Dziecko zjadło kajzerkę za 33 grosze. Do sklepu przyjechała policja na sygnale
Takiego obrotu spraw nie wyreżyserowałby nawet Stanisław Bareja. W popularnej sieci sklepów ochrona wezwała policję, która przyjechała na sygnale jak do ciężkiego przestępstwa. Powodem całego zamieszania okazała się kajzerka, którą zjadło jedno z dzieci pani Justyny.
1. Nadgorliwa ochrona
Pani Justyna właśnie wyszła ze sklepu ze swoim dzieckiem i torbą z zakupami w dłoni. Nagle zaczepiła ją ochrona i zaczęła wypytywać o paragon i newralgiczną ilość bułek w siatce na zakupy. Ochroniarze, główkując w pocie czoła, po chwili wykazali nieprawidłowość. Okazał się nią brak jednej kajzerki. Całą sprawę opisała Gazeta Wyborcza.
Służba ochrony poinformowała kobietę, że musi się słuchać kierownika i zaprowadzili matkę z dziećmi do sklepu.
- A ja, głupia, poszłam! Kierownik stwierdził, że on musi słuchać przełożonych i musi wezwać policję za kradzież bułki - mówi pani Justyna.
Po ok. 10 minutach na miejsce przyjechała na sygnale policja. Sytuacja najbardziej traumatyczna była dla dzieci, które były zdezorientowane i przestraszone. Bały się, że ich mama pójdzie do więzienia i zostaną same w sklepie.
- Jestem pewna, że siedzą tacy dwaj przed monitoringiem i chcąc się wykazać skutecznością, celują w taki przypadek jak mój. Czyli kobieta z dziećmi, zaaferowana zakupami i dziećmi - komentuje sprawę młoda mama.
2. Czy zjedzenie bułki przed kasami to kradzież?
Chociaż sklep sieci Biedronka przeprosił panią Justynę, to postanowiła ona skorzystać z przysługującego jej prawa i zgłosić sprawę do Biura Obsługi Klienta. Jej dzieci jeszcze długo mogą pamiętać to nieprzyjemne przeżycie, a ona - upokorzenie, że została potraktowana jak złodziejka, z powodu jednej kajzerki zjedzonej przez dziecko.
- W tej sytuacji zabrakło zrozumienia okoliczności sprawy, co możemy wytłumaczyć jedynie młodym stażem pracownika, który podjął błędne decyzje - wyjaśnia Jan Kołodyński, menadżer ds. komunikacji korporacyjnej w sieci Biedronka. Informuje także, że personel sieci w związku z tą sytuacją otrzymał zestaw zaleceń, jak rozwiązywać takie sprawy w przyszłości, aby uniknąć kuriozalnych sytuacji jak ta.
Konsumentów należy uczulić - właścicielem produktu stajemy się dopiero po zapłaceniu. Wówczas otrzymujemy paragon, czyli dowód transakcji. Jeśli otworzymy paczkę czipsów, batona czy lizaka i pozwolimy je jeść dziecku przed podejściem do kasy - wtedy decyzja o zareagowaniu na to zachowanie należy do sprzedawcy. Jeśli jednak informujemy o sprawie sprzedawcę przy kasie, to nie powinna spotkać nas żadna przykrość.
Maciej Rugała, dziennikarz Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl