Trwa ładowanie...

Wolontariuszka z domu samotnej matki i dziecka w Charkowie. "Są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy"

 Maria Krasicka
28.02.2022 20:27
Wolontariuszka z domu samotnej matki i dziecka w Charkowie. "Są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy"
Wolontariuszka z domu samotnej matki i dziecka w Charkowie. "Są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy" (GettYimages)

Od kilku dni w Charkowie toczą się walki między Ukraińcami a Rosjanami. Drugie co do wielkości miasto Ukrainy zostało ostrzelane 28 lutego rakietami Grad. Według ukraińskiego MSW, w wyniku ataku setki osób zostało rannych, a jedenaście zginęło. Jak w takich warunkach funkcjonuje dom samotnych matek z dziećmi? Opowiedziała o tym wolontariuszka w rozmowie z PAP.

spis treści

1. Dom samotnej matki w Charkowie

Ania, wolontariuszka w domu dla samotnych matek z dziećmi w Charkowie opowiedziała w rozmowie z PAP, jak wygląda jej praca podczas wojny. W przedszkolu są zabawy, a w razie zagrożenia wszyscy chronią się w piwnicy.

- Charków cały czas jest pod ostrzałem. Od rana było niespokojnie, ale teraz idzie rosyjski atak. Wszystko jest w ogniu. Ludzie w centrum chowają się w piwnicach, w metrze - powiedziała w rozmowie z PAP.

Zobacz film: "Rodzicie myśleli, że to ugryzienie komara. Okazło się, że dziewczynka choruje na białaczkę"

Placówka znajduje się w pobocznej dzielnicy miasta - po przeciwległej stronie do obecnej linii rosyjskiego ataku.

- Tutaj tylko słychać wybuchy, jeszcze do nas one nie doszły. Jest jednak bardzo głośno. Jesteśmy w placówce z dziećmi, ich mamami i siostrami zakonnymi - zrelacjonowała. - Mamy tu przedszkole, które jest niższe, bardziej osadzone przy ziemi. Dlatego w nim się znajdujemy. Mamy jednak też piwnicę, do której idziemy w razie alarmu, zagrożenia - powiedziała.

2. Dzieci nie rozumieją, co się dzieje

Pod opieką zakonnic i wolontariuszy jest blisko 30 dzieci oraz 24 mamy. Dzieci są w różnym wieku.

- Jest tu także moja rodzina: mama, dwóch braci, siostra, ale także siostry zakonne Kamiła i Renata. Te kobiety i dzieci mieszkają w tej placówce na co dzień. My się nimi opiekujemy - powiedziała Ania.

W tym momencie wszyscy w domu dziecka starają się zachowywać spokój tak, aby najmłodsi, jak najmniej odczuwali tę sytuację.

- One tego nie rozumieją. Nie do końca wiedzą, co się stało. Dzień idzie jak zawsze, są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy. Siostry miały taki plan, aby stąd się wydostać, wyjechać do Polski. Na drogach w tym momencie jest jednak bardzo niebezpiecznie, a nas jest dużo. Potrzebne byłyby trzy duże samochody - mówiła w rozmowie z PAP.

Dzieci w kijowskim schronie
Dzieci w kijowskim schronie (GettyImages)

Pytana, skąd znajduje siłę na zachowanie spokoju w tak trudnym momencie, powiedziała, że odnajduje ją w Panu Bogu.

- Gdzie jeszcze szukać tych sił? Tylko w modlitwie. Bardzo dużo ludzi do nas pisze i dzwoni. Tak z Polski, jak i z innych miejsc na Ukrainie. Teraz nie mamy na co narzekać. Ci, którzy są w centrum, mają znacznie gorzej. Tam jest bardzo gorąco. Strach jest, to oczywiste, bardzo duży strach - powiedziała. - Bliscy mi ludzie znajdują się trzeci czy czwarty dzień w metrze i nie mogą wyjść. Nie mają co jeść, nie mają co pić. Bardzo dużo ludzi dziś zginęło. Ok. 20 osób zabito od rana w tym ostrzale - dodała ze smutkiem w głosie.

- Dziękuję Polakom i Polsce za każdą pomoc i dobre słowo - powiedziała na koniec.

Źródło: PAP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze