swoją pierwszą operację?
Tak, to było jeszcze w Klinice Urologii IP CZD. Zaczynałam od prostych zabiegów, typu operacje stulejki czy wnętrostwa.
Ale to co najbardziej zapada mi w pamięci, to operacje u najmłodszych dzieci. Teraz pracuję w zespole noworodkowym. Najmłodsi pacjenci mają czasami zaledwie dobę lub dwie. Ja się bardzo związuje z tymi moimi małymi pacjentami.
Pamiętam m.in. Juliana, u którego wykonywałam po raz pierwszy operację zarośniętego przełyku. Później był długo pod moja opieką, wymagał kolejnych zabiegów rozszerzania przełyku. Teraz może jeść normalnie.
Dostał ode mnie w prezencie ogromnego Misia Puchatka. A ja dostałam zdjęcie zwrotne z tym misiem. Teraz chłopiec ma 10 lat i rozwija się dobrze. To wielkie szczęście.
Wielu pacjentów zawdzięcza pani życie?
Nie myślę tak o tym, ale pewnie po części mam w tym jakiś udział. Jeśli obserwujemy te dzieci przez parę lat, to się do siebie przywiązujemy. Ja nie posiadam własnych dzieci, ale mogę śmiało powiedzieć, że mam mnóstwo dzieci, które są w pewnym sensie moje, bo były przeze mnie operowane.
Często mówię moim kolegom nawet, że to są po prostu moje dzieci, bo trochę im pomogłam.
Ile lat miał pani najmłodszy pacjent?
Bardzo często trafiają do nas noworodki od razu po urodzeniu. My wtedy nie skupiamy się na tym, w jakim wieku jest to dziecko, że jest takie małe. Skupiamy się na tym, co trzeba zrobić. Działamy zadaniowo.
Np. mieliśmy przypadek operacji dziecka urodzonego w 24 tygodniu. Takie noworodki ważą 400, 600 gramów. Te operacje są szalenie trudne, bo te dzieci nie są przystosowane do życia na świecie, trudno im pomóc.
Czy z czasem, z doświadczeniem stres jest mniejszy?
Pracuję w chirurgii od 17 lat. Niezwykle ważne w tej pracy jest doświadczenie. A stres jest nieodłącznym elementem naszego życia. Taki zawód.
Często zdarzają się sytuacje, gdy trzeba działać szybko, podejmować decyzje natychmiast. Chirurgami zostają takie osoby, którym jest potrzebna adrenalina w życiu. To muszą być ludzie, którzy mają specyficzne cechy, m.in. lubią ryzyko, potrafią sobie radzić w sytuacji stresowej. W wielu wypadkach od szybkości ich reakcji zależy czyjeś zdrowie lub życie.
Odporność psychiczna, pewna ręka – jakie cechy musi mieć dobry chirurg?
Zręczność jest bardzo potrzebna, dobrze sprawdzają się osoby, które lubią majsterkować, bo to też się przydaje. Głowa jest bardzo ważna. Trzeba mieć dużą wyobraźnię, pomysłowość, niestandardowe podejście do tematu.
Myślę, że ważna jest też empatia. Nie możemy patrzeć na pacjenta, jak na przedmiot, który trzeba naprawić. Do dziecka trzeba podejść z czułością, trzeba traktować jego ciało bardzo delikatnie, trzeba mieć uczucia, no i oczywiście cierpliwość do rodziców.
Pamięta pani najcięższy przypadek?
Dużo mamy takich pacjentów. Ale pamiętam szczególnie maleńką dziewczynkę. To była mała Wietnamka urodzona w 24 tygodniu ciąży, ważyła ok. 600 g. Miała martwiejące zapalenie jelit. W takich sytuacjach często dochodzi do zakażenia organizmu i szanse na przeżycie są bardzo małe.
Operacja u tej małej istotki była w pierwszej dobie życia. Polegała jedynie na rewizji jamy brzusznej i założeniu drenu do brzuszka – nic więcej wtedy nie mogliśmy zrobić. Dziewczynka długo była w ciężkim stanie. Po miesiącu troszkę urosła i ustabilizowała się na tyle, że można było podjąć kolejną próbę leczenia operacyjnego, miała wtedy wyłonioną stomię. A po kilku miesiącach można było odtworzyć ciągłość przewodu pokarmowego.
Potem przychodziła do nas wielokrotnie do poradni chirurgicznej. To była taka radość patrzeć na nią, mając świadomość, że to dziecko, które miało nie żyć, tak ładnie się rozwija.
Myślę, że to jest największa satysfakcja, że potrafimy pomóc w takich najcięższych sytuacjach.
Jak długo trwają takie operacje?
Czas jest różny. Najprostsze pół godziny do godziny, najdłuższa, w której brałam udział, trwała 18 godzin. To była operacja z powodu niedrożności przewodu pokarmowego.
A kiedy coś idzie na tak? Kiedy pojawiają się komplikacje, rozmawia pani z rodzicami dziecka?
Kiedy kończy się operacja, mówimy rodzicom, co było zrobione, w jakiej formie dziecko przetrwało operacje. Powikłania są wpisane w nasz zawód.
Jeśli stało się coś nieoczekiwanego, to musimy starać się to naprawić. Musimy być szczerzy z rodzicami, oni inaczej na nas wtedy patrzą, widzą że chirurg jest odpowiedzialny, że nie zostawia ich z problemem samych.
Pamiętam takie przypadki, które skończyły się śmiercią. Mamy wsparcie psychologów, ale trzeba przekazać tę informację rodzicom. Trzeba to powiedzieć na spokojnie. To jest wpisane w nasz zawód. Ale na takie sytuacje nikt nie jest gotowy.
Na szczęście niewiele miałam takich przypadków - trzy, cztery.
Jak sobie pani radzi z emocjami po pracy?
Mam wpływ na to, że komuś można pomóc na tyle, że będzie normalnie funkcjonował w życiu. Nie wyobrażam sobie, żebym miała inną pracę.
A po pracy, po trudnej operacji czy ciężkim dyżurze, najlepiej jest się po prostu wyspać. Wielu z nas znajduje sobie jeszcze taką odskocznię, jakąś aktywność, która pozwala przewietrzyć głowę, zniwelować stres. W moim przypadku to jest bieganie.
Od czego się zaczęła przygoda z bieganiem?
W 2006 r. zaczęłam biegać pierwsze półmaratony, rok później był pierwszy maraton. Okazało się, że nie mogę bez tego żyć. Sport daje mi siłę fizyczną, pozwala, żeby ciało wytrzymywało ten stres i wielogodzinną pracę przy stole operacyjnym. Jeśli już zaczynam biec, mam w perspektywie dobiegnięcie do mety, to nigdy nie zdarzyło mi się zrezygnować w trakcie.
Nastawienie na cel. Tak samo jak w chirurgii, głowa i myślenie są bardzo ważne, człowiek musi być zdeterminowany.
Zdobyła pani Koronę Maratonów Świata – czyli projekt polegający na przebiegnięciu maratonu na każdym z 7 kontynentów. Do tej pory udało się to niespełna 30 biegaczom z Polski. Który maraton był najtrudniejszy?
Każdy maraton jest wyzwaniem. Warunki klimatyczne są dodatkowym utrudnieniem. Największą trudność sprawiły mi maratony w ciepłym klimacie: Wietnam, Jamajka - te biegi prawie przypłaciłam udarem cieplnym.
Antarktyda to był maraton, który najdłużej biegłam. Śnieg był sypki, do tego wiatr, musieliśmy kilkakrotnie zmieniać strój, bo nie można przy temperaturze -20 stopni biec w mokrym ubraniu. Biegłam 7 i pół godziny, ale go ukończyłam. Co ciekawe, wtedy był tam dzień.
Bieganie to pani miłość. Czy pacjentów też pani zaraża swoją pasją?
Tak, mocno promuję sport. Zachęcam dzieci do jakiejkolwiek aktywności. Wiadomo, że jest potrzebny czas na rekonwalescencję. Ale mówimy rodzicom, że im szybciej dziecko wróci do normalnej aktywności, tym lepiej. Chodzi o to, żeby przełamać passę wszechobecnej nadwagi i otyłości.
Za chwilę przed panią kolejny maraton?
Teraz przygotowuję się do maratonu w Chicago, 13 października. A moim marzeniem jest maraton na Biegunie Północnym, to jest kolejny etap. To by mi pozwoliło dołączyć do nielicznego grona biegaczy, którzy ukończyli maratony na 7 kontynentach oraz na Biegunie Północnym. Wśród Polaków jest tylko jedna kobieta, której się to udało. Zobaczymy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl