Do tej restauracji nie wejdziesz z dzieckiem. Zakaz wzbudza kontrowersje
Restauracja Casa Mia w Zakopanem naklejką na drzwiach informuje, że wejście do restauracji z dziećmi poniżej 6 lat nie jest możliwe. Codziennie kelnerzy muszą tłumaczyć rodzicom, dlaczego ten zakaz obowiązuje i nie ma od niego wyjątków.
1. Z małym dzieckiem nie wejdziesz
Zakopane oblegane jest przez turystów przez cały rok. Chętnie korzystają oni z bogatej oferty restauracji, szczególnie tych ulokowanych przy Krupówkach. Jedna z nich, Casa Mia, wyróżnia się nie tylko pysznym jedzeniem i dobrym klimatem. Naklejka na drzwiach informuje, że do restauracji nie można wchodzić ze zwierzętami, z wózkami i z dziećmi do lat 6.
Chociaż zakaż wisi na drzwiach już od roku, właścicielka restauracji, Anna Studlik, codziennie tłumaczy rodzicom, dlaczego podjęła taką, a nie inną decyzję. Konsekwentnie jednak trzyma się swojego postanowienia. Decyzja o zakazie wstępu dla dzieci do lat 6 to nie fanaberia pani Anny. Niejako zmusili ją do tego roszczeniowi rodzice, którzy nie reagowali prośby dotyczące wózków i zachowania dzieci. Dlaczego właścicielka zdecydowała się na taki krok?
2. Walka z wózkami
Restauracja Casa Mia składa się z niewielkiego pomieszczenia, w którym znajduje się 8 stolików. Od początku pani Anna konsekwentnie prosiła rodziców, żeby nie wjeżdżali z wózkami i spacerówkami do lokalu, ponieważ wózki ustawione przy stolikach utrudniały pracę kelnerom, przeszkadzały też w swobodnym poruszaniu się po restauracji.
- Byliśmy restauracją naprawdę przyjazną dzieciom. Mamy całą szafę zabawek, kolorowanki, kredki, specjalne krzesełka, które można przymocować do stolików. Niestety, nasza restauracja jest bardzo mała, dlatego przez długi czas prosiliśmy rodziców, żeby nie wjeżdżali do wnętrza z wózkami - zaczyna opowieść pani Anna.
Prośby nie zawsze skutkowały. Część rodziców podchodziła do tłumaczących sytuację kelnerów z pretensjami i agresją. Kolejnym problemem, na który narzekali rodzice był brak przewijaka w toalecie, która znajduje się na zewnątrz lokalu.
- Nasza restauracja znajduje się w starym budynku, nie mamy możliwości przeniesienia i powiększenia toalety. O tym, że nie ma u nas przewijaka, informowaliśmy gości z dziećmi. Niektórzy byli wyraźnie niepocieszeni - dodaje Studlik.
W miarę jak restauracja stawała się coraz bardziej znana, rodzin z dziećmi i związanych z nimi kłopotów przybywało. Rodzice potrafili awanturować się o to, że w zimie muszą wyjść z dzieckiem do toalety na zewnątrz, mimo że wiedzieli, jakie warunki panują w restauracji.
- Codziennie po kilkanaście razy musieliśmy odpowiadać na ataki rodziców. Aż w końcu czara goryczy się przelała i podjęłam decyzję o wprowadzeniu zakazu.
3. Awantura o przewijak
O tym, że w toalecie w restauracji nie ma przewijaka rodzice byli informowani przez obsługę. Toaleta jest na tyle mała, że nie można tam swobodnie wjechać z wózkiem, żeby przewinąć niemowlę. Często jednak rodzice ignorowali uwagi obsługi i zdarzało się, że przewijali dziecko w ukryciu, na sali.
- W końcu, 5 stycznia, po tym, jak pani przewinęła dziecko na stole, przy pełnej sali, powiedziałam: dość. Mnie klienci później obwiniali za tę sytuację, ale co ja mogłam zrobić? Pani awanturowała się, że ona z dzieckiem nie wyjdzie, bo w toalecie nie ma przewijaka i to nie jej wina, że restauracja nie jest przyjazna rodzinom z dziećmi. Postanowiła więc przebrać dziecko na stole - opowiada właścicielka.
Po tym wydarzeniu pani Anna zdecydowała, że umieści na drzwiach naklejkę informującą o tym, że nie ma możliwości wejścia do restauracji z dziećmi poniżej 6 lat, z wózkami i psami.
Jak sama przyznaje, naprawdę starała się stworzyć dzieciom przyjazne warunki. Niestety niektórych rzeczy nie może zmienić.
- To nie wynika z naszej złej woli. Taka jest specyfika naszej restauracji. Nie mamy tu zbyt dużo miejsca, nie możemy przebudować pomieszczeń. Nie chcę też codziennie tłumaczyć i upominać rodziców, że ich dzieci przeszkadzają innym klientom - dodaje.
Właścicielka Casa Mia zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy rodzice z dziećmi są nieodpowiedzialni i lekkomyślni i decyzja o zakazie może być dla niektórych krzywdząca, ale w tym momencie nie widzi innej możliwości rozwiązania problemu.
4. Sprzeciw rodziców
Zakaz początkowo wzbudził dużo kontrowersji, zwłaszcza wśród społeczności zgromadzonej na fanpage'u restauracji. Wiele osób zarzucało pani Annie, że pochopnie postąpiła i że przez to straci klientów. Właścicielka cierpliwie odpisywała na wszystkie zarzuty i konsekwentnie broni swojej decyzji.
Wśród recenzji możemy przeczytać opinie (pisownia oryginalna):
'Wchodząc do lokalu zostałam poinformowana, że nie wypuszczają klientów z dziećmi poniżej 6 lat. Ja byłam z 2-letnim synkiem. Uważam, że to skandal tak dyskryminować ludzi z małymi dziećmi! I sposób w jaki zostało to zakomunikowane!! Nigdy więcej moja noga tam nie stanie! Nie rozumiem też polityki właścicieli, ale stracicie przez to bardzo wielu klientów!''
Pojawiają się te bardziej dosadne:
''Zakaz wstępu dla dzieci? I Wy się nazywacie ludźmi? Jawna dyskryminacja niewinnych aniołków. Życzę wam, żeby zamknęli tą stodołę''
''Zdecydowanie nie polecam. To pierwsza restauracja, w której spotkałem się z zakazem wejścia dla dzieci poniżej 6 roku życia. Być może istnieją jeszcze inne warunki wejścia, ale wolałem już nie dopytywać. Jak dla mnie poniżej krytyki."
Mimo tego pani Anna nie może narzekać na brak klientów. Codziennie, mimo widocznego zakazu, kelnerzy obsługujący w restauracji muszą tłumaczyć, dlaczego do restauracji nie może wejść rodzic z małym dzieckiem. Niektórzy rozumieją tę decyzję, inni nie mogą pogodzić się z odmową.
- Dwa miesiące temu był u nas jeden pan. Na informację, że nie zostanie wpuszczony wraz z dzieckiem odparł, że nas zniszczy. Niedługo po tym w naszej restauracji pojawiły się wszystkie możliwe kontrole. Była Państwowa Inspekcja Pracy, Państwowa Inspekcja Handlowa, delegacja z Urzędu Skarbowego i Celnego. Przez miesiąc odpowiadałam na pytania urzędników, którzy ostatecznie nie znaleźli żadnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu lokalu - opowiada Studlik.
5. Wsparcie od klientów
Po drugiej stronie barykady znajdują się klienci, którzy pochwalają decyzję. Co ciekawe, są wśród nich zarówno rodzice, jak też osoby bezdzietne.
- Klienci często podchodzą do mnie i gratulują pomysłu. Przygotowujemy teraz więcej romantycznych kolacji i przyjęć zaręczynowych. Jakbym miała zebrać maile, które do mnie przychodzą i które dotyczą zakazu, to większość z nich jest pozytywna. Wydaje mi się, że duża część osób jest za tym, żeby były miejsca, do których nie można wchodzić z dziećmi, ale boi się do tego publicznie przyznać - mówi właścicielka.
Do zakazu przyjaźnie nastawieni są też niektórzy rodzice. Przyznają, że po całym dniu z dzieckiem, wyjście na kolację z partnerem jawi im się jako odpoczynek. W restauracji pani Anny nie muszą przejmować się krzyczącymi i bawiącymi się dziećmi, bo ich tam po prostu nie ma.
- Sama mam dzieci, ale jeśli gdzieś razem wychodzimy, staram się tak wybierać miejsce, żeby było przystosowane i posiadało wszystkie niezbędne mi rzeczy. Sprawdzam na jakie udogodnienia mogę liczyć i jeśli coś mi nie odpowiada, to po prostu nie wybieram tego miejsca - mówi właścicielka.
Pani Anna ma nadzieję, że sytuacja powoli będzie się uspokajać. Po wprowadzeniu zakazu część klientów zrezygnowała z wizyt w restauracji, ale na ich miejsce pojawili się nowi. Od tego czasu zarówno pani Anna, jak i obsługa restauracji narażeni są na pretensje i słowną agresję ze strony niezadowolonych klientów, ale jak sama przyznaje - to było ryzyko, które była w stanie podjąć. I swojej decyzji nie zmieni.
Dowiedz się więcej:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.