Nie miały pieniędzy. Seniorką i 2,5-latką z Polski zajął się celnik
Pielgrzymka do Medjugorie skończyła się interwencją policji. Pani Grażyna z wnuczką chciała prosić o cud dla rodziny. Zamiast została bez pieniędzy z małym dzieckiem na granicy Chorwacji z Bośnią i Hercegowiną.
1. Pielgrzymka z prośbą o cud dla rodziny
Pani Grażyna Szczerkowska z Działoszyna zdecydowała się na pielgrzymkę za pośrednictwem biura "Totus Tuus - Cały Twój". Już raz pielgrzymowała z tą firmą, więc postanowiła skorzystać z jej usług ponownie.
Tym razem na pielgrzymkę zabrała swoją wnuczkę Krysię, dla której jest rodziną zastępczą, oraz syna. Chciała prosić o cud dla rodziny. Synowa, mama małej Krysi, zmarła kilka miesięcy po urodzeniu dziecka.
Mieszanka Działoszyn w rozmowie z "Wyborczą", która opisała jej historię, mówi, że emeryturę ma skrombą i dorabiała, by zapewnić Krysi wszystko, czego potrzebuje. Chciała odwiedzić Medjugorie, gdzie według wiary części katolików doszło do cudu objawienia, w szczerej intencji, by na wzgórzu modlić się o pomoc dla syna i dwuipółletniej wnuczki.
Wyjazd miał trwać od 27 kwietnia do 5 maja, a koszt wyniósł 850 zł od osoby. Dodatkowo w autokarze zbierano 270 euro od każdego uczestnika. Dla pani Grażyny to spora kwota, ale kobieta liczyła, że dzięki pielgrzymce odmieni się los jej rodziny.
2. Zostawieni na pastwę losu
Przed wyjazdem pani Grażyna upewniała się, że wszystkie formalności zostały załatwione. Wraz z wnuczką i synem zjawiła się punktualnie. Wszyscy byli gotowi do drogi. Problemy pojawiły się na granicy z Chorwacją oraz Bośnią i Hercegowiną.
Okazało się, że Krysia nie ma dokumentu tożsamości. Babcia miała zaświadczenie z sądu, że jest rodziną zastępczą, a biuro podórzy z kolei miało zapewniać, że to wystarczy. Nie wystarczyło. Konieczny był dokument ze zdjęciem.
Sytuacja problematyczna, tym bardziej że - jak twierdzi kobieta - nikt na to wcześniej nie zwrócił uwagi. Kobietę wraz z dzieckiem wyrzucono z autokaru na granicy. Syn kobiety nie chciał zostawiać ich samych, więc również wysiadł.
Pani Grażyna błagała, by zwrócono jej chociaż 270 euro, bo nie miała przy sobie żadnych pieniędzy. Autokar pojechał dalej bez trójki pasażerów. Pilotka stwierdziła, że mają radzić sobie sami, choć przed wyjazdem miała sprawdzić dokumenty. Nie było też mowy o tym, bym seniorkę z dzieckiem zawieźć w bardziej konformowe miejsce.
3. Interwencja policji
Choć pozostali pielgrzymi chcieli interweniować, niewiele udało im się wskórać z nieustępliwą pilotką. Biuro też zapewniało, że formalności zostały dopełnione. Pani Grażyna z synem i wnuczką zostali sami w obcym kraju i bez pieniędzy.
- Zostawiono nas zupełnie bez niczego, z małym dzieckiem. Czułam się bezradna. Prosiłam pilotkę, żeby nam pomogła. Pasażerowie chcieli się zrzucić, abyśmy mogli pojechać do Zagrzebia i wyrobić tymczasowy paszport dla Krysi, ale pilotka stwierdziła, że mają nie robić dziadostwa - twierdzi pani Grażyna w rozmowie z "Wyborczą".
W końcu rodzinę przygarnął chorwacki celnik, któremu zrobiło się przykro. Jego żona zawiozła ich do znajomych, którzy wynajmowali pokój. Siostry zakonne przynosiły im posiłki i jakoś przetrwali, dopóki nie wrócił po nich autokar.
Po powrocie do kraju pani Grażyna kontaktowała się z biurem pielgrzymkowym, by odzyskać choć część pieniędzy. Pilotka zawiadomiła policję. Zgłosiła funkcjonariuszom, że babcia chciała wywieźć dziecko za granicę.
- Dyżurny otrzymał zgłoszenie przez telefon o niepokojącej sytuacji w jednej z rodzin na terenie Działoszyna. Informacja ta wpłynęła od pracownika jednego z biur turystycznych. Dyżurny wysłał na miejsce patrol celem weryfikacji informacji zawartych w zgłoszeniu. Policjanci dokonali sprawdzenia zarówno warunków bytowych, jak i sytuacji rodzinnej mieszkańców posesji. Funkcjonariusze nie potwierdzili informacji przekazanej przez zgłaszającego - przekazała "Wyborczej" młodsza aspirant Wioletta Mielczarek, oficer prasowa KPP w Pajęcznie.
Mundurowi sprawdzili warunki w domu i nie stwierdzili żadnych uchybień. Krysia jest zadbana, nic też nie wzbudziło niepokoju funkcjonariuszy, a pani Grażyna ma nieposzlakowaną opinię.
Dziennikarzom "Wyborczej" mimo prób nie udało się porozmawiać z przedstawicielami biura podróży.
Dominika Najda, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl