Boże Narodzenie z rodziną. Kiedy świętom towarzyszy stres, upokorzenie i chęć ucieczki
Nie każdemu rodzinna atmosfera podczas świąt Bożego Narodzenia kojarzy się pozytywnie. Serdeczne rozmowy, zastępują wścibskie komentarze, "dobre" rady czy krytyczne oceny, o które nikt nie prosił. Nie ma bliskości, ciepła i tęsknoty za rodziną. Jest za to stres i rozmyślanie nad tym, jak się zachować, gdy po raz kolejny padnie pytanie, które wprawi w zakłopotanie i sprawi przykrość.
1. Czuła się gorsza, bo porównywano ją z innymi
Ania mieszka w Warszawie, ma 26 lat. Święta Bożego Narodzenia to dla niej nieustanny stres, a wszystko przez wahania wagi w okresie dojrzewania.
- Zamiast "dobrze cię widzieć", słyszałam od mojej babci na przywitanie "chyba ci się znowu przytyło". Czułam się zawstydzona i winna temu, że wyglądam nie tak, jak powinnam - opowiada.
Na docinkach dotyczących wagi jednak nie koniec.
- Samopoczucie pogarszał fakt, że w mojej obecności babcia chwaliła inne, szczuplejsze siostry. Traciłam nastrój, przy stole byłam skrępowana i nie chciałam nic zjeść. Wtedy doradzano mi, co jest najmniej kaloryczne. To komentowanie, co jem i w jakiej ilości sprawiało, że chciałam zapaść się pod ziemię. Czułam się upokorzona - mówi.
Ania wracała do domu z ogromnym poczuciem wstydu.
- Płakałam. Nie chciałam więcej czuć się tak w święta, więc na następne nie pojechałam. Usłyszałam, że mam humory i że taką damę, jak ja trzeba specjalnie zapraszać. Dzisiaj, kiedy mam 26 lat i jestem trochę szczuplejsza, słyszę, że najwyższy czas na męża i dziecko. "Kiedy w końcu kogoś przyprowadzę i przedstawię bliskim? Wszyscy kogoś mają, tylko ja zostałam". Tylko, że nie wie, że niedawno zakończyłam bardzo ważną dla mnie relację, nie wie, jak trudno było mi się pozbierać - mówi Anna i dodaje:
- Babcia przy stole bez skrupułów pyta też, kiedy ostatni raz byłam w kościele, bo wydaje jej się, że chyba o nim zapomniałam. "A bez Boga ani do proga" - opowiada.
Rodzina Anny jest bardzo religijna i nie akceptuje tego, że dziewczyna nie chodzi do kościoła. Mimo że wiedzą, że sceptycznie podchodzi do wiary i znają jej zdanie na temat duchownych, stale starają się ją "nawrócić".
- Uporczywe wypytywanie o chodzenie do kościoła, a nawet spowiedź wprawia mnie w takie zakłopotanie, że nie wiem, jak z tego wybrnąć. Wszyscy dookoła są wierzący, więc chyba nie muszę dodawać, jaka jest ich reakcja, gdy słyszą, że ja nie. Atmosfera wtedy gęstnieje, robi się sztucznie, ktoś próbuje zmienić temat, a ja mam ochotę wyjść, ale przecież nie będę robiła scen - opisuje Anna.
2. Pomyśl, zanim zapytasz
O podobnych - z pozoru niewinnych - komentarzach bliskich dotyczących wyglądu, wagi, życia intymnego, pracy czy ocen w szkole i ich konsekwencjach dla osób, które je słyszą, rozmawialiśmy z Weroniką Czyrny, psycholożką pracującą w fundacji udzielającej wsparcia kobietom po utracie ciąży oraz będących w trudnych sytuacjach okołoporodowych.
- Część z rzeczy, które umieściłam na tych planszach, słyszałam od swoich znajomych, osób, którym udzielałam wsparcia lub sama byłam ich świadkiem. Niektóre z tekstów na grafikach tworzyłam po prostu z myślą o człowieku mieszkającym gdzieś w Polsce i tym, z czym może się zmagać. Z początku wydawało mi się, że to niemożliwe, żeby w rzeczywistości część z tych rzeczy słyszeć od bliskich osób, ale później zalała mnie po prostu fala komentarzy i wiadomości prywatnych, w których ludzie pisali, że słyszeli dokładnie to samo, a nawet i gorsze rzeczy. Nie wiedziałam, że to się dzieje na taką skalę i że jest tyle rodzin, w których zamiast cieszyć się ze świąt, odpocząć wspólnie od zgiełku codzienności, spotykamy tak nieprzyjemne komentarze - mówi specjalistka.
Zdaniem psycholożki ci, którzy kierują nieprzychylne słowa pod adresem bliskich, często nie mają złych intencji.
- Mam wrażenie, że takie komentarze wynikają czasami z troski. Ludzie myślą, że doradzą komuś, kto jest samotny, mówiąc "znajdź sobie kogoś". Tylko nie wiedzą, że to tak nie działa. I wydaje mi się, że pytając np. "kiedy będziesz miała dziecko" brakuje im tej refleksji. Nie myślą o tym, że te słowa mogą komuś wyrządzić krzywdę, że nie przynoszą nic dobrego. Przecież taka osoba wie, jak wygląda, wie, czy jest samotna i że nie ma dziecka. To nie są rzeczy odkrywcze. Często też komuś się może wydaje, że wie co będzie najlepsze dla drugiej osoby. Ale skąd, skoro jesteśmy tak różni? Ludzie są chyba przyzwyczajeni, aby mierzyć czyjeś życie swoją miarą i uważać, że tylko jeden model jest słuszny. A czegoś podobnego nie można przecież wymagać - wyjaśnia Weronika Czyrny.
3. Jak reagować na nadmierną dociekliwość?
Psycholożka zapytana o to, jak reagować na natrętne i wprawiające w zakłopotanie pytania odparła:
- Nie ma jednego gotowego przepisu, recepty. Jeżeli ktoś czuje się gotowy, to może powiedzieć, co takie pytanie w nim robi, jak się czuje, słysząc je. Część ust może to zamknąć, bo zdarza się, że ludzie po prostu nie wiedzą, jakie uczucia wywołują takie komentarze. Może się też zdarzyć, że takie szczere przyznanie "jest mi strasznie przykro, kiedy tak mówisz" wytrąci naszego rozmówcę z równowagi, zwłaszcza w tych rodzinach, gdzie o emocjach się z reguły nie mówi - mówi Weronika Czyrny.
- Unikałabym nakłaniania kogoś do takiego, a nie innego zachowania, jak "powinieneś powiedzieć, żeby się odczepili", "po prostu zerwij kontakt". A co, jeśli np. ja jestem zdany na tych rodziców, bo mieszkam z nimi, nie jestem pełnoletni? Nie dokładajmy sobie kolejnych ciężarów powinności - przekonuje.
Specjalistka dużą rolę w pomocy osobom, które czują się dotknięte przez bliskich, widzi w tych, którzy są świadkami takich kłopotliwych sytuacji.
- Takie bliskie osoby, które uczestniczą w tego typu wydarzeniach, mają ogromną moc. Bo to, że my powiemy, że źle się czujemy z takimi zachowaniami to jedno, ale jeśli ktoś inny zauważy, że to jest niewłaściwe i że ten komentarz dotyczący naszego życia jest nie na miejscu, to jest podwójny przekaz dla tej osoby mówiącej. To jest taka informacja dla wszystkich obecnych i mówiącego, że to nie ja jestem "nadwrażliwa" czy "nie znam się na żartach", ale to zachowanie komentującego jest nie w porządku - wyjaśnia ekspertka.
4. Jak uczyć się właściwego reagowania na słowa, które ranią?
Czasami nie wiemy jak zareagować, ale nie ma w tym nic złego. To nie czyni z nas osób nieumiejętnych, ta sytuacja nie świadczy o nas, a o tym, kto te słowa wypowiada. My nie jesteśmy niczemu winni, warto o tym pamiętać. Ale możemy pracować nad swoimi reakcjami, budować gotowość do powiedzenia "stop".
Jak wytłumaczyć np. osobie starszej, o silnie konserwatywnych przekonaniach, pewne zmiany kulturowe, np. zmienić ukształtowany w świadomości obraz kobiety i jej roli?
- Pytanie czy my jesteśmy w stanie w kimś wykonać aż tak dużą zmianę. Jeżeli to jest faktycznie ktoś bliski, z kim mamy relację, taką, że możemy tę osobę próbować uświadamiać, tłumaczyć, że świat się zmienia, że kultura się zmienia i że my się zmieniamy to w porządku, próbujmy. Ale to prawdopodobnie jest wszystko, co możemy zrobić. Trzeba przyznać, że nie na każdego to zadziała, nie w każdym przypadku to ma sens. Dlatego czasami najlepsze, co można zrobić, to w ogóle nie wchodzić w taką dyskusję. I się z niej wycofać. Albo nawet z kontaktu, jeżeli mamy w sobie taką gotowość i ta relacja jest dla nas na tyle trudna. Czasami to jest ratowanie swojego zdrowia psychicznego - mówi specjalistka.
Weronika Czyrny zwraca też uwagę na konsekwencje, jakie raniące słowa mogą wywołać.
- Zdarza się tak, że my te czyjeś przekonania, często kompletnie bzdurne i krzywdzące, niestety przyjmujemy jako swoje. Po takich powtarzających się słowach możemy zacząć myśleć, że jesteśmy nic nie warte, że to nic dziwnego, że nikt nas nie kocha. Nie jestem "prawdziwą kobietą", bo nie mam dziecka, a przecież każda "prawdziwa kobieta" je ma. Bzdura. To ogromnie wpływa nie tylko na poczucie wartości, ale też na przykład na dokonywane pod presją wybory życiowe, niezgodne z naszymi potrzebami. Będziemy chciały się umieścić w jakiejś roli społecznej czy miejscu przypisanym przez rodzinę. Zaczniemy robić coś, czego same tak naprawdę nie chcemy - mówi i dodaje:
- Dobrze to widać w przypadku kobiet, które doświadczają przemocy zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Taka kobieta ma już nawet czasami tę gotowość w sobie, żeby wyjść z takiego związku, ale widzi, że rodzina naciska, aby nie zostawiała męża, bo przecież dobra żona to taka, która jest przy mężu, nie można się rozstawać, a rozwód to skandal, to może być czynnik, który sprawi, że ta kobieta dalej będzie trwała w takiej krzywdzącej relacji i będzie cierpieć, bo tego się od niej oczekuje - opisuje psycholożka.
Będąc przy tym rodzinnym stole pomyślmy, zanim coś powiemy. Ile tak naprawdę wiemy o czyimś życiu i czy mamy prawo do wydawania nad nim sądów? Jeśli jesteśmy świadkiem takich komentarzy - reagujmy, mówmy o tym, że to nie jest w porządku. .
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl