Dzieci urodzone przez surogatki znalazły schronienie w kijowskiej piwnicy. "Nie mogę porzucić tych dzieci"
W Ukrainie świadczenie usług rodzicielstwa zastępczego dla osób z zagranicy jest w pełni legalne. Z powodu inwazji Rosji na Ukrainę biologiczni rodzice dzieci rodzonych przez surogatki nie mogą ich osobiście odebrać. Część z surogatek decyduje się na ewakuację i pozostawienie noworodków. Aż 19 takich maluchów przebywa w jednej z piwnic w Kijowie.
1. Ukraina to surogacyjne centrum świata
Ukraina to jedno z nielicznych państw, które oferuje usługi macierzyństwa zastępczego cudzoziemcom. Zgodnie z danymi, na które powołał się dziennik "New York Times", obecnie w Ukrainie ok. 500 kobiet jest w ciąży zastępczej i oczekuje przyjścia na świat dzieci zagranicznych klientów. Każdego roku przychodzi tam na świat około 4 tysięcy noworodków. Dzieci, które urodziły się tuż przed rozpoczęciem lub w trakcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, czasami są porzucane przez surogatki. W jednej z kijowskich piwnic założono dla nich żłobek, w którym zespół niań opiekuje się dziewiętnastką dzieci.
Wybuch wojny wywołał również zawirowania związane z obywatelstwem noworodków. Zgodnie z ukraińskimi przepisami biologiczni rodzice muszą być obecni na miejscu i potwierdzić narodowość maluchów.
Matki zastępcze zazwyczaj zarabiają ok. 65 000 złotych (15 tys. dolarów) za urodzenie dziecka, a na rynku działa 14 firm, które oferują ich usługi zagranicznym parom, które same nie mogą mieć potomstwa.
Największą firmą oferującą usługi surogatek jest BioTexCom, która w Polsce reklamuje się jako "Centrum Rozrodu Człowieka".
Firma po wybuchu wojny zdecydowała się na uruchomienie w piwnicy żłobka dla dzieci, które urodziły matki zastępcze.
W żłobku schronienie znalazły maluchy, których biologiczni rodzice, gdy wybuchła wojna, byli poza granicami Ukrainy, a obecnie nie mogą po nie przyjechać. Pary nie wiedzą, w jaki sposób mogą odebrać swoje dzieci, albo jak bezpiecznie wywieźć je z kraju.
Maluchy leżą w ponumerowanych łóżeczkach i żyją tylko dzięki opiekunkom, które odmówiły opuszczenia bombardowanego miasta.
2. "Nie mogę porzucić tych dzieci"
Jedną z kobiet zajmujących się dziećmi w prowizorycznym żłobku jest 51-letnia Ludmiła Jaszenko. Jej mąż i dwaj synowie walczą z rosyjską armią i namawiają ją do opuszczenia ostrzeliwanego Kijowa. Jednak ona odmawia.
- Nie mogę porzucić koleżanek, nie mogę porzucić pracy, nie mogę porzucić tych dzieci. Pozostanę tutaj, dopóki wszystko nie wróci na swoje miejsce - tłumaczy.
Albert Tochylovsky, właściciel BioTexCom, stwierdził w rozmowie z dziennikiem "New York Times", że jeśli sytuacja w Kijowe pogorszy się, zamknie piwnicę i podejmie próbę ewakuowania dzieci.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl